Zarządzanie na korcie - rozmowa z Alicją Rosolską, drugą deblistką polskiego tenisa

Alicja Rosolska (nr 39 rankingu deblowego WTA, z Polek wyżej jest tylko Agnieszka Radwańska), tym razem bez Klaudii Jans-Ignacik, w przerwie pomiędzy turniejami WTA odwiedziła Szwajcarię. Wzięła tam udział w VIII akademickich mistrzostwach Europy. Razem z Magdaleną Sekrecką i Dagmarą Siarą reprezentowała Akademię im. Leona Koźmińskiego z Warszawy. Wspólnie zdobyły brązowy medal.

W tym artykule dowiesz się o:


Alicja Rosolska, 25 lat, warszawianka, wygrała trzy turnieje WTA Tour (foto EPA)

Anna Niemiec: Do Szwajcarii dotarłaś w ostatniej chwili, "dzięki temu", że w US Open nie poszło wam za dobrze. Bardzo żałujesz?

Alicja Rosolska: - Nie będę ukrywać, że po porażce w US Open byłam bardzo zawiedziona. Wyjazdu do Szwajcarii nie zakładałam. Oprócz kontuzji nie ma nic gorszego dla tenisisty, jak przegrać w I rundzie Wielkiego Szlema. Długie przygotowania, całe budowanie formy, to wszystko robione jest pod najważniejsze starty, czyli imprezy wielkoszlemowe. Tak duże niepowodzenia zawsze bolą. Szczęście w nieszczęściu, że dałam radę dolecieć do Szwajcarii i rozegrać kilka dobrych meczów. Po US Open czułam ogromny niedosyt i "głód" wygrywania. Teraz naprawdę cieszę się, że miałam okazję tu zagrać i walczyć o medale.

To nie były twoje pierwsze AME. Rok temu byłaś w Portugalii: który wyjazd będziesz lepiej wspominać?

- Oba wyjazdy będę bardzo miło wspominać. Oczywiście, ten do Szwajcarii zawsze będzie miał przewagę, bo zdobyłyśmy z dziewczynami brązowy medal, a w Portugalii zajęłyśmy czwarte miejsce. Jeśli chodzi o organizację i atmosferę, to obie imprezy były perfekcyjne. W Portugali mieliśmy wycieczkę nad ocean, gdzie mogliśmy oddawać się słodkiemu lenistwu na plaży. W Szwajcarii w dzień wolny były trzy wycieczki do wyboru. Pierwsza do fabryki czekolady, druga do fabryki serów, a trzecia w góry.

Na co się zdecydowałaś?

- To był ciężki wybór, ponieważ uwielbiam czekoladę i kocham góry. Ostatecznie wybrałam jednak góry, z nadzieją, że koleżanki z drużyny przywiozą mi jakiś czekoladowy przysmak. Wycieczka pomimo słabej pogody była rewelacyjna.

Byłaś chyba jedyną dziewczyną z Polski, która poszła w góry. Reszta z nas wybrała fabrykę czekolady, ale wróciłyśmy z tej wycieczki równie zmęczone. Ja mam wrażenie, że organizatorzy i wolontariusze w Szwajcarii trochę lepiej panowali nad przebiegiem całego turnieju niż Portugalczycy.

- Na pewno wszyscy byli bardzo pomocni i przyjaźni. Bardzo mi się podobało to, jak zorganizowali ostatni dzień turnieju, ceremonię wręczania medali i uroczystą kolację dla wszystkich. Players party kończące turniej również było bardzo udane. Humoru nie popsuła mi nawet wiadomość, że w tym samym czasie moi dwaj faworyci, Roger Federer i Tomasz Adamek, polegli.

Chyba już dawno nie zagrałaś w tak krótkim okresie tylu meczów singlowych? Jak zniosłaś to pod względem fizycznym?

- Jakoś dałam radę. Na całe szczęście do wysiłku jestem przyzwyczajona. Choć muszę przyznać, że po powrocie miałam dwa dni wolnego, a przez następne trzy dni tylko lekkie treningi. Bardziej zastanawiam się jak studentki, dziewczyny, które na co dzień tyle nie trenują, to wytrzymały. Ale to prawda, nie pamiętam, kiedy rozegrałam tak dużo meczów w krótkim czasie. To było chyba na mistrzostwach Polski, gdzie grałam singla, debla i miksta. Ale ja kocham ten sport i zawsze cieszę się z tego, że mogę grać.

Mogę ci tylko powiedzieć, że nie wszystkie studentki zniosły taką ilość meczów tak dobrze jak ty. Widziałam twój mecz z Tatianą Kotelnikową. Byłam pod ogromnym wrażeniem. Wasz mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Ta dziewczyna naprawdę wiedziała jak się gra w tenisa, jednak poradziłaś sobie z nią. Nie kusi cię czasem, żeby znów spróbować swoich sił w singlu?

- To był mój najcięższy i zdecydowanie najlepszy mecz singlowy na tym turnieju, z którego byłam bardzo zadowolona. W szatni śmiałyśmy się razem, że grałyśmy prawie jak Roddick z Federerem. Byłyśmy nie do przełamania. Grałyśmy ten mecz trzy godziny na bardzo szybkim dywanie. Końcowy wynik - 6:7, 7:5, 6:4. Pamiętam, że w I partii miałam dwie "setowe" przy podaniu Rosjanki, których nie udało mi się wykorzystać. W tym secie nie było przełamań, a drugiego i trzeciego wygrałam dzięki pojedynczym breakom. Po takich meczach marzy mi się singiel, ale jeszcze nie czas. Najpierw chce wygrać Wielkiego Szlema w debla.

Trzymam kciuki. Rok temu chłopcy z waszej uczelni zdobyli złoto w Portugalii. W tym roku nie przyjechali bronić tytułu. Mam nadzieje, że ty nie przerwiesz studiów i jeśli tylko terminarz turniejowy pozwoli, za rok powalczysz w następnych AME, w Kordobie?

- Studiów na pewno nie zamierzam przerywać. Bardzo chcę je skończyć, więc jeśli tylko termin przyszłorocznych AME będzie w zgodzie z moimi planami turniejowymi, to z największą przyjemnością zagram. Mam nadzieję, że wywalczymy wtedy złoty medal. W końcu trzeba kiedyś pokonać Rosję.


Rosolska zajmuje 39. miejsce - najwyższe w karierze - w deblowym rankingu WTA Tour (foto EPA)

Zgadzam się w 100%, pomimo tego, że nasze drużyny się mocno się zaprzyjaźniły pod koniec, trzeba je w końcu ograć. A co studiujesz i jak udaje ci się to połączyć z tak częstymi wyjazdami?

- Studiuje zarządzanie. Ten kierunek nie jest jakoś bardzo związany ze sportem, ale wybrałam go z myślą, że chciałabym rozwijać się również na innych frontach. Uczelnia ALK jest bardzo wyrozumiała dla sportowców i przyznała mi indywidualny tok studiów. Dzięki temu, pomimo licznych wyjazdów i nieobecności, mogę tam jeszcze studiować.

Zdradź swoje najbliższe plany turniejowe.

- Kierunek Azja. Tam zagram trzy turnieje: pierwszy w Seulu, drugi w Tokio, a trzeci w Pekinie. Po powrocie czekają mnie jeszcze dwa turnieje w Europe: Linz i Moskwa. To już będzie koniec sezonu, czyli czas, aby nadrobić zaległości na uczelni.

Na koniec jeszcze raz chciałabym pogratulować brązowego medalu, którego strasznie ci zazdroszczę. Co prawda zdobyłyście go pokonując naszą uczelnie, ale jeśli przegrywać to tylko z Polkami.

- Dziękuję, łatwo na pewno nie było. Oby za rok wszystkim polskim ekipom poszło równie dobrze jak w Szwajcarii.

Źródło artykułu: