29-letnia Venus (w ćwierćfinale odprawiła Radwańską, w półfinale Bartoli) była w czwartek dopingowana przez kontuzjowaną, siedzącą razem z fotoreporterami siostrę Serenę. - Nie sądzę, żeby podpowiadanie było dozwolone, ale cieszę się mogąc mieć ją zaraz za liniami kortu - mówi. - Cały czas mnie wspiera, mówiąc "You can do it" [Możesz to zrobić]. Naprawdę wszystko, czego potrzebujesz na tym poziomie to twój team i rodzina.
Po awansie do finału "piątego Szlema" nie chciała przyznać, że to właśnie Serena jest jej najtrudniejszą rywalką. - Jest zawsze ekstremalnie ciężką zawodniczką. Gramy tak podobnie. To jakby grać przeciw sobie - mówiła w swoim stylu. Razem z siostrą są legendami turnieju w Miami. - Cały czas trzymamy tutaj flagę Williamsów, wielkie W - stwierdziła.
Porównując sytuację sprzed pięciu lat, mówi że bardziej rozumie teraz grę w tenisa. Zapytana o różnicę z 1994 rokiem, kiedy zaczynała profesjonalną karierę, odpowiada: - Ubrania, tak są inne. Grają teraz w czerwonym i czarnym, no i krój jest inny - robi aluzję do samej siebie, występującej w samodzielnie zaprojektowanych strojach. Ale kontynuuje już o sednie sprawy: - Szybkość gry w kobiecym tenisie poszła bardzo do przodu. Kiedy zaczynałam, była jedyną z mocnym serwisem i biegającą super szybko. Teraz wszystkie ruszają się dobrze, potężnie serwują i mają niesamowitą dziką determinację. Każdy myśli, że może wygrać.