14 lat i 9 miesięcy miała Claire Liu, gdy wygrała pierwszy zawodowy turniej. Niewielki, z pulą nagród wynoszącą dziesięć tysięcy dolarów, ale mimo to pozostający w sferze marzeń dla rówieśniczek. Została najmłodszą zwyciężczynią profesjonalnej imprezy od czasu Anny Kurnikowej. Niestety dla niej, na sukces było za wcześnie.
Liu nie udźwignęła mentalnie ciężaru oczekiwań. Coraz częściej gubiła się na korcie, ale przede wszystkim pogubione były jej myśli. Gdy na początku 2017 roku zdecydowała się na zmianę trenera, była w głębokim dołku. Chris Tontz szybko zdiagnozował, co jest problemem jego nowej podopiecznej. Chcąc przywrócić jej pewność siebie, poprosił Liu o powiedzenie jednej pozytywnej rzeczy na swój temat. Na odpowiedź musiał czekać cztery dni...
Spotkanie z Federerem
Na tym etapie kariery Liu wydawało się, że jest do niczego. Wciąż jednak pozostawała jedną z najzdolniejszych tenisistek na świecie. Dowód? Pół roku po nawiązaniu współpracy z Tontzem wygrała juniorski Wimbledon i została liderką rankingu do lat 18. Jeszcze większą nagrodą okazało się zaproszenie na corocznie organizowany bal mistrzów Wimbledonu. Liu była wniebowzięta, gdy Roger Federer ją rozpoznał i pogratulował zwycięstwa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan
- Jest kilka rzeczy, które prawdopodobnie przegapiłam z uwagi na tenis, a które mogą robić moi rówieśnicy. Za to niewielu z nich może podróżować do miejsc, które ja odwiedzam lub ma takie doświadczenia jak spotkanie z Rogerem Federerem. Jestem całkiem zadowolona z miejsca, w którym się znajduję - powiedziała Liu cytowana przez portal VC Star. Misja Tontza się powiodła - Liu na nowo zaczęła w siebie wierzyć.
Za sukcesem odniesionym na londyńskiej trawie stali też jej rodzice. Oboje urodzeni w Chinach, pasjonaci chemii. Matka poświęciła jednak karierę naukową na rzecz świetnie rokującej Claire. Codziennie dowoziła ją dwie godziny w jedną stronę do centrum tenisowego w Carson. Jeszcze 300 kilometrów na zachód i panie dotarłyby do Indian Wells.
W poszukiwaniu zapalnika
Liu zadebiutowała w największym kalifornijskim turnieju przed sześcioma laty, ale aż do czwartku nie wygrała w nim choćby seta. Zwycięstwo nad Anną Karoliną Schmiedlovą w pierwszej rundzie tegorocznej edycji można więc uznać za przełomowe. Wszyscy wciąż jednak czekają na prawdziwą eksplozję talentu Liu. Wydawało się, że takim zapalnikiem może być zeszłoroczne zwycięstwo nad Ons Jabeur przed jej kibicami w Tunezji, lecz był to fałszywy alarm.
Agnieszka Radwańska, Caroline Wozniacki, Laura Robson, Ashleigh Barty, Eugenie Bouchard, Jelena Ostapenko - wygrywając juniorski Wimbledon Liu dołączyła do naprawdę zaszczytnego grona. Na razie jednak jej wyniki znacznie odbiegają od rezultatów, którymi mogą się poszczycić wyżej wymienione tenisistki.
Odbiegają też od wyników Igi Świątek, która została mistrzynią Wimbledonu rok po Liu. Dość powiedzieć, że zwycięska passa naszej reprezentantki z poprzedniego sezonu zakończyła się na 37 wygranych. Tymczasem Liu od początku kariery wygrała w głównym cyklu 26 meczów.
Ile zmieniło się przez pięć lat?
Polka i Amerykanka wyjdą w sobotni wieczór na kort centralny Indian Wells Tennis Garden w zupełnie innych rolach. Polka jako obrończyni tytułu, dominatorka kobiecych rozgrywek i główna faworytka do zwycięstwa w tegorocznej edycji. Amerykanka jako kandydatka do sprawienia wielkiej niespodzianki, na którą mało kto liczy.
Gdy Świątek i Liu spotkały się po raz pierwszy, rozkład sił był zupełnie inny. Wówczas mówiono o starciu dwóch młodych, zdolnych tenisistek. Amerykanka prowadziła nawet 6:3, 5:3, lecz ostatnie zdanie należało do naszej reprezentantki, która koniec końców wygrała 3:6, 7:5, 6:2. Od tamtej pory różnica między nimi nieustannie rosła, a kolejne bezpośrednie starcie to najlepsza okazja by dać temu dowód.
Pojedynek Świątek z Liu rozpocznie się późnym wieczorem polskiego czasu, po zakończeniu meczu Karoliny Muchovej z Wiktorią Azarenką. Portal WP Sportowe Fakty przeprowadzi oczywiście relację na żywo z tego meczu.
Zobacz też:
Świątek kończy współpracę ze sponsorem. Oto powód