Po słabszym sezonie Robert Lewandowski ponownie strzela jak na zawołanie. Zmiana trenera w FC Barcelonie i powrót do współpracy z Hansim Flickiem sprawił, że Polak spisuje się obecnie wręcz wybitnie.
Teraz jednak kapitan reprezentacji Polski nie ma powodów do zadowolenia. W meczu 13. kolejki hiszpańskiej La Ligi jego zespół przegrał z Realem Sociedad 0:1, a napastnik doznał kontuzji, która wykluczyła go z najbliższego zgrupowania kadry.
W hiszpańskim gigancie "Lewy" zarabia miliony, dzięki czemu jego majątek wciąż rośnie. To sprawia, że kapitan reprezentacji Polski praktycznie nie musi odmawiać sobie niczego, a efektem tego jest kolekcja samochodów w garażu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent
W ostatnim czasie w naszym kraju doszło do tragicznych wypadków m.in. pod Gdańskiem, przez które zginęli ludzie. Tymczasem psycholożka transportu dr Aleksandra Peplińska podczas wywiadu dla "Gazety Wyborczej" postanowiła wrócić do wypowiedzi Lewandowskiego sprzed pięciu lat.
- W pierwszym tygodniu, jak się przeprowadziłem do Niemiec, na odcinku dwóch kilometrów na tej samej trasie dostałem trzy mandaty. Limit wynosił 50 km/h, a ja jechałem 56, 59, 57. Myślałem, że jak jadę 60 czy nawet 65 to będzie OK, a trzy razy złapał mnie radar. To było trochę szokujące. W Polsce nawet jak radar stał, to te 20 km było dopuszczone - brzmiały słowa snajpera.
- To ewidentny przykład, dosyć lekkiego podejścia do przestrzegania prawa. Pojawia się w nas sarmackość, przepisy przepisami, ale my do nich podchodzimy elastycznie. Taka postawa powoduje, że już od dziecka spotykamy się z ambiwalentnym podejściem do prawa - tak zareagowała na te słowa Peplińska.
Dla wspomnianej psycholożki sytuacja "Lewego" była idealnym przykładem na to, jak skuteczne mogą być fotoradary. W naszym kraju osoby posiadające prawo jazdy nie przykładają do nich większej wagi.