W sobotnim wyścigu o Grand Prix Holandii doszło do pasjonującej walki pomiędzy Valentino Rossim a Marcem Marquezem. Obaj zawodnicy przez cały dystans jechali w kontakcie. Na siedem okrążeń przed metą Marquez minął Rossiego, ale kilka "kółek" później Włoch skutecznie skontrował.
[ad=rectangle]
Na ostatnim okrążeniu Marquez ponowił atak. W ostatniej szykanie podjechał pod Włocha i doszło do kontaktu, w wyniku którego Rossi wypadł z toru i wjechał w warstwę żwiru, ścinając zakręt. "Doctor" utrzymał się jednak na motocyklu i wyjechał na linię mety na pierwszej pozycji. - Walczyłem do końca o zwycięstwo. Czuję się moralnym zwycięzcą, bo jechaliśmy na limicie w ostatniej szykanie - mówił po wyścigu Marquez.
Z kolei Włoch jest zdania, że ścięcie zakrętu było dla niego jedyną opcją, aby uniknąć poważnego wypadku. - Wjechaliśmy do ostatniej szykany, gdzie Marc próbował mnie wyprzedzić, ale był nieco za daleko. Dotknął mnie i musiałem ściąć zakręt. W zasadzie, nie miałem wyboru i miałem przy tym sporo szczęścia, bo wjechałem w żwir. Zrobiłem to na pełnym gazie, choć nie wiedziałem jak głęboka jest warstwa żwiru. Mogłem tam stracić panowanie nad motocyklem - ocenił to zajście 36-latek.
Po zakończeniu rywalizacji, obaj zawodnicy zostali wezwani na rozmowę przez dyrekcję wyścigu. W ich obecności kilkukrotnie obejrzano powtórki telewizyjne i uznano, że był to zwykły incydent wyścigowy. Rossi i Marquez zgodzili się z taką oceną sytuacji i postanowili nie składać wniosków o kary dla rywala, dlatego dyrekcja wyścigu uznała sprawę za zakończoną.