Iga Świątek w dwóch poprzednich sezonach wygrywała turniej w Rzymie i również tegoroczną edycję rozpoczęła w kapitalny sposób. Dwa pierwsze spotkania przyniosły jej stratę zaledwie dwóch gemów. W IV rundzie natomiast twardy opór postawiła Donna Vekić, lecz Świątek zamknęła pojedynek bez straty seta, wygrywając 6:3, 6:4.
W trakcie drugiej partii Polce przytrafiła się seria błędów forhendowych. Pojawiło się więcej pomyłek niż w poprzednich meczach, ale mimo to wygrana liderki światowego rankingu nie była zagrożona. Po spotkaniu Świątek została zapytana o to, skąd brała się u niej niepewność w niektórych wymianach.
- Warunki są inne niż wcześniej. W ostatnich dniach nie miałam nawet okazji potrenować, bo cały czas padał deszcz, a jeśli już ktoś trenował, to pierwszeństwo do tego miały osoby, które w podobnym czasie rozgrywały mecze. Mimo tego bardzo cieszę się z dzisiejszego zwycięstwa. Donna jest wymagającą przeciwniczką, gra szybko, a ja zrobiłam mniej błędów niż ona - powiedziała Iga Świątek w rozmowie z Canal+ Sport.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pamiętacie ją? 40-latka błyszczała w Madrycie
Pierwotnie mecz Świątek z Vekić był zaplanowany na poniedziałkowy wieczór. Pogoda jednak płata figle od początku turnieju i również ten tydzień jest deszczowy w Rzymie. Dość długo Polka i Chorwatka czekały na informację, czy pojedynek faktycznie zostanie przełożony.
- Trudno znaleźć rutynę w takich sytuacjach. Warto się rozluźnić, nie myśleć cały czas o meczu. W poniedziałek odwołali nasz mecz i wiedzieliśmy już od dłuższego czasu, że ciężko będzie wejść na kort - podkreśliła Świątek.
W ćwierćfinale nasza tenisistka zmierzy się z Jeleną Rybakiną. W tym sezonie obie panie zagrały ze sobą dwukrotnie i w obu przypadkach lepsza była Kazaszka.
- To bardzo motywuje. Jestem pozytywnie nastawiona przed jutrzejszym meczem. Na razie skupię się na regeneracji, a na skupienie przedmeczowe przyjdzie czas jutro - zakończyła Świątek.
Godzina meczu Iga Świątek - Jelena rybakina nie jest jeszcze znana.
Czytaj także:
Koniec rzymskich zmagań dla Magdy Linette. Turniejowe "dwójki" za mocne