Chciały go Bayern i Real. Wolał alkohol i imprezy. Tragiczna historia polskiego piłkarza
W polskie lidze rozegrał 126 spotkań, w których zdobył 30 bramek. Pięć razy zakładał koszulkę z orzełkiem. Zmarł z powodu nadużywania alkoholu. Poznaj tragiczną historię Dariusza Marciniaka - wielkiego, acz zmarnowanego talentu naszego futbolu.
Gdy Polska pod wodzą Kazimierza Górskiego zdobywała trzecie miejsce na mistrzostwach świata w RFN w 1974 r., Marciniak miał osiem lat. Mieszkał w Rzeszowie - w bloku, który w latach 50. wybudowano dla rosyjskich oficerów. Już wtedy wyróżniał się umiejętnościami piłkarskimi na tle dużo starszych kolegów.
Marciniak talent odziedziczył po ojcu Zygmuncie i wujkach, którzy z powodzeniem radzili sobie na boiskach polskiej pierwszej ligi. Treningi rozpoczął w klubie Walter Rzeszów. Tam również był jedną z najjaśniejszych postaci. Strzelał gole seriami.
- Należał do zawodników, których piłka szukała w polu karnym, potrafił się doskonale ustawić, świetnie grał głową i miał niezłą technikę użytkową - uważali eksperci.
Kariera Marciniaka nabrała rozpędu, gdy zainteresował się nim Widzew Łódź. Ówczesny trener drużyny, Władysław Żmuda, zauważył go przypadkowo, gdy ćwiczył z jednym z jego zawodników. Potem zobaczył go jeszcze na Spartakiadzie Młodzieży i tylko się upewnił, że ma do czynienia z prawdziwym "diamentem".
Marciniak trafił do łódzkiego klubu za dwa miliony złotych. Na początku jednak grał bardzo rzadko. Za strzelanie goli w drużynie odpowiadali bowiem: Włodzimierz Smolarek oraz Dariusz Dziekanowski. W sumie przez rok pojawił się tylko trzy razy na boisku i nie zdobył ani jednej bramki.
Świetnie radził sobie za to w kadrze młodzieżowej. Na mistrzostwach Europy U-18 w 1984 r. (w ZSRR) Polska zdobyła brązowy medal, a Marciniakiem interesowały się wielkie kluby. Wojciech Łazarek wspominał o drużynach z Holandii i Portugalii. O młodego piłkarza pytały podobno też Bayern Monachium oraz Real Madryt.
Zawodnik Widzewa wtedy nie mógł jednak wyjechać na zachód. Do tego zaczęły się jego problemy. W młodym wieku został oderwany od rodzinnego domu, a że na brak pieniędzy i wolnego czasu nie narzekał, to szukał pocieszenia w alkoholu. Szybko dostrzegli to jego starsi koledzy z drużyny i zgłosili trenerowi.
Żmuda chciał mu pomóc. Namawiał go na naukę, potem poprosił Andrzeja Woźniaka i Mirosława Myślińskiego, żeby go przygarnęli pod swój dach i pilnowali. Ale to nie zdawało egzaminu. Marciniak ciągle się wymykał, a gdy szefowie klubu dzwonili do jego matki, która miała na niego wielki wpływ, kajał się i obiecywał, że to się już nigdy nie powtórzy. Kłamał.
-
soliderd Zgłoś komentarzI znów za zmarnowane zycie winna jest PRL. Czy nie czas już myśleć inaczej. Czyżby na Zachodzie sportowcy nie pili , nie ćpali, p. redaktorze?
-
Fan. Zgłoś komentarzDziwne : KOMENTARZE , SZKODA CHŁOPAKA . !
-
Jerzy Dobkowski Zgłoś komentarzi panstwo straci -bo juz nie będzie pił
-
Ralph Kopcewicz Zgłoś komentarzSmutna historia,szkoda czlowieka....niestety nie On pierwszy,niech odpoczywa w spokoju.