W nastrój euforii wprowadził wszystkich fanów Niemiecki Związek Tenisowy (DTB), który ogłosił w mediach społecznościowych, że Alexander Zverev został... mistrzem świata. Turniej Masters jest oczywiście ważną imprezą, w której biorą udział najlepsi tenisiści sezonu, ale za zwycięstwo w nim nie jest przyznawany tytuł najlepszego zawodnika globu. Trudno tak zresztą mówić o tenisiście, który aktualnie jest czwartą rakietą według rankingu ATP.
Mimo tego Niemcy cieszą się, że mają tenisistę z wielkim potencjałem, przed którym przyszłość rysuje się w kolorowych barwach. - Wszyscy jesteśmy dumni z Alexandra Zvereva! Finały ATP są po turniejach wielkoszlemowych największą i najważniejszą imprezą w tourze. Cieszymy się, że po 23 latach możemy nazwać niemieckiego tenisistę mistrzem świata. To doskonały koniec fantastycznego i historycznego 2018 roku - powiedział Ulrich Klaus, prezes DTB.
W podobnym tonie wypowiedział się legendarny Boris Becker, który jest odpowiedzialny za męski tenis zawodowy w Niemczech. - Dzięki temu triumfowi Sasza objawił się jako gwiazda. Pokonał w jednym turnieju Rogera Federera, a następnie Novaka Djokovicia, udowadniając, że należy do światowej czołówki. Tytuł wywalczony w Londynie pokazuje, że jest największym z nowego pokolenia.
+++ Alexander Zverev triumphiert bei den ATP-Finals in London! +++ Erster deutscher Sieger seit @TheBorisBecker 1995 +++ 6:4, 6:3-Sieg über Novak Djokovic +++ pic.twitter.com/ozynOlnxZf
— DeutscherTennisBund (@DTB_Tennis) November 18, 2018
Sukces Zvereva doceniły największe media w kraju. Obok barwnych relacji z finału pojawiły się informacje, że tenisista z Hamburga został nieoficjalnym mistrzem świata. Za każdym razem podkreśla się, że Finały ATP World Tour są ważną imprezą, ale na pierwszym miejsce są zawody Wielkiego Szlema. W nich Niemiec nie osiągnął jeszcze półfinału, ale mimo tego "Frankfurter Allgemeine Zeitung" nie ma wątpliwości, że już teraz można Zvereva stawiać w jednym szeregu z Michaelem Stichem i Borisem Beckerem, którzy odnosili wielkie sukcesy w latach 80. i 90. XX wieku.
ZOBACZ WIDEO Jan Bednarek bierze na siebie winę za straconego gola. "Teraz czas błędów, w eliminacjach mamy być nie do pokonania"