Protest Polskiego Związku Narciarskiego wysłany został w poniedziałek. Komisja Odwoławcza Międzynarodowej Federacji Narciarskiej miała 72 godziny na odpowiedź. Decyzja zapadła szybciej i już w środę ogłoszono, że kara dla Justyny Kowalczyk, przez którą Polka zajęła w sprincie w Davos nie trzecie, a szóste miejsce, zostaje podtrzymana. Simone Spitz z Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, w której jest odpowiedzialna za kontakty z mediami, przesłała portalowi SportoweFakty.pl oficjalne oświadczenie FIS na temat odrzuconego projektu z uzasadnieniem tej decyzji.
Komisja Odwoławcza Międzynarodowej Federacji Narciarskiej odrzuciła protest Polskiego Związku Narciarskiego przeciwko decyzji jury wydającej karę dla Justyny Kowalczyk (Polska) i klasyfikującą ją na ostatnim szóstym miejscu w finałowym biegu kobiet w zawodach Pucharu Świata w sprincie w Davos w niedzielę dwunastego grudnia. Po obejrzeniu nagrania video z incydentu Komisja Odwoławcza potwierdziła decyzję jury jako zgodą ze wskazówkami dla jury w biegach narciarskich (dostępne tutaj). Artykuł 340.1.4 zasad rywalizacji określa, że "we wszystkich zawodach przeszkadzanie definiowane jest jako celowe utrudnianie biegu, blokowanie, trzymanie lub odpychanie któregokolwiek z rywali dowolną częścią ciała lub sprzętu narciarskiego. Gdy następuje wyprzedzanie, zawodnicy nie mogą przeszkadzać w tym w żaden niedozwolony sposób. Na wyprzedzanym spoczywa odpowiedzialność, aby nie doszło do zablokowania tego typu (dostępne tutaj)".
Justyna Kowalczyk przyznaje, że jest rozczarowana decyzją FIS i utrzymaniem kary. - Do sądu o 20 punktów nikogo nie podam - mówi Polka, której wypowiedź znalazła się na jej oficjalnej stronie internetowej. - Zastanawialiśmy się czy w federacji będą potrafili przyznać się do błędu czy nadal będą się taplali w swoim własnym błotku. Niestety wyszło na nasze i okazali się takimi hipokrytami, jak myśleliśmy. Jeszcze w dodatku ktoś w uzasadnieniu pisze, że wie, jaka droga jest dla mnie lepsza. Za przeproszeniem, ale ja mam 27 lat, z tego 15 już biegam na nartach i mam parę sukcesów na koncie i potrafię sama ocenić co jest dla mnie dobre, a co nie. Tak interpretując fakty zawsze można kogoś zdyskwalifikować, bo można powiedzieć, że ktoś powinien pługować na zjeździe, a tego nie zrobił. Wybrał gorszą drogę więc jest zdyskwalifikowany. Mam zamiar nadal bić się o swoje i mówić to co myślę. A fakt, że ktoś teraz próbuje ze mną walczyć na różne sposoby, bo na igrzyskach powiedziałam o kilka słów zbyt wiele, na pewno mnie nie zniechęci. Podkreślam także, że nie żałuję tego co mówiłam. I teraz też swoich racji będę bronić - kończy mistrzyni olimpijska z Vancouver.