Długi tor - czarodziejskie wyścigi

Ove Fundin, Sam Ermolenko, Henka Gustafsson - ci zawodnicy ścigali się na długim torze. Specjalistą w tej dziedzinie był także Don Godden. Historię tych zawodników przybliża Tomasz Lorek.

W tym artykule dowiesz się o:

Widzisz bezchmurne niebo, ból przeszywa twoje ciało, wokół krzątają się ludzie, którzy mówią w niezrozumiałym dla ciebie narzeczu… Twoja prawa noga jest złamana w dwunastu miejscach, marzysz o tym, aby Peter Adams jak najszybciej załatwił transport do dobrego szpitala w Karlsruhe. Marzenia o kolejnym tytule mistrza świata dla USA należy odłożyć na zakurzoną półeczkę. Shawn Moran był królem długiego toru w Mariańskich Łaźniach w 1983 roku, a Sam Ermolenko bardzo chciał zdobyć drugie złoto dla Ameryki w tej pięknej odmianie wyścigów. W 1988 roku zapaliło się światełko w tunelu. W swoim debiutanckim występie wujek Sam zajął jedenaste miejsce w finale rozegranym w niemieckim Scheesel. Dolna Saksonia… 13 oczek, obiecujący dorobek jak na zawodnika, który dopiero poznawał tajniki wyścigów na długim torze.

Egon Mueller, trzykrotny mistrz świata w longtracku (1974, 1975, 1978) odwrócił się plecami do toru. W Herxheim dawno nie oglądano tak koszmarnego karambolu. Sam Ermolenko wciąż leżał na torze, czekał na decyzję medyków, helikopter już zmierzał do Herxheim, aby przetransportować Amerykanina do szpitala. Egon był przerażony rozmiarami kraksy, nie chciał nasączać oczu widokiem cierpiącego Sama. Peter Adams, menedżer Wolverhampton Wolves wtedy i dziś, zmierzał w stronę leżącego Amerykanina. Hałas helikoptera lądującego na murawie zagłuszył gęstwinę gorączkowych rozmów w parku maszyn. Ktoś w pośpiechu wyszeptał, że Ermolenko raczej już nie wsiądzie na motocykl…

Półfinał MŚ na długim torze, Herxheim, lipiec 1989 roku. Pielęgniarka, która podsuwa oszołomionemu Samowi pismo i łamaną angielszczyzną mówi: podpisz w tym miejscu. Chodziło o zgodę na operację. Ermolenko ostatkiem sił podniósł się na szpitalnym łóżku i zapytał: co mi dolega? Nie podpiszę żadnego papierka dopóki nie powiesz mi co się ze mną stało! Pielęgniarka nalegała, prosiła o podpis, ale Sam był nieugięty jak podczas walki na torze. - A jeśli amputujecie mi nogę? Co wtedy pocznę? Chcę rozmawiać z kimś kto włada angielskim - jasno zakomunikował Ermolenko. Spłoszona pielęgniarka nie wiedziała jak zachować się w tej sytuacji. Wybiegła z sali, a Amerykanin przeczuwał najgorsze. Po kilkunastu minutach zjawił się człowiek w białym kitlu, który powiedział, że noga pacjenta wygląda bardzo źle. Ermolenko przeraził się nie na żarty. Mam obudzić się bez nogi? O nie. Sam uparcie odmawiał złożenia podpisu, nie chciał wyrazić zgody na operację. Wtedy doktor uśmiechnął się jak zawodowy aktor, w błagalnym geście rozłożył ręce i powiedział do Sama: pańska noga nie wygląda najgorzej. Złoty trik zadziałał. Sześć godzin operacji, złamana noga, złamany nadgarstek i nos… Nerwowe oczekiwanie. Minuta przeradzała się w wieczność. Małżonka Shelley i siostra Melody chciały poruszyć niebo i ziemię, byle tylko ulżyć Samowi…

A miało być tak przepysznie w 1989 roku. Ermolenko wygrał Finał Zamorski w Coventry. W pokonanym polu Sam pozostawił takich fachowców jak Kelvin Tatum, Ronnie Correy, Simon Wigg, Alan Grahame, Mitch Shirra, Andy Grahame, Jeremy Doncaster, Andy Smith, Troy Butler i Martin Dugard. Ermolenko śnił o finale światowym w Monachium, ale wypadek w Herxheim zweryfikował plany Amerykanina. W feralnym wyścigu Sam jechał na trzecim miejscu. Dwóch zawodników zdołało ominąć leżącego Kalifornijczyka, ale Henka Gustafsson zahaczył Amerykanina. Oprócz kilku siniaków Henka złamał sobie kciuka. Ermolenko nie miał pretensji do Szweda. To ryzyko wpisane w ekstremalną dyscyplinę sportu jaką jest żużel. - Henka nie pojawił się w szpitalu, ale nie rozdzieram szat, bo znam realia życia na walizkach i wiem jak napięty jest kalendarz startów profesjonalnego sportowca. Wzruszyła mnie postawa Chrisa van Straatena, promotora Wolverhampton Wolves. Niektórzy promotorzy są obsesyjnie skoncentrowani na sobie, ale Chris jest wyjątkowym gościem. Po dwutygodniowym pobycie w szpitalu w Karlsruhe, operacji, przeszczepie skóry, chciałem odpocząć w domowym zaciszu. Martwiłem się o to jak wykarmię młodą rodzinę, a w sukurs przyszedł mi Chris. Zaproponował, że zorganizuje turniej na Monmore Green, a wszystkie wpływy trafią na moje konto. Nie spodziewałem się tak zacnej inicjatywy. Van Straaten to gość z klasą – rzekł Sam.
[nextpage]16 października 1989 roku odbył się turniej o nazwie Sam Ermolenko Gala Night. Greg Hancock był najskuteczniejszy w ekipie Ermolenko USA Select. "Grin" wykręcił 15 oczek, a na zawody przyleciał ze Stanów stary dobry kumpel Sama, Bobby Schwartz. Drużyna Ermolenko wygrała 49:41 z Resztą Świata, a zawody cieszyły się sporym zainteresowaniem lokalnych mediów. Dopisali również kibice.

Sam długo leczył kontuzję. Zasięgnął opinii lekarzy z Anglii, USA, Australii. Kość nie zrastała się jak należy, ale po wielu zabiegach i dzięki ogromnej determinacji całej familii Ermolenko, małżonki, brata Charlesa "Dukie", Sam wrócił na tor. Zdobył złoto na klasyku, w bawarskim Pocking w 1993 roku, brąz w cyklu Grand Prix w 1995 roku. Dorzucił złoto w DMŚ w 1990, 1992, 1993, 1998 roku, mistrzostwo świata par w 1992 roku, wicemistrzostwo w jeździe parami w 1993 roku.

Wielki sportowiec i znakomity ekspert telewizyjny z właściwą dozą charyzmy…

Długi tor - szalone wyścigi, jakże często na torach odartych od zgiełku cywilizacji. Gornja Radgona w byłej Jugosławii (dziś terytorium Słowenii), fińskie Kapyla, duńskie Korskro, holenderskie Eenrum, francuskie Saint – Macaire… Ryzykowna, kusząca zakochanych w sporych prędkościach zabawa rozpoczęła się w 1957 roku. Norweg Basse Hveem wygrał mistrzostwa Europy na szwedzkim torze Solvalla. Przez trzy kolejne sezony rządził i dzielił reprezentant Niemiec, Josef Hofmeister. W 1961 podczas finału rozegranego w Oslo tytuł wicemistrza świata na długim torze wywalczył legendarny Szwed, Ove Fundin. Aż do 1970 roku rywalizowano o tytuł indywidualnego mistrza Europy. Począwszy od 1971 roku FIM nadała rozgrywkom oficjalny status mistrzostw świata. Ivan Mauger został indywidualnym mistrzem świata w 1971 roku, szósty był jego rodak Barry Briggs.

W drugiej połowie lat 60–tych sukcesy na długim torze zaczął odnosić Brytyjczyk Don Godden. Don wywalczył srebrny medal w 1967 roku w Scheesel. Przegrał walkę o najcenniejszy krążek z Niemcem, Manfredem Poschenriederem. Rok później Godden znów musiał uznać wyższość Manfreda. Tym razem o tytuł rywalizowano w przepięknym bawarskim Muhldorf. Wreszcie w 1969 roku Godden zdobył tytuł mistrza świata na torze w Oslo. Bogate medalowe żniwo zamknął srebrem wywalczonym w 1970 roku w Scheesel. Lepszy od Goddena był Norweg Jon Odegaard.

Don był nie tylko świetnym specjalistą od długich torów. Miał również żyłkę do inżynieryjnych eksperymentów. Firma Godden Engineering powstała w latach 70–tych. Początkowo Don produkował ramy do motocykli przeznaczonych na żużel i wyścigi na torach trawiastych. Jednak jego kreatywność nie ograniczyła się jedynie do ram. Godden błysnął talentem do skonstruowania silnika. Jego dziecko – silnik GR 500, święcił triumfy na długim torze. Shawn Moran, szalony kowboj, zdobył tytuł mistrza świata w 1983 roku startując na silniku Goddena. Rok później dziesięciu finalistów MŚ na długim torze skorzystało z silnika Godden. Powoli do konstrukcji Dona zaczęli przekonywać się eksperci od klasycznego speedwaya. W 1984 roku ośmiu uczestników finału światowego na Ullevi zawierzyło Goddenowi. Jednak prawdziwy rozgłos Goddenowi przyniósł profesor z Oxfordu, Hans Nielsen. Hans, który zawsze imponował baśniowymi startami, błyszczał na Goddenie w trzech finałach światowych. Nielsen zdobył złoto w Chorzowie, Amsterdamie i Monachium ścigając się na brytyjskiej konstrukcji. Don, jak każdy twórca opętany niegasnącym głodem, nie poprzestał na silnikach do speedwaya. Zaczął produkować silniki do wyścigów sidecars o pojemności 1000 ccm.

Don Godden był lubiany przez swoich rywali ze świata wyścigów i motocyklowego biznesu. 11-krotny mistrz Wielkiej Brytanii na torach trawiastych, Alf Hagon uronił łzę, milczał jak zaklęty, gdy dowiedział się o śmierci przyjaciela. - Rywalizowaliśmy na torze, a potem jako konkurenci na rynku sprzętu, ale zawsze darzyłem go ogromną dozą sympatii. Pomyślałem, dlaczego odchodzisz tak wcześnie? Wciąż miał w głowie tyle projektów… Ktoś powie: Boże, Don przeżył 74 lata, piękny wiek, ale wiem, że mógł uczynić jeszcze wiele dobrego dla speedwaya – przyznaje Hagon.

Godden z powodzeniem ścigał się z Ivanem Maugerem, Barrym Briggsem, Peterem Collinsem, Regiem Luckhurstem, Tonym Blackiem i Denysem Goodacre.

- Don Godden z pewnością zostanie zapamiętany jako jeden z największych ekspertów od długiego toru i od torów trawiastych. Kiedy miał swój dzień, tacy mistrzowie jak Mauger, Briggs czy Collins mogli tylko marzyć o tym, aby doścignąć Dona. Był pierwszym Anglikiem, który przetarł szlak na kontynencie. Byliśmy mocni na Wyspach Brytyjskich, ale nie potrafiliśmy przełożyć naszej formy na starty na stałym lądzie. Godden wiedział, że regularna jazda w Niemczech, Holandii, Belgii, Czechosłowacji to idealna recepta na wszelkie problemy związane z utrzymaniem wysokiej formy – wspomina Alf Hagon.

Hagon był u szczytu swojej kariery kiedy Don wkraczał na salony. Godden urodził się w 1936 roku. Od najmłodszych lat przejawiał zainteresowanie motocyklami. Tata niecierpliwie odliczał dni do debiutu Dona. W 1953 roku Godden uzyskał licencję i mógł rozpocząć zabawę w speedway.
[nextpage]- Pamiętam jak zażarcie walczyliśmy o zwycięstwo w turnieju w Minety Vale w 1960 roku. To były mistrzostwa Wielkiej Brytanii na torach trawiastych, jeździliśmy na motocyklach z silnikami o pojemności do 350 ccm. Dwa lata później w Evesham znów byłem minimalnie lepszy od Goddena, ale czułem, że Don odrabia do mnie dystans. Nie myliłem się, Godden był pracusiem, który krok po kroku wspinał się na szczyt - twierdzi Alf Hagon.

W owych czasach Godden już czynił eksperymenty z ramami, ale korzystał z JAP-a, który był przecież inżynieryjnym dzieckiem Alfa Hagona… - Don był wojownikiem na torze, a ponadto zawsze dbał o najdrobniejszy szczegół w przygotowaniu sprzętu. Po morderczej walce wygrał mistrzostwa w Braintree. Nie był showmanem pokroju Rega Luckhursta czy Chrisa Pusey, ale bardzo płynnie jeździł na motocyklu. W mojej ocenie Don był o wiele lepszym zawodnikiem niż sugerują to jego wyniki. Święcie wierzył, że do zwycięstwa potrzebny jest super szybki silnik, tymczasem Godden był znakomitym technikiem. Przechowywał zbyt wiele pomysłów w głowie, wciąż chciał udoskonalać sprzęt – uważa Alf Hagon.

Don Godden przyjaźnił się z fantastycznym człowiekiem – Joe Hughesem. Joe ścigał się na torach trawiastych, długich, na lodzie i na klasycznym speedwayu. Mogli mieszkać 200 mil od siebie, ale nie przeszkadzało im to w częstych odwiedzinach. Joe Hughes, w uroczych pogawędkach pachnących późną jesienią i znakomitą herbatą przyrządzaną przez małżonkę Lorraine, z szacunkiem i błyskiem w oku opowiadał o Goddenie. - Był moim idolem, oczywiście w rozsądnych dawkach. Nie czciłem go tak jak młode dziewczyny podkochujące się w gwiazdach rocka. Poznaliśmy się na zawodach w Niemczech. Don zaoferował mi jedną ze swoich ram. Przemierzyliśmy wspólnie tysiące mil. Wspólne kolacje, konwersacje o życiu i motocyklach, setki intrygujących rozmów. Byłem zauroczony strategią w F1, ciekawił mnie motocross, wyścigi superbikes, nowinki techniczne, więc często wymienialiśmy się spostrzeżeniami. Pożyczaliśmy sobie sprzęt, czasem mój mechanik pracował dla Dona i vice versa. Don był niezwykle uczciwy. Dzielił się wskazówkami, choć byliśmy rywalami na torze. Przyjaźń nie była dla niego pustym dźwiękiem. Kiedy jeździłem na Weslake’u, Don nie wahał się doradzić mi jak mam przygotować sprzęt. Lubił pomagać ludziom – opowiadał Joe Hughes.

Po latach Joe został przedstawicielem Goddena, a sam z powodzeniem ścigał się na konstrukcji Dona. W debiucie na motocyklu z silnikiem Goddena, Joe zajął drugie miejsce w zawodach rozegranych w Butzbach Nedde. Wyprzedził go tylko wybitny specjalista od długich torów, Niemiec Karl Maier. Wielka szkoda, że Joe Hughes, człowiek o tak ogromnej wiedzy i umyśle otwartym na świat, odszedł do Krainy Wiecznych Łowów w listopadzie 2012 roku…

Rolf Majaranta–Flukiger, menedżer Szwajcara Marcela Gerharda, w samych superlatywach wspomina Dona Goddena. - Pamiętam jak dziś rozczarowanie Marcela po finale MŚ na długim torze w Mariańskich Łaźniach w 1991 roku. Gerhard zajął czwarte miejsce, przegrał rywalizację z Gerdem Rissem, Alesem Drymlem i Janem Osvaldem Pedersenem. Piąty był Mitch Shirra, a szósty Stefan Danno. Powiedziałem wówczas Marcelowi, że musimy nawiązać współpracę z Goddenem. W 1992 roku Marcel zdobył złoty medal w Pfarrkirchen. Nigdy nie zapomnę miny Simona Wigga podczas zawodów na trawiastym torze w Berghaupten. „Wiggy” przecierał oczy widząc, że Marcel korzysta z silnika Goddena. Don był wspaniałym człowiekiem. Prawdziwym angielskim dżentelmenem – twierdzi Rolf Majaranta – Flukiger. 

W tym sezonie Joonas walczy o niezwykły skalp. Jeszcze nikomu nie udało się zdobyć 4 tytułów MŚ na długim torze z rzędu. Gerd Riss, wybitny niemiecki specjalista od longtracku był mistrzem w latach 2007 – 2009, a Joonas trzykrotnie sięgał po złoto w sezonach 2010 – 2012. W ME trzy razy z rzędu po tytuł sięgali Niemcy: Josef Hofmeister (1958 – 1960) i Manfred Poschenreider (1966 – 1968). 

Na torze w Rzeszowie obejrzymy współczesny kwiat fachowców od długiego toru. Joonas Kylmaekorpi, Jannick de Jong, Richard Hall, Cameron Woodward, Josef Franc, Jorg Tebbe, Martin Smolinski, Richard Speiser, Aki – Pekka Mustonen… Polski rodzynek, człowiek o wielkim sercu, Stanisław Burza, będzie kroczył śladami Czesława Piwosza, Stanisława Turka, Adama Łabędzkiego, Tomasza Golloba, Piotra Palucha. Stanley… Warto wybrać się do Rzeszowa, bo w sobotni wieczór będzie można napawać się tym czym przed laty oddychali Simon Wigg, Don Godden i Joe Hughes….

Tomasz Lorek

Źródło artykułu: