Fajny, czysty Goeteborg, gdzie przez miasto przebiegają autostrady, gdy się jedzie (jechało, bo byłem tam dawno) jedną z nich, to z lewej pokazuje się piękny stadion Ullevi w kształcie łodzi Wikingów. Kiedyś mieścił ok. 45 tys. ludzi i startowała na nim ligowa drużyna Kaparna. Na jej mecze przychodziło po 1,5 tysiąca ludzi. Wyobrażacie sobie, jak fatalnie wyglądały te puste trybuny? Dużo gorzej nawet niż teraz na Skansenie Olimpijskim we Wrocku. Byłem tam na jednodniowych finałach IMŚ w 1977 i w 1980 roku. Za pierwszym razem lało niczym z cebra, lecz tor jak zwykle przygotowany był na twardo, więc jakoś dało się odjechać te zawody. Myśmy na trybunach prasowych siedzieli pod dachem i na… podgrzewanych ławkach! A mieszkająca w Szwecji gościnna pani Janeczka donosiła nam ciepłą herbatę i kawę. A na błocku wygrał cwany lis Ivan Mauger. Jak pamiętam, w decydującym biegu po przegraniu startu niespodziewanie spokojnie i wolno "pamparampam" jechał sobie z tyłu za dwoma rywalami. I doczekał się, aż obaj na wejściu się wywalili. I była powtórka, w której Ivan już przypilnował dobrego wyjścia spod taśmy. Wygrał! Potem na konferencji prasowej wyjaśniał nam: - Nie było takiej opcji, żeby na tym mokrym torze oni jadąc tak szybko, utrzymali się na swoich motorach, więc cierpliwie poczekałem aż z nich spadną.
Z kolei w 1980 roku była już piękna pogoda i tor na Ullevi jak beton. Jezu, nigdy wcześniej, ani potem takiej twardzizny w speedwayu nie widziałem. Decydował start i pierwszy łuk. Gospodarze liczyli, że dzięki temu wygra ich jedynak i faworyt, dysponujący elektronicznym refleksem Jan Andersson. Tak, to ten dzisiejszy topowy tuner, który przygotowuje silniki m.in. dla naszego Tomka Golloba. Wtedy był jednym z lepszych żużlowców globu. To niejako "wychowanek" wrocławskiego internacjonała Jerzego Trzeszkowskiego, który razem z Jano jeździł w Kaparnie (a potem i w angielskim Swindon). Andersson w lidze potrafił przez cały sezon nie przegrać biegu na Ullevi! Przed finałem w 1980 roku Szwed przyszedł w skórzanej żółto-niebieskiej kurtce do stadionowych pomieszczeń, siadł obok nas i miejscowych działaczy, i w zasadzie się nie odezwał, ani nie uśmiechnął. On jak Lindgren: kamienna twarz. Niestety, w finale (kapitalna atmosfera na wypełnionych trybunach!) raz zawiódł go refleks na starcie i z 11 pkt. (3,0,2,3,3) zajął czwarte miejsce. Boże, co tam ściganci wyprawiali na pierwszym łuku, jakaż była walka na łokcie i kolana! Kwintesencja żużla. Wygrał dłuchachny Angol Mike Lee uważany za największy talent w historii speedwaya. Niestety, nie osiągnął aż takich sukcesów, do których był predestynowany. Przeszkodziły mu narkotyki i inne używki. To też przestroga dla Ciebie Darcy! A jeśli już jesteśmy w tych klimatach, to wtedy szwedzcy celnicy obszukiwali Polaków po ich zejściu z promu w Ystad, bo polowali na przemycane kryształy i alkohole. Polak jednak potrafi. Nasi kibice, w tym sławny "Król Horteksu", w hotelu w Goeteborgu wyjęli z torby bodaj osiem dwulitrowych butelek po wodzie mineralnej, wypełnionych… spirytusem! Bynajmniej nie na sprzedaż.
Potem już mieliśmy na Ullevi turnieje GP na jednorazowej, "sztucznej" nawierzchni, która jakoś tam się nie udawała i dochodziło do kompromitacji. Raz przełożono turniej o tydzień, bo nie dało się na czymś takim ujechać, innym razem niebezpieczną zabawę przerwano bodaj po czterech seriach. Kiedyś Ullevi był dla Polaków szczęśliwym stadionem. W 1966 roku Antoni Woryna i w 1968 Edward Jancarz zdobywali tam tytuły drugich wicemistrzów świata. Ale w GP naszym idzie tam bardzo średnio. Tylko w 2010 r. Gollob był drugi, a na strasznym crossowisku w 2008 r. dość przypadkowo zwyciężył Rune "moje motocykli są szybk" Holta, bo go z trzeciej pozycji koleina z wyjścia wypluła aż na prowadzenie! Stanowczo nie idzie tam Jarkowi Hampelowi.
A inni? Widowiskowy champion Chris Holder sportowo jakby obudził się z zimowego letargu i w lidze już punktuje na poziomie. Ale za to ma zły czas poza torem. Pewnie nigdy się nie dowiemy, czy rzeczywiście - jak pisały gazety - obaj z Wardem pod humorkiem obsikali w Toruniu Kopernika (tzn. pomnik), bo sprawa chyba kolejny raz zostanie zamieciona pod dywan i wyciszona. Pewnikiem jest, iż po zwycięskim meczu Unibaksu ze Spartą obu (plus trzeciemu gagatkowi - plotki wskazują na Batchelora, ale nie wiem, czy to prawda, bo nie sprawdzałem) strzelono fotkę w pubie, gdy z małych kieliszków pili mocny alkohol ( a nie jakieś tam jedno piwko). Pewnie "czystą zdrowotną". Owszem, mieli już fajrant i byli po robocie. Problem w tym, że sezon trwa, a rzecz działa się, jak słyszę, w lokalu, gdzie zorganizowano tzw. osiemnastkę. I nastolatki obserwowały, jak ich idole, mistrzowie świata, się zabawiają. Nie takie winno być młodzieży chowanie i nie taki przykład powinien jej dawać obecnie panujący champion globu, który raczej ma być godnym ambasadorem speedwaya! Powiem krótko: nie chcę takiego mistrza świata jak Pan, Panie Holder w sporcie, który uchodzi za rodzinny! Ja też nie jestem aniołkiem, lecz przecież nie jestem (póki co) zawodnikiem nawet z najniższej półki. Zmartwieni ludzie piszą do mnie na fejsa:
"Panie Bartku, a jaką mamy gwarancję, że Chris z Darcym w meczu nie stają pod taśmą pod wpływem, na kacu lub wzmocnieni czymś innym (w końcu, tuż przed sezonem angielska policja namierzyła Warda, kiedy ten po joincie uciekał przed nią na jakimś motorku). I że nie będą niebezpieczni dla rywali z toru".
Tak kibice się frasują. Do tego Holder w Zielonce, kiedy motor zdefektował mu po kontakcie z "Protasiem" (takie rzeczy się zdarzają), w trakcie trwania biegu zostawił maszynę na torze! Zgadzam się tu z red. Damianem Gapińskim ze "SF" - za to powinna być czerwona kartka, czyli dawniej: wykluczenie do końca zawodów. Uwaga: o ile oczywiście zupełnie nie zablokowało mu tylnego koła, bo wtedy jest ciężka sprawa. Ale chyba nie. Kiedyś na GP podobny numer wywinął także Tomek Gollob, lecz on zrozumiał, jak niewłaściwe, niebezpieczne i niesportowe było wówczas jego zachowanie. A czy Holder coś zrozumie? Oby!
Typowanie wyników GP Szwecji, rozgrywanych na Ullevi, jest przedsięwzięciem karkołomnym. Na osiem przeprowadzonych tam imprez, za każdym razem wygrywał inny ścigant! A nawet takie "wynalazki" - sorry za słowo - jak Bjerre, Andersen, Holta czy nawet Lindgren. Chodzi mi o to, że to nie są i nie byli zawodnicy z tego najściślejszego czuba światowej czołówki. Ale "Fredka", Lindbaeck (choć słaby w tym sezonie), powracający do dawnej mołojeckiej formy Sajfutdinow, mieszkający w Szwecji Hancock, czy Jonsson bardzo dobrze się tam czują. Holder też ma patent na tę "łódź Wikingów". Woffinden jedzie życiówkę: szybko i elegancko. A bojowy Ward? Czy jednak "Adrenalina" i "Herbie" otrząsną się po ostatnich upadkach? I kogo tu wytypować, skoro na Ullevi w zasadzie każdy może wygrać?! A przy okazji wszyscy się krygują i odżegnują, że im bardziej niż na zwycięstwie, zależy na zdobywaniu równej, wysokiej ilości punktów.
Osiołkowi w żłoby dano… Mam rzucić monetą? No to rzucam:
Klasyfikacja końcowa Grand Prix Szwecji według Bartłomieja Czekańskiego:
1. Chris Holder
2. Greg Hancock
3. Emil Sajfutdinow
4. Tai Woffinden (albo Darcy Ward, Andreas Jonsson, a może Antonio lub "Fredka" Lindgren? Cholera wie).
Miejsca Polaków:
6. Tomasz Gollob (acz oczywiście chciałbym go widzieć na podium!)
9. Jarosław Hampel ("Mały" jest teraz w takim gazie, że prawie jestem pewien, że się w tym typowaniu co do niego znacznie pomyliłem i on wreszcie na plus dla siebie odczaruje Ullevi!)
12. Krzysztof Kasprzak (wcześniej czy później utalentowany "Kasper" się odrodzi, może już dziś w Goeteborgu? Oby!)