Drużyna ROW Rybnik była o krok od awansu do I ligi. Rybniczanie w meczach barażowych musieli uznać wyższość Ostrovii Ostrów Wlkp. i ostatecznie obeszli się smakiem przegrywając oba pojedynki. Czego zabrakło rybniczanom do awansu? Zdaniem menadżera Rekinów pełnego składu i odrobiny szczęścia. - Czuję spory niedosyt, że nie udało nam się wywalczyć tego awansu. Nadal uważam, że pod względem kadrowym byliśmy najsilniejszą drużyną w rozgrywkach II ligi. Niestety w decydujących meczach z różnych względów nie mogliśmy skorzystać z naszych liderów - mówi Maciej Simionkowski.
Dlaczego więc w decydujących spotkaniach zabrakło kluczowych zawodników? - Przede wszystkim z uwagi na kontuzje. Przed najważniejszymi meczami w sezonie straciliśmy Olivera Allena, który był liderem drużyny wraz z Romanem Chromikiem. Ponadto Jason Doyle nie mógł startować w meczach barażowych z uwagi na starty w angielskiej Premier League i kolizję terminów - zaznacza opiekun ROW-u.
Ostatnimi czasy w mediach głośno jest na temat zaległości finansowych ROW spółki z o.o. Czy miało to wpływ na brak awansu rybniczan do wyższej klasy rozgrywkowej? - Na pewno w jakimś stopniu tak. Nie tylko w Rybniku nie jest kolorowo. Mnóstwo klubów zmaga się z problemami finansowymi i nie jest to tajemnicą. Proszę pamiętać, że przez cały sezon działaliśmy pod wiatr bez wsparcia finansowego ze strony miasta. Wielka szkoda, że w kluczowych meczach zabrakło Doyla, Allena i Jensena. Gdyby pojawili się w meczach barażowych nasze szanse na awans byłyby znacznie większe - twierdzi.
Pochodzący z Grudziądza Simionkowski debiutował w tym sezonie w roli menadżera drużyny żużlowej, pomimo tego, że pośrednictwem w podpisywaniu kontraktów głównie za granicą trudni się już od kilku lat. Podkreśla jednak, że trudno jest mu oceniać swoją pracę. - Ciężko oceniać samego siebie i na pewno się tego nie podejmę. Niech ocenią inni. Wiem natomiast, że w pracę w Rybniku mocno się zaangażowałem. Mieszkałem przez osiem miesięcy na stadionie, piętro nad biurem i w zasadzie byłem do dyspozycji zarządu i zawodników 24 godziny na dobę. Mam niedosyt bo byłem przekonany, że zakontraktowani zawodnicy są w stanie wywalczyć awans i nadal tak twierdzę, niestety z różnych powodów nie wyszło - przyznaje Maciej Simionkowski.
W Rybniku powstał nowy klub - ŻKS ROW Rybnik, który prawdopodobnie zajmie miejsce spółki w rozgrywkach ligowych. Ostatnio sporym echem odbił się nowy punkt regulaminu licencyjnego, z którego wynika, że spłata zadłużenia powstałego podczas działalności spółki ROW leży po stronie nowego tworu. Co o tym sądzi nasz rozmówca? - To nie ja tworzę regulamin. Najważniejsze, żeby zawodnicy otrzymali zarobione pieniądze, a oba kluby wraz z zawodnikami wspólnie znalazły korzystne rozwiązanie. Głęboko wierzę, że jest to możliwe. Rybnik ma olbrzymie tradycje, stadion o wysokim standardzie i zakochanych w tej dyscyplinie kibiców i na pewno szkoda obecnej sytuacji. Czy uda się ją uzdrowić? Wiem, że we wtorek odbyło się spotkanie z polskimi zawodnikami, którzy startowali w barwach ROW Rybnik w minionym sezonie i właśnie na nim rozmawiano o możliwych scenariuszach - informuje.
Simionkowski po zakończonym sezonie wrócił do Gdańska. Dlaczego akurat tam i jakie ma plany na przyszłość? - Pochodzę z Grudziądza, lecz zanim trafiłem do Rybnika to mieszkałem w Trójmieście. Czuję się tutaj bardzo dobrze, stąd nie chciałem nic zmieniać. Swoją pracę w Rybniku na chwilę obecną zakończyłem. Teraz musi się tam wiele spraw wyjaśnić. Ponadto nadal służę pomocą polskim zawodnikom, którzy szukają klubów za granicą. Mam stały kontakt z promotorami wielu klubów, którzy często sami zwracają się do mnie o pomoc. Mimo to, w chwili obecnej rozglądam się za nowym zajęciem dla siebie, a co z tego wyjdzie to zobaczymy - kończy były już opiekun rybniczan.