Środa. 27 maja 1953 roku. Dworzec kolejowy w Kielcach, a na nim orkiestra i kilka tysięcy ludzi. Wszyscy podekscytowani, uśmiechnięci, patrzą w jednym kierunku, oczekują na bohatera, nowego bokserskiego mistrza Europy. Na horyzoncie pojawia się pociąg z Warszawy. Po chwili z hukiem i sykiem pary wjeżdża na peron. Orkiestra zaczyna grać marsza.
"W jednym z okien poznajemy znajomą twarz - to Leszek. Najbliżsi przyjaciele podbiegają do drzwi wagonu, skąd na ich ramionach wędruje Drogosz do gmachu dworca" - relacjonowało lokalne "Słowo Ludu". Ale triumfalny marsz nie kończy się na budynku dworca. Bohater jest niesiony głównym deptakiem Kielc dwa kilometry - aż do budynku Wojewódzkiego Domu Kultury, gdzie władze w nagrodę za niesamowity sukces wręczają mu motocykl SHL-125.
Fetowanie zwycięstwa trwało długo, ale trudno się dziwić. Już w pierwszym starciu Drogosz odprawił reprezentanta Związku Radzieckiego Wiktora Miednowa, który był faworytem do tytułu w wadze lekkopółśredniej. Ten triumf, podobnie jak całe mistrzostwa, miały charakter symboliczny, bo zdarzyły się kilka tygodni po śmierci Józefa Stalina i na dodatek impreza odbywała się w stolicy Polski. W Warszawie aż nadto były widoczne skutki wojny, a społeczeństwo wiedziało już, że kraj wpadł z okupacji niemieckiej w okupację radziecką.
Bokserski czempionat okazał się największym powojennym sukcesem polskiego sportu, a nasi pięściarze zdobyli aż pięć złotych medali.
Dziecko wojny
Życie Drogosza nie było - delikatnie rzecz ujmując - łatwe. Urodził się przed wojną. - Pamiętam całą okupację, wejście Niemców do Kielc. Zdarzyło się nawet tak, że w dom, w którym mieszkaliśmy, uderzyła pierwsza bomba, która spadła na Kielce. Na szczęście w tym czasie nie było nas w nim. Przez całą okupację byłem dzieckiem zabiedzonym, rodzice nie mieli łatwo - wspominał.
Żeby jakoś żyć, Drogosz imał się różnych zajęć. Handlował papierosami, gazetami, woził do partyzantów wódkę, chleb. - Dziś nie mogę sobie wyobrazić, że mając 10 lat, tak organizowałem swoje życie - tłumaczył i dodawał: - Sądzę, że ten okres utrwalił we mnie pewne cechy i umiejętności radzenia sobie w życiu.
Sport pojawił się po okupacji. Drogosz znalazł rakietki do tenisa stołowego w jednym z domów żydowskich po likwidacji getta. W ping-ponga grał, gdzie tylko się dało. Później zakochał się w piłce nożnej i zapisał do drużyny SHL Kielce. Jako że był zabiedzony i najmniejszy w klasie, często obrywał od kolegów. To powodowało frustrację. Drogosz miał dość otrzymywania kolejnych ciosów. Wybawieniem miał się okazać boks.
Na salę treningową trafił, gdy miał 15 lat. Pierwszy duży sukces osiągnął jako 17-latek, kiedy sięgnął po tytuł mistrza Polski juniorów w 1950 roku. Dwa lata później zadebiutował w meczu międzypaństwowym z Węgrami. W Budapeszcie zmierzył się z doświadczonym Laszlo Solyomą.
To po tym pojedynku media po raz pierwszy nazwały Drogosza "Czarodziejem ringu". A to dlatego, że przez cały pojedynek nie dał się trafić utytułowanemu rywalowi. Określenie przylgnęło do niego na zawsze.
- Słusznie nosił taki przydomek. Miał swój styl, zupełnie inny od bokserskiego charakteru jego kolegów. Do mocnych stron Leszka należałoby zaliczyć przede wszystkim refleks, a także niebywałą szybkość, którą zadziwiał przeciwników - ocenił po latach Jan Szczepański, mistrz olimpijski w boksie z Monachium w 1972 roku.
Drogosz jest jednym z najbardziej utytułowanych pięściarzy w historii polskiego boksu. W kraju był niepokonany przez 16 lat. Zdobył w tym czasie osiem indywidualnych tytułów mistrza Polski. Był trzykrotnym mistrzem Europy (w 1953, 1955 i 1959 roku). Wywalczył też brązowy medal olimpijski na igrzyskach w Rzymie, przegrywając w półfinale z Jurijem Radoniakiem. Wielu obserwatorów uznało ten werdykt za kontrowersyjny. W całej karierze pięściarskiej stoczył 377 walk: wygrał 363 i przegrał 14. Otrzymał wiele nagród i tytułów.
"Czarodziej" nie tylko w ringu
Można zaryzykować stwierdzenie, że Drogosz urodził się zdecydowanie za wcześnie. Dziś, w dobie internetu, kiedy w modzie są ringowe "walki" wątpliwej klasy sportowców-celebrytów, on - prawdziwy geniusz ringu - byłby gwiazdą pierwszego formatu. Bo Drogosz i w ringu, i na ekranie był czarodziejem. Miał niebywały talent do wszystkiego, czego się chwycił. Oprócz boksu grywał w tenisa stołowego, jako młody chłopak dorabiał na weselach jako akordeonista. Został też aktorem.
- Chciałem po prostu zobaczyć, jak się kręci film, bo czasami pokazywali to w kronice. Zgodziłem się. Tym bardziej że płacili. Zarobić pieniądze i jeszcze się pobawić? Dlaczego nie. Ale z góry zastrzegłem, że jak się nie nadam, to pan reżyser będzie musiał znaleźć drugiego - wspominał po latach Drogosz.
Nadał się. Ale na debiutanckim "Bokserze" chciał zakończyć karierę aktorską, bo - jak tłumaczył - więcej filmem nie chciał zawracać sobie głowy.
Wtedy zadzwonił Andrzej Wajda. - Zapytał, czy bym nie zagrał jakiegoś epizodu. Mówię mu: "panie, gdzie ja do filmu? W 'Bokserze' to było co innego" - bronił się Drogosz. Ostatecznie propozycję przyjął. - Pomyślałem: a co mi szkodzi poznać Wajdę? - przyznał z rozbrajającą szczerością. Ostatecznie Drogosz wystąpił w kilkunastu produkcjach - między innymi wspomnianym "Bokserze", "Polowaniu na muchy", czy "Krajobrazie po bitwie".
Zmarł 7 września 2012 roku po ciężkiej chorobie nowotworowej. Miał 79 lat.
Czytaj także:
- Boks. Nie ustalono daty i miejsca rewanżu? Zamieszanie wokół walki Whyte vs Powietkin
- Tymex Boxing Night 13. Kamil Kuździeń: Będę jeszcze bardziej dynamiczny
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jeden cios i po walce! Spektakularny nokaut w Rosji