Clijsters się rozpędza, ale numer jeden w rankingu nie jest celem

Kim Clijsters w poniedziałek po niemal trzech latach ponownie zamelduje się w czołowej dziesiątce rankingu WTA. Przed tą specjalistką od gry na twardych nawierzchniach jednak teraz wyzwanie: turnieje na czerwonej mączce.

W tym artykule dowiesz się o:

Po finałowym triumfie nad Venus Williams w Miami przyznała: - Nigdy nie myślałam, że to powiem, ale czekam na sezon na kortach ziemnych. Zawsze była to dla mnie najtrudniejsza nawierzchnia, bo kocham korty twarde, gdzie mogę się łatwo poruszać. Przestawienie się na mączkę to dla mnie także kwestia zmiany nastawienia mentalnego.

Na cegle mokotowskiej Warszawianki zagrała po raz ostatni przed rozbratem z tenisem. Dwa lata potem powróciła i w trzecim od tego czasu występie wygrała US Open. W styczniu po odprawieniu w decydującym meczu Justine Henin dodała w Brisbane kolejny tytuł. Wszystko poza Europą, na twardej nawierzchni. Ale przecież była dwukrotnie w finale Roland Garros, w królestwie terre battue. - Wiem, że osiągnęłam na mączce dobre wyniki, potrafię tam mocno uderzyć, potrafię wywrzeć presję na rywalkach. Myślę też, że jestem lepiej przygotowana fizycznie niż zwykłam być.

Kuzi, bój się? - Czuję, że odbijam piłkę bardzo dobrze. Może lepiej niż kiedykolwiek - stwierdza Kim, która zyskuje kolejne pozycje w rankingu. Naturalne, że na horyzoncie pojawia się pozycja liderki, kontestowana od chwili odejścia na "emeryturę" Henin w 2008 roku. - Ale to nie numer jeden na świecie skupia moją koncentrację - zastrzega. - Mogę go osiągnąć, gdy będę zbierała punkty w ważnych turniejach. Chcę osiągnąć szczyt formy na te turnieje, w których gram.

No. 1 to nie cel, ale podobno celem nie był także triumf w US Open, który zadziwił we wrześniu ubiegłego roku tenisowy świat. To tam pokonała obie siostry Williams, co już było wystarczającą rekomendacją do wielkoszlemowego zaszczytu, drugiego w jej karierze, drugiego w Nowym Jorku. Venus, jakkolwiek kontuzjowaną, odprawiła łatwo także na Florydzie. - Nigdy nie grałyśmy, tak ona, jak i ja, na najwyższym poziomie w tym samym czasie - powiedziała o pojedynkach ze starszą z Williamsówien.

Clijsters próbuje odebrać serwis Roddicka

Od pięknego powrotu na kort Kim powtarza, że najważniejszą sprawą na ziemi jest teraz dla niej córka Jada. - Jest teraz w moim życiu więcej rutyny. Kiedyś jak chciałam iść na masaż o 8 wieczorem, to tak robiłam. Mogłam sobie wybierać. Teraz muszę być pewna, że mam odpowiednio wiele czasu, by skupić się na córce. Balans jest niezwykle ważny. Oczywiście, nie ma się wszystkiego pod kontrolą: swoje robią przerwy deszczowe. Łatwo nie jest, ale myślę, że zachowujemy ten balans na dobrym poziomie.

Zachowujemy, bo drugą najważniejszą osobą w jej życiu jest Brian, małżonek, koszykarz. - On ma tę samą sportową mentalność, z którą dorastałam ja, mając obok ojca piłkarza - mówi. - Będę szczęśliwa, gdy zobaczę Jadę biegnącą po szkole na ulicę, a nie siedzącą bezczynnie. Już widzę, gdy będę mogła zabrać ją na pływanie, koszykówkę, tenis - mówi o przyszłości pierworodnej. - Nie jestem typem matki, która powie: "Idź i poćwicz dzisiaj forhend". Jeżeli będzie chciała to robić, to świetnie. Ale nasze podejście jest inne: jeżeli zadecyduje, że chce iść na pływalnię, a po dwóch lekcjach powie: "To nie dla mnie", musimy się z tym zgodzić.

Nie ukrywa, że spokojnie dawkuje starty. W poniedziałek ma rozpocząć turniej w Marbelii, gdzie jako największa gwiazda zastąpi Serenę. - Jestem w takiej sytuacji, że chcę być w domu. Ważne jest dla mnie to, że mogę żyć z Brianem, Jadą. Nie mogę po prostu grać. Kiedy ma się 16-17 lat, mówi się: "Hej, grajmy tydzień w tydzień", żeby podtrzymać adrenalinę, która cię motywuje i pozwala iść dalej. Ja sobie na to już pozwolić nie mogę. Nie sądzę, by było wiele topowych zawodniczek, które mogą. Myślę, że z pewnością Janković czy Dementiewa są w stanie grać wiele turniejów. Nie chcę ryzykować fizycznie, bo to coś, co spowodowało u mnie w przeszłości wiele kontuzji.

Dziś Kim jest motywowana przez całus od dwuletniej córki. Ta już wie, że jeżeli mama zamyka za sobą drzwi, znaczy, że idzie na trening. - Każdy trenuje, by zagrać mecz perfekcyjny - tłumaczy szczęśliwa w życiu rodzinnym i zawodowym Kim. - Ale taka perfekcyjność nigdy się nie zdarzy. Nie można zagrać bez żadnego niewymuszonego błędu, ze stuprocentową skutecznością pierwszego podania. Ale jednak w takim celu się trenuje. Kim, w końcu jesteś! Zapraszamy do Warszawy!

Źródło artykułu: