Koronawirus. Marcin Nitschke: W dwa miesiące ponad 100 tys. straty [WYWIAD]

Archiwum prywatne / Marcin Nitschke / Na zdjęciu: Marcin Nitschke (z lewej) i Leszek Lichota
Archiwum prywatne / Marcin Nitschke / Na zdjęciu: Marcin Nitschke (z lewej) i Leszek Lichota

- Z jednej działalności w dwa miesiące miałem grubo ponad 100 tys. straty. Nie ma żadnej pomocy - mówi WP SportoweFakty Marcin Nitschke, polski snookerzysta.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=73121]

Marcin Nitschke[/tag] to polski snookerzysta, wielokrotny medalista mistrzostw Polski i Europy. Trenuje w prowadzonym przez siebie klubie Hot Shots Music Club & Bilard.

Dawid Borek, WP SportoweFakty: Czy pandemia koronawirusa uderzyła w świat snookera?

Marcin Nitschke: Oczywiście, że tak. Jestem zawodnikiem, sportowcem, a bez działalności klubu nie mogę funkcjonować. Stół do treningu, na którym przygotowujemy się do mistrzostw Europy i świata, znajduje się w firmie, a ona jest zamknięta.

Moi koledzy i koleżanki prowadzący kluby w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu, po prostu stoją w miejscu. Wiadomo, że czynsze za lokale w galeriach handlowych są potężne, sięgają nawet 60 tys. zł netto miesięcznie. Można sobie przeliczyć, jakie są koszta po dwóch miesiącach zamkniętego klubu. A do tego dochodzą pracownicy i obciążenia związane z prowadzeniem lokalu. Nas to bardzo mocno dotyka.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Druga rzecz: przełożono mistrzostwa świata w Sheffield, nowy termin to koniec lipca, ale bez kibiców. Proszę sobie wyobrazić, że ludzie wykupują bilety rok wcześniej, wszystkie sesje są wyprzedane w miesiąc. To ogromny cios dla organizatorów. Sam miałem organizować turniej pokazowy, gdzie bardzo poważna polska firma jest głównym sponsorem, a już przekładamy go na inny termin. Bilety kupione, mieli do nas przylecieć Kyren Wilson i Stuart Bingham, a teraz nie wiemy, kiedy ich zaprosimy.

Ja na szczęście zajmuję się nie tylko prowadzeniem klubu, to jedna z głównych działalności, natomiast jestem też polskim producentem stołów do snookera i bilarda Maestato, a kto dziś - w czasach pandemii - myśli o stole? Tutaj też to mocno odczuliśmy. Najbardziej boli to, że od dwóch miesięcy klienci dzwonią do mojej menedżerki, pytają o możliwość gry w klubie, a tutaj świat się zatrzymał. Nikt nie spodziewał się takiej sytuacji. Mam rodzinę, mam małego syna. Teraz wszystko nam stoi.

Pan jest w bardzo niekomfortowej sytuacji, bo nie dość, że nie ma sportu, to jeszcze biznesy całkowicie się zatrzymały. A przecież normalnie zarabiał pan i za dnia, i w nocy. Teraz wszystko zostało odcięte.

Zawsze staram się szukać pozytywów. Gdy rozmawiam z aktorami: Bartłomiejem Topą czy Leszkiem Lichotą - prywatnie miłośnikami snookera - śmiejemy się, że chociaż mamy najczystsze powietrze na świecie. Świat się zatrzymał, a dzięki temu mamy więcej czasu dla rodziny. To są pozytywy.

Gospodarka jednak całkowicie się zatrzymała.

Przed pandemią rozpocząłem rozmowy z partnerami biznesowymi dla moich zawodników, a teraz zostały one wstrzymane. A przecież oni też mają koszty: trzeba zapłacić czynsz za mieszkanie, za akademię. Trudno im normalnie pracować, bo przecież trenują po 6-7 godzin dziennie. Miejmy nadzieję, że w przeciągu dwóch miesięcy wrócimy do normalności i świat zacznie funkcjonować.

Myślę, że ludzie będą na tyle spragnieni przybycia do klubów bilardowo-snookerowych, że tuż po ich otwarciu do nich ruszą. Nie będą wyjeżdżać z Polski, będą szukać rozrywki we własnym mieście. Jeśli z kolei nie będzie zielonego światła na powrót działalności, właściciele klubów nie będą mieli nawet pieniędzy na opłacenie firmy zajmującej się wyniesieniem stołów z klubów.

Państwo pomaga?

Zatrudniamy ponad 15 osób, do tego dochodzą umowy zlecenia - zdarza się, że z podwykonawcami współpracujemy z 30 osobami. Ci ludzie nie mogą nic zrobić. Najbardziej boli mnie to, że nie mogę tym ludziom pomóc. Są ogłaszane tarcze, poskładaliśmy wnioski. Od 14 lat prowadzę działalność, płacę podatki i ZUS, a od dwóch miesięcy nie ma jakiejkolwiek pomocy. Zero. Jako sportowiec i osoba, która prowadzi działalność gospodarczą, do tej pory nie otrzymałem ani złotówki z pomocy rządu.

Dla mnie to dziwne. Płacimy podatki, przedsiębiorcy też utrzymują ten kraj, sportowcy też płacą podatki od nagród, a gdy potrzebujemy pomocy, czekamy na nią już od ponad dwóch miesięcy. To jest niepokojące, ale sportowcy są zbudowani z twardej gliny. Dobrze, że mam inne możliwości zarobku, bo działam też w innych branżach. Do tego jestem podłączony pod poważne firmy, więc jakoś sobie radzę. Kryzys jest jednak potężny. Śmiem powiedzieć, że gospodarka w niektórych branżach odczuje go nawet przez pięć kolejnych lat. Tyle będą potrzebować niektóre działalności na odbudowę. To też pokazuje, że nikt nie spodziewał się takiego kryzysu.

Wyliczył już pan swoje straty, choćby te z działalności klubu?

Każdy miesiąc wiąże się ze stratą klubu na poziomie powyżej 60 tys. zł netto. Trudno dokładnie ją oszacować, bo nie mamy jeszcze zamkniętego kwietnia, ale śmiem twierdzić, że po dwóch miesiącach to będzie grubo ponad 100 tys. zł. To bardzo boli. Szukam rozwiązań, walczę. Przebranżawiam się, bo z pandemią nie wygramy. Będziemy mieli coraz więcej takich sytuacji.

Uważa pan, że do tematu walki z koronawirusem należało podejść inaczej?

Według mnie nie było aż tak mocnej potrzeby zatrzymania życia. Moim zdaniem można było wprowadzić obostrzenia, zabezpieczyć starsze osoby - po 50-60. rokiem życia - najbardziej narażone na zachorowanie, wprowadzić inne regulacje, natomiast w moim odczuciu państwo wprowadziło zbyt mocne restrykcje, zbyt mocno zatrzymano polską gospodarkę. Czekam tylko na informację, ile milionów Polaków po tym wszystkim straci pracę.

Pan jak długo jeszcze wytrzyma? Klub stoi w miejscu, płacić trzeba, a oszczędności też się w końcu skończą.

Myślę, że dzięki wypracowanej współpracy z firmami jeszcze przez 2-3 miesiące jesteśmy w stanie sobie poradzić. Wszystko dzięki temu, że z partnerami biznesowymi zbudowaliśmy wiele płaszczyzn współpracy. To powoduje, że wytrzymamy, ale to teraz nie jest priorytetowe. Pytanie: jakim kosztem? Sądzę, że ogromnym, a przecież nie o to chodzi. Zatrzymanie gospodarki w 95 proc. to nie jest dobry krok. Ludzie muszą pracować i płacić podatki. Jak nie będzie podatków, z czego rząd wypłaci świadczenia?

Z punktu widzenia pana biznesu nieciekawie wygląda też plan odmrażania gospodarki.

Niestety jako klub jesteśmy w ostatnim etapie, na samym końcu. To najbardziej niepokojące. 18 maja mają zostać uruchomione restauracje z zachowaniem dwóch metrów od stolika, mają być otwarte ogródki. Dlaczego my nie możemy być pod to podłączeni? Skoro w sklepach budowlanych może być 200-300 osób, to przy 7-8 stołach przelicznik jest prosty - 16 osób w lokalu, a to wystarczyłoby na spłatę podstawowych kosztów. Zamiast 100 tys. zł w plecy, byłoby 50 tys. straty.

Nie jest tajemnicą, że ma pan indywidualnych sponsorów. Czy ktoś się z panem pożegnał, zawiesił kontrakty?

Moi partnerzy biznesowi zachowali się bardzo elegancko. Z kilku firm tylko dwa podmioty wstrzymały wypłaty. Wstrzymały, ale nie zerwały umowy na świadczenia reklamowe. To bardzo przyjacielska relacja i zrozumienie obu stron. Niektóre branże stoją na tym samym poziomie, co ja. Jestem ambasadorem marki produkującej kosmetyki, a jej wszystkie salony są zamknięte. Nie można oczekiwać od firmy wypłaty świadczeń, skoro jedzie na tym samym wózku, co ja.

Niewiele osób o tym wie, ale gościł pan w swoim klubie wiele znanych osób, zwłaszcza aktorów. Co ciągnie je do snookera?

Byli u mnie Leszek Lichota, Bartłomiej Topa, Paweł Domagała, Grażyna Wolszczak, Przemysław Sadowski, Ilona Wrońska, Agnieszka Więdłocha. W związku z przyjaźnią z Leszkiem Lichotą, często przy organizacji mistrzostw Polski Biznesu, Artystów i Sportu w snookerze, zapraszam ich do udziału. To dla nich reset. Dzięki naszym turniejom świat artystów i sportowców staje się wielką rodziną. Snooker nie jest brudnym sportem, to gra dla dżentelmenów.

Zobacz też:
Żużel. Rafael Wojciechowski: Mogę stracić to, co budowałem 20 lat. Więcej ludzi umrze z głodu niż na COVID-19 (wywiad)
Bundesliga. Duże straty piłkarzy Bayernu. Robert Lewandowski jednym z najbardziej poszkodowanych

Źródło artykułu: