Ciemność. Dezorientacja.
Angelika podnosi głowę. Widzi zmiażdżoną maskę samochodu. Nie dociera do niej, co się stało. Patrzy w lewo. Potem w prawo.
Najbardziej przeraża ją dojmujący krzyk. Dopiero po kilku sekundach zdaje sobie sprawę z tego, że to ona krzyczy.
Przerażenie. Ból jest nie do wytrzymania.
Znowu ciemność. Chwila ulgi.
Długi sen.
"Ja wciąż walczę"
W śpiączce była 12 dni. Dziś twierdzi, że słyszała część rozmów, które odbywały się w jej obecności. Miała koszmary. Latała śmigłowcem i strzelała do dziwnych potworów. Ratowała świat. Dziś to brzmi jak żart, ale wtedy wydawało się niezwykle realne.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dobre wieści dla kibiców kadry. Ten film daje nadzieje
Ale prawdziwy koszmar zaczął się po wybudzeniu.
- Przez długi czas nie mogłam mówić. Z rodziną porozumiewałam się na migi. Byłam załamana. Całe moje życie się rozsypało. Podczas wypadku doznałam dużego urazu głowy, miałam złamaną podstawę czaszki. Z tego względu ogolono mi głowę. Pamiętam, że, o dziwo, największy szok przeżyłam, kiedy jeszcze nie wiedziałam, w jakim stanie jest moje ciało - podniosłam rękę, aby podrapać się po głowie. Wyczułam łysinę. Zaczęłam szaleć, byłam zrozpaczona. Potem okazało się, że nie będę chodzić. Przynajmniej na razie. Byłam sparaliżowana od pasa w dół - opowiada dziś 33-letnia Angelika Krakowska z Brodnicy.
Diagnozą było stłuczenie i obrzęk mózgu, krwawienie podpajęczynówkowe. Ale co najważniejsze, stwierdzono także złamanie kręgosłupa.
- Lekarze mówili niewiele. Neurologia jest dziedziną medycyny, w której trudno rokować. Wszystko zależy od predyspozycji, możliwości własnego organizmu, specyfiki uszkodzeń. Ja cały czas walczę - tłumaczy Angelika.
Ze szpitala wypisano ją po czterech miesiącach. Bez informacji o rokowaniach, ale z poleceniem ciągłem rehabilitacji. Ta trwa do dziś.
- Startowałam od stanu niemalże wegetatywnego. Nie potrafiłam się ubrać, zjeść, a nawet sama usiąść. Dziś czuję się na tyle dobrze, że mogłabym rozpocząć własne życie, założyć rodzinę. Swojego partnera poznałam trzy lata po wypadku. Przypadkiem, przez internet. Dziś myślę o małżeństwie, ale wypadek nauczył mnie, że nie ma sensu planować życia z dużym wyprzedzeniem - zaznacza brodniczanka.
Nauka chodzenia
Początkowo Angelice przeszkadzało, kiedy ktoś przyglądał się jej wózkowi. I krótkiej fryzurze. Jednak po latach włosy odrosły, a do spojrzeń przechodniów się przyzwyczaiła.
- Nie lubię tylko sytuacji, kiedy ktoś na siłę chce pomóc. To ważne dla wszystkich osób niepełnosprawnych - jeśli nie prosimy o pomoc, nie potrzebujemy jej. Nie ma sensu pomagać bez pytania albo uporczywie to proponować - przekonuje.
Lekarze i rehabilitanci nie dają Angelice złudnej nadziei. Niczego nie gwarantują. Ale z całych sił namawiają do kontynuowania rehabilitacji. Postęp jest olbrzymi. Sama Angelika również to czuje.
- Widzę to dokładnie. Ale nadal jest potrzebny olbrzymi wysiłek. Obiecuję go samej sobie. I wiem, że dotrzymam słowa. Niestety nie mam środków, aby opłacić rehabilitację aktywnym egzoszkieletem. A to jest dla mnie największa nadzieja. Urządzenie znajduje się w Polsce, ale wymyślili go Japończycy. Aby zrobić krok do przodu, maszyna kieruje się impulsem z ciała. Bez tego nie ruszy. Dlatego rehabilitacja na tym egzoszkielecie jest tak efektywna. Niestety, miesiąc ćwiczeń kosztuje... 50 tys. zł. To olbrzymia suma, zdecydowanie przekraczająca moje możliwości - nie ukrywa Angelika.
Dlatego pomagają bliscy, przyjaciele, a nawet osoby znane. Również ze świata sportu. Gadżety na licytację przeznaczyli m.in. Karolina Pilarczyk, najlepszy w Polsce kierowca driftingowy oraz pięściarz Rafał Jackiewicz.
Do zajęcia sprzed lat już nie wróci - była nauczycielką w przedszkolu. Kochała rekreacyjnie uprawiać sport - dziś bieganie jest niemożliwe. Ale wciąż może pracować i realizować marzenia. Największym jest założenie rodziny i posiadanie dziecka.
Na pytanie, jak będzie wyglądać jej życie za pięć lat, odpowiada: - Mąż, dziecko, praca i wymarzony dom. Będę szczęśliwa.
A chodzenie? - Dawno będę chodzić! To przecież oczywiste. Prawda?