Szerokim echem odbija się i będzie jeszcze przez długi czas otoczka derbowego meczu Stali Gorzów i Stelmetu Falubazu Zielona Góra. Po tym jak na Stadion im. Edwarda Jancarza dotarły przykre wieści o śmierci Lee Richardsona, w parkingu gorzowskiego stadionu rozgorzała dyskusja na temat przerwania spotkania. Ostatecznie żużlowcy dojechali do dziesiątego biegu, a w jedenastym na torze pojawili się sami gorzowianie. Następnie mecz został przerwany przez sędziego.
Wersji wydarzeń w parkingu było wiele. Zielonogórzanie twierdzą, iż od początku nie chcieli kontynuowania zawodów. Innego zdania są gorzowianie. - Po siódmym biegu zaproponowałem trenerowi Dobruckiemu aby przerwać ten mecz. On chciał jednak jechać. Z tego co wiem zielonogórzanie już w okolicach trzeciego biegu dostali wieści z Wrocławia. Ja dostałem te informacje dopiero w trakcie trwania siódmego biegu i momentalnie zaproponowałem przerwanie spotkania. Trener Dobrucki koniecznie chciał ten mecz odjechać i dopiero po rozegraniu ósmego biegu rozgorzała dyskusja - komentował Mirosław Maszoński, wiceprezes Stali.
Słowa te potwierdza Piotr Paluch, trener gorzowskiej ekipy. - Po siódmym biegu wiceprezes Mirosław Maszoński poinformował trenera Dobruckiego o tym, że dowiedział się, iż Richardson nie żyje. Pan Maszoński przekazał taką informację także sędziemu. Mimo tego drużyna Rafała Dobruckiego odjechała jeszcze jeden bieg - powiedział.
- Dlaczego nie przerwaliśmy wtedy meczu? Bo moglibyśmy dostać walkowera - wyjaśnił Paluch. - Drużyna zielonogórska wyjechała do tego biegu, więc dlaczego my mielibyśmy nie wyjeżdżać? Oni zagrali na śmierci Richardsona, nie my! - zakończył w ostrych słowach.