Aż 3 godziny i 21 minut na korcie spędził Marcin Gawron. Nowosądeczanin po meczu powiedział, że to nie był jego najdłuższy mecz w karierze. Na szczęście zakończył się pomyślnie, choć sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. W całym spotkaniu padło aż trzynaście przełamań, a szans na nie było aż 31! Radu Albot do samego końca nie odpuszczał. Kiedy w rozstrzygajacej partii Gawron przełamał na 6:5, Mołdawianin miał jedną szansę na odrobienie strat, a później obronił jeszcze dwie piłki meczowe. Ostatecznie Polak wygrał 5:7, 6:4, 7:5. W następnej rundzie zmierzy się z Horacio Zeballosem z Argentyny, mecz zostanie rozegrany w czwartek. - Nigdy z nim nie grałem, ale kilka razy widziałem mecze z jego udziałem. Nie myślę o tym, jak daleko chciałbym awansować w tegorocznym turnieju. Liczy się tylko tu i teraz... - mówił Polak po meczu.
Chwilę po meczu Gawrona na korcie pojawił się jego deblowy partner Andrzej Kapaś. Polak miał najbardziej pechowe losowanie ze wszystkich, trafił na rozstawionego z numerem 1. Alberto Montañésa. Zabrzanin, jeśli w poprzednich latach dostawał szansę gry w turnieju głównym zawodów ATP Challenger, to nigdy nie wygrywał więcej niż 5 gemów. Tego spodziewano się we wtorkowym meczu I rundy z Hiszpanem. Kapaś znakomicie serwował, nie bał się chodzić do siatki. Montañés byl zaskoczony postawą rywala. Polak urodzony w Kijowie zaserwował siedem asów i zaledwie raz oddał swoje podanie. Mecz trwał 130 minut.