Jarosław Handke: Jeden za wszystkich... czy każdy pod siebie?

Powyższe pytanie idealnie pasuje do obecnej sytuacji, mającej miejsce w Kolejarzu Rawicz. Kibice oglądający zawody z udziałem swoich ulubieńców przy ulicy Grota Roweckiego w Rawiczu już po dwóch spotkaniach na stadionie imienia Floriana Kapały doszli do wniosku, że atmosfera w drużynie nie jest najlepsza, a największym problemem jest właśnie brak zgrania między poszczególnymi zawodnikami.

W tym artykule dowiesz się o:

Bardzo wymowne jest poniższe zdjęcie, nie trzeba wielkiego geniuszu i głębokiego wpatrywania się w nie, aby dostrzec, jak blisko siebie jest drużyna. Każdy żużlowiec stoi w odległości niemal pół metra od siebie, nie widać jedności i woli walki w zespole.

Potwierdza się to na torze, gdzie nie widać drużynowej jazdy, a zawodnicy RKS-u walczą zaciekle między sobą o zdobycie jednego punktu, przegrywając bieg 1:5. Takich sytuacji w bieżących rozgrywkach nie brakowało, najbardziej charakterystyczny pod tym względem był mecz inauguracyjny w Ostrowie. Zresztą rywalizacja z kolegami z drużyny ma miejsce także przed meczami. Kandydatów do jazdy na pięć miejsc seniorskich jest aż dziewięciu i ten, kto pojedzie słabiej podczas treningu, musi poważnie brać pod uwagę brak powołania na najbliższe spotkanie ligowe. Niemal wszyscy zawodnicy Kolejarza przyznają, że istotą treningu jest możliwość przetestowania sprzętu, a także wyćwiczenie jazdy parą. Niestety, do tej pory elementy te były raczej niemożliwe do zrealizowania.

Rozgrywki I ligi są już w dość zaawansowanym etapie, rozegrano już sześć kolejek, na dwanaście możliwych "oczek" rawiczanie nie zdobyli nawet jednego. Fani zastanawiają się nad ewentualnymi wzmocnieniami, jednak klub obiera nieco inny kierunek, mianowicie chce dać szansę zakontraktowanym w zimie żużlowcom. Czy rozwiązanie to jest dobre? Czas pokaże... Na chwilę obecną, aby myśleć poważnie o zdobyciu jakichkolwiek punktów w sezonie Anno Domini 2008, należy skupić się na ustaleniu "żelaznego" składu, który w niemal takim samym zestawieniu jechałby w kolejnych spotkaniach. Propozycję tę akceptują wszystkie krajowe Niedźwiadki. Należy zadać sobie pytanie, czy nie lepiej zagwarantować miejsce w składzie czterem seniorom i dwóm juniorom, a o dwa pozostałe miejsca walczyliby pozostali jeźdźcy rawickiej lokomotywy? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam każdemu kibicowi z osobna... W kilku meczach pod względem sprzętowym zawiódł Jason Doyle. Na szczęście z jego obozu docierają już lepsze informacje, a jego motorami zajmą się wrocławscy mechanicy, tak więc warto dać mu szansę w pojedynku z bydgoską Polonią, jaki 1 czerwca odbędzie się w południowej Wielkopolsce. Jeżeli by jej nie wykorzystał, to rawiczanie niczego nie stracą, gdyż każdy inny wynik jak kilkunastopunktowe zwycięstwo gości w tym spotkaniu będzie sporą niespodzianką. A trzeba przyznać, że dwucyfrowe zdobycze punktowe Australijczyka na torach Premier League robią wrażenie.

Całkiem przyzwoicie na stadionach Elitserien poczyna sobie kolejny stranieri Niedźwiadków, Henka Gustafsson. Jednak jego występ w meczu przeciwko PSŻ-owi Poznań każe raczej myśleć o bardziej odległej perspektywie kolejnego skorzystania z jego usług. W związku z powyższym, pewne miejsce w składzie powinni mieć na pewno: Ronnie Jamroży, Grzegorz Knapp oraz Piotr Dym. Pierwszy z nich prezentuje w tym sezonie najrówniejszą formę i to właśnie on jest tegorocznym liderem Kolejarza. To on w trudnych momentach potrafił "pociągnąć" wynik. Pewną, choć niekoniecznie dużą ilość punktów przywozi w większości meczów (wyjątki, vide Rawicz – Poznań) drugi z wymienionych zawodników. Tutaj pojawia się jednak kłopot związany z tym, że żużlowiec ten nie najlepiej rozumie się z kolegami z drużyny, jeżeli chodzi o jazdę parą. Przykładem tego był ostatni mecz w Gdańsku czy też spotkanie Kolejarza przed własną publicznością z GTŻ-em Grudziądz. W Rawiczu w ostatnich latach barwy miejscowego zespołu rzadko przywdziewali zawodnicy zupełnie niezwiązani wcześniej z miejscowym speedwayem. Jeżeli chodzi o polskich seniorów, to oprócz wychowanka GKM-u, wszyscy byli w jakiś, mniejszy lub większy, sposób związani z Kolejarzem. Możliwe, że to właśnie w tym tkwi problem braku zgrania w zespole.

Na początku sezonu bardzo mocno zawodził Piotr Dym. Dorobił się nawet wśród kibiców nowego przydomku - "Legenda", a odnosił się on do tego, że najlepsze lata kariery ma on już za sobą. Po blamażu w pierwszych kolejkach mocno się skupił, popracował przy sprzęcie i świetnie zaprezentował się w meczu z Poznaniem. Zdobył w nim czternaście punktów, w dwóch kolejnych potyczkach wyjazdowych jego zdobycze oscylowały w granicach 7-8 oczek, dzięki czemu był jednym z najlepszych jeźdźców w drużynie. Nie ulega wątpliwości, że w przypadku słabszej dyspozycji Dymek nie powinien mieć miejsca w składzie, jednak przy obecnej jeździe, na pewno ono mu się należy. Znajomością rawickiego toru przewyższa wszystkich kolegów. Żużlowcem, który, obok Jamrożego zasługuje na wyróżnienie jest bez wątpienia Marcel Kajzer. Młody wychowanek miejscowego klubu swoją jazda udowadnia, że nieprzypadkowo znajdzie się w składzie na finał DMEJ. Nie świadczy jednak dobrze o pozostałych Niedźwiadkach fakt, iż to junior zdobywa w meczu więcej niż jedną czwartą dorobku całej drużyny i to na nim spoczywa duży ciężar odpowiedzialności za wynik.

Zaufanie rawickich fanów nadszarpnął nieprzyjechaniem do Daugavpils Marcin Nowaczyk. Teraz za wszelką cenę będzie chciał je odbudować, znaleźć uznanie w oczach trenera Henryka Jaska i wywalczyć pewne miejsce w składzie na najbliższe spotkania. Martinowi odmówić nie można na pewno waleczności, zresztą zdaniem kolegi z ekipy, Piotra Dyma, 23-latek powinien jeździć w lidze. Jeśli chodzi o pozostałych juniorów Kolejarza, to temat ten lepiej przemilczeć. Brak drugiego, skutecznego młodzieżowca jest widoczny gołym okiem, w mieście niemal wszyscy marzą o ściągnięciu Simona Gustafssona. Jednak z każdym dniem transfer ten wydaje się być coraz mniej realny. Sajmiemu za kilka miesięcy kończy się kontrakt z Toruniem, a tamtejsi włodarze prawdopodobnie zechcą mu dać szansę w przynajmniej jednym meczu Ekstraligi.

Nad rozlanym mlekiem można płakać, można też gdybać. Co by było, gdyby 13 kwietnia Izak Santej nie wywiózł Jerneja Kolenko podczas zawodów w Prelogu i Słoweniec mógł jeździć w kolejnych meczach Niedźwiadków? Po dwóch meczach u siebie, które kolejarze przegrali minimalnie, mieliby na koncie zapewne 4 oczka... W końcu Jernej w tym sezonie wygrywał już z uczestnikami elitarnego cyklu Grand Prix, chciał w tym sezonie osiągnąć sporo, miał zaplanowane występy w sześciu ligach, skupił się na Kolejarzu... Kontuzje się jednak w sporcie zdarzają i Niedźwiadki muszą radzić sobie same.

Trudno jest walczyć bez pomocy najlepszego obcokrajowca, jeszcze trudniej bez pomocy własnego toru. Już w sezonie 2006 żółto-zieloni skarżyli się, że tor podczas treningów jest zgoła odmienny, niż na meczu. Problem ten istniał także w ubiegłym roku, teraz znów się powtarza. Idealnym przykładem może być mecz z PSŻ-em, w którym to gospodarze wjechali się na dobre w tor w siódmym, ósmym wyścigu, podczas gdy goście mieli już wypracowaną sporą przewagę. Geometria rawickiego obiektu jest specyficzna, jest to krótki, techniczny tor. Miejscowi powinni to wykorzystywać, tak się jednak nie dzieje. A nie ulega wątpliwości, iż ważnym czynnikiem, pomagającym w odnoszeniu zwycięstw w speedwayu jest atut własnego podwórka.

Nie będzie nowością stwierdzenie, że Kolejarz jest już jedną nogą w drugiej lidze. Ba, trudno będzie rawiczanom odnieść wiktorię w zbliżających się meczach, a o wywiezieniu chociaż jednego oczka z obcego toru mogą zapomnieć. W tej chwili gra toczy się już w zasadzie o honor. Jeżeli zawodnicy, którzy obecnie przywdziewają plastrony z niedźwiedziem, chcą w przyszłym roku znaleźć angaż w jakimś niezłym pierwszoligowym zespole, to muszą bezwzględnie zacząć lepiej jeździć. A jedyną drogą ku temu jest drużynowa jazda, polepszenie atmosfery i wspólna walka o wspólne cele...

Źródło artykułu: