Iga Świątek, po powrocie z wakacji na Malediwach, wznowiła treningi w Warszawie. Triumfatorka Rolanda Garrosa przygotowuje się do nowego sezonu, a w mediach trwa dyskusja o jej sytuacji.
Reprezentantka Polski została jednak zawieszona na miesiąc po wykryciu śladowych ilości trimetazydyny w jej organizmie. Świątek znalazła się w trudnym położeniu.
Profesor farmakologii Jean-Claude Alvarez dostarczył dowody, że Świątek przyjęła zakazany środek nieświadomie, w skażonej melatoninie. Alvarez, który wcześniej pomagał Simonie Halep, uważa, że kara dla Świątek jest niesprawiedliwa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
- Teoretycznie sportowiec jest odpowiedzialny za wszystko, co dostanie się do jego organizmu. Ale w praktyce takie podejście jest nierealne - mówił w podcaście "Tout un matin". Jego słowa cytował "Super Express".
W próbce moczu Świątek z 13 sierpnia stężenie trimetazydyny wynosiło 0,05 ng/ml. Alvarez podkreśla, że istnieją narzędzia pozwalające odróżnić świadome przyjmowanie dopingu od przypadkowego.
- Przeprowadzamy badania włosów. Jeśli jesteś ofiarą skażonego produktu, masz bardzo małe dawki, które nie wystarczą, aby utrzymać się we włosach - wyjaśnia.
Alvarez apeluje o rozróżnienie między sportowcami przyjmującymi doping a ofiarami skażenia. - Nie jestem za dopingiem, ale za łapaniem prawdziwych dopingowiczów i nie karaniem ofiar skażenia - dodaje. Świątek przyjęła melatoninę, by lepiej spać z powodu zmiany strefy czasowej.
Profesor Alvarez uważa, że Świątek nie powinna być karana. - W opinii ludzi, jeśli zostałaś ukarana miesięcznym zawieszeniem, jesteś winna. Iga Świątek nie jest przecież niczemu winna! Nie rozumiem, czemu ukarano ją zawieszeniem na miesiąc, nie powinniśmy jej w ogóle karać. Przynajmniej w oczach ludzi wciąż byłaby niewinna - oznajmił dyrektor laboratorium toksykologicznego w Garches.