Ostatni wolej Lisy Raymond. Jedna z najlepszych amerykańskich deblistek zakończyła karierę

Mardy Fish nie jest jedyną znaczącą postacią amerykańskiego tenisa, dla której tegoroczny US Open było ostatnim turniejem. Kariera Lisy Raymond, jednej z najlepszych amerykańskich deblistek w historii, zakończyła się dość nietypowo.

42-letnia Lisa Raymond to legenda kobiecej gry podwójnej. Przez blisko 24 lata na światowych kortach zdobyła 79 tytułów, z czego sześciu wielkoszlemowych. Do tego przez 137 tygodni przewodziła stawce deblistek w rankingu WTA. Kiedy podczas Wimbledonu ogłosiła światu decyzję, że to jej ostatni sezon w karierze, zaznaczyła, że "wszystko, co teraz się dzieje, to tylko bonus do poprzednich lat".

Najbardziej bogate w sukcesy były lata współpracy z Rennae Stubbs. Rozstając się po sezonie 2002, Amerykanka i Australijka miały na swoim koncie 31 tytułów, z czego trzy w Wielkim Szlemie, a do tego wygrały w kończących sezon 2001 Mistrzostwach WTA. Na przełomie wieków obydwie znalazły się na szczycie rankingu deblistek.

Australijkę zastąpiła jej rodaczka, Samantha Stosur. Kariera niezbyt znanej wówczas tenisistki z Antypodów u boku Raymond rozkwitła. Wspólnie zdominowały scenę deblową. W najlepszym dla nich 2006 roku zwyciężając w 10 turniejach, z Rolandem Garrosem na czele, który pozwolił Amerykance skompletować Karierowego Wielkiego Szlema.

- Czułam, że osiągnęłam tak wiele w mojej karierze: zwycięstwa w Szlemach, bycie numerem jeden, wygrane Mistrzostwa WTA, ale brakowało mi tam zawsze medalu igrzysk - Do czasu. W Londynie wraz z Mike'em Bryanem sięgnęła po brąz i stanęła na olimpijskim podium. - Pomimo, że nie było to złoto, sam fakt zwycięstwa w ostatnim meczu igrzysk był dla mnie czymś niesamowitym - wyznała Raymond.

W tym sezonie od początku nastawiała się głównie na ten finalny start, w Nowym Jorku. Skróciła terminarz startów do zaledwie 11 imprez, jednak i w nich pokazała się czasem z najlepszej strony. Powróciła do gry ze Stosur i wraz z nią zameldowała się w półfinale w Indian Wells. U boku innej byłej partnerki, Cary Black, zagrała w 1/4 finału Wimbledonu.

- Uwierzcie mi. Jestem zadowolona z tego, że wszystko zmierza ku końcowi. Chcę zacząć robić inne rzeczy. Będąc tenisistką, celowałam wysoko, nie interesowały mnie średnie wyniki, zawsze dążyłam do tego, aby być najlepszą. Jeżeli chcesz odnosić sukcesy w deblu, musisz znaleźć odpowiednią partnerkę, grać regularnie, praktycznie co tydzień. Mi tego w ostatnich miesiącach brakowało - przyznała Amerykanka przed swoim jubileuszowym, 25. startem na Flushing Meadows.

Pożegnanie Amerykanki z tenisem przebiegło dość nietypowo. Po przegranej w I rundzie debla u boku Madison Keys zalała się łzami. W szatni przyjmowała już od innych tenisistek gratulacje i życzenia udanego życia poza tenisem, ale wtedy jeden z działaczy WTA przekazał jej dobrą wiadomość. Wraz z Jamiem Murrayem znaleźli się w drabince miksta jako duet rezerwowy.

- Jestem bardzo emocjonalną osobą. Wzruszyłam się, słuchając tych wszystkich ciepłych słów na mój temat. Ale kiedy dowiedziałam się, że mam jeszcze przed sobą miksta, pomyślałam, że to się chyba nigdy nie skończy - powiedziała 42-latka z Pensylwanii tuż po wygranym meczu I rundy. - Musiałam się podnieść na duchu i znów wykrzesać z siebie wszystkie siły. Byłam to winna Jamiemu - dodała.

Ostatecznie Raymond i Murray odpadli z turnieju w II rundzie, po porażce z Jarosławą Szwiedową i Juanem Sebastianem Cabalem w mistrzowskim tie breaku.

Źródło artykułu: