Kalidou Koulibaly udzielił obszernego wywiadu "The Players Tribune" w którym opowiedział o swoim przywiązaniu do Neapolu. Darzy to miasto olbrzymim sentymentem, m.in. dlatego że trzy lata temu urodził mu się w nim syn. Przy okazji opowiedział jak stresujący był to dla niego dzień. Najwięcej emocji przysporzył mu nie sam poród, a Maurizio Sarri, który nie chciał puścić go do szpitala. Sytuacja wydarzyła się w połowie stycznia 2016 roku.
- Moja żona poszła rano do kliniki, a wieczorem rozgrywaliśmy na własnym stadionie mecz z Sassuolo. Byliśmy w trakcie analizy wideo, a mój telefon zaczął wibrować. Zazwyczaj go wyłączam, ale martwiłem się o moją żonę. Dzwoniła pięć lub sześć razy. Maurizio Sarri był impulsywnym facetem, więc nie chciałem odebrać. W końcu wybiegłem na zewnątrz, a moja żona powiedziała, że muszę przyjechać, bo syn zaczyna się rodzić - wspomina Koulibaly.
Obrońca Napoli podszedł więc do trenera i powiedział mu, że musi jechać do szpitala. - Sarri patrzy na mnie i mówi: "Nie, nie, nie. Potrzebuję cię dziś wieczorem. Naprawdę cię potrzebuję. Nie możesz iść". Odpowiedziałem mu: "To są narodziny mojego syna. Możesz robić co chcesz. Zawieś mnie, nie obchodzi mnie to. Idę" - kontynuuje Senegalczyk.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Nasz dziennikarz pewny awansu na mistrzostwa. "Możemy przegrać tylko sami ze sobą"
Zobacz również: Dawid Kownacki nie wyobraża sobie powrotu do Sampdorii. "Kibice też mnie nie chcą"
Palący papierosa trener wyglądał na zestresowanego, ale w końcu puścił swojego zawodnika z zastrzeżeniem, żeby wrócił na mecz. "Potrzebuję Cię" - stwierdził.
Koulibaly najszybciej jak potrafił udał się do szpitala. - Jeśli nigdy nie byłeś ojcem po raz pierwszy, nie zrozumiesz tego uczucia. Nie możesz przegapić narodzin swojego syna. Przybyłem do kliniki w południe, a o 13:30 urodził się mały neapolitańczyk. Nazwaliśmy go Seni. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu - wspomina z radością zawodnik.
Sielanka nie trwała jednak długo, bo już nieco ponad dwie godziny później zadzwonił Maurizio Sarri. - Ten facet jest szalony. Mówię to w pozytywnym sensie, ale jest szalony - uważa Koulibaly. - Mówi do mnie: "Wracasz?! Potrzebuję cię! Naprawdę cię potrzebuję! Proszę!" .
Świeżo upieczony tata zdawał sobie sprawę, że potrzebuje go również żona. Za jej zgodą wrócił jednak na stadion, gdzie przeżył kolejny szok. - Przygotowuję się do meczu, a Sarri wchodzi do szatni i kładzie kartkę ze składem. Patrzę.... patrzę... patrzę. Nie ma mojego numeru. Powiedziałem: "Trenerze, czy ty żartujesz?". Odpowiedział: "Co? To mój wybór." Posadził mnie na ławce - nie mógł uwierzyć Koulibaly. - Powiedziałem: "Mój syn! Moja żona! Zostawiłem ich! Powiedziałeś, że mnie potrzebujesz! - wspomina.
Zobacz również: Milik i Zieliński "odpowiednio dojrzali". Szykują się nowe kontrakty w Napoli
Koulibaly usłyszał, że jest "potrzebny na ławce". Nie mógł uwierzyć, że po tym wszystkim co przeszedł nie zagrał od początku. - Teraz o tym myślę i chce mi się śmiać. Ale wtedy chciałem płakać. Ta historia wydaje się być negatywna. Dla mnie ona jest wszystkim tym, co kocham w Neapolu. Trudno to zrozumieć. Trzeba przyjechać do miasta i to poczuć - zakończył Kalidou Koulibaly.
Senegalczyk wszedł na boisko w 68. minucie. Napoli pokonało Sassuolo 3:1, syn zawodnika urodził się zdrowy, więc cała ta nerwowa i szalona historia miała pozytywne zakończenie. Koulibaly do końca sezonu grał już w podstawowym składzie.
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)