Z Seefeld - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
Hofer i jego podwładni nie mieli w piątek w Seefeld łatwego zadania. Pogoda nie sprzyjała przeprowadzeniu mistrzostw świata na normalnej skoczni. W czasie serii próbnej warunki były jeszcze w porządku, ale potem bardzo się pogorszyły.
W czasie pierwszej serii padał deszcz, który zalewał tory najazdowe i wyhamowywał skoczków na rozbiegu. Do tego zmieniał się wiatr. Najtrudniejsze warunki były akurat wtedy, gdy skakali najlepsi, a najmocniej w plecy wiało Kamilowi Stochowi.
Efekt był taki, że o ile jeszcze skład pierwszej trójki nikogo nie dziwił (Ryoyu Kobayashi, Karl Geiger, Kilian Peier), o tyle obecność w pierwszej dziesiątce Czecha Filipa Sakali czy Słoweńca Żigi Jelara dowodziła, że bardziej od umiejętności zawodników liczyło się szczęście.
ZOBACZ WIDEO Stoch o zdobyciu srebrnego medalu: "Nigdy nie przestałem wierzyć"
Szczęście trzeba było mieć również w czasie drugiej rundy, gdy co prawda już nie padało, ale za to mocno padał lepki śnieg. Najlepszą sytuację mieli ci, którzy zaczynali serię finałową - oni byli jeszcze w stanie uzyskać w miarę dobre prędkości najazdowe. Liderzy po pierwszej serii nie mieli już na to szans.
Przykład? Prowadzący na półmetku Kobayashi ruszał z tej samej belki, co 27. Dawid Kubacki, a prędkość miał od niego gorszą o 2,7 kilometra na godzinę. Uzyskał tylko 92,5 metra i spadł z pierwszej pozycji na czternastą. A ze złota cieszył się właśnie Kubacki.
Czytaj także: Stefan Horngacher bez ogródek o konkursie na normalnej skoczni. "Nigdy czegoś takiego nie widziałem"
Po tak szalonym i, nie ma co ukrywać, niesprawiedliwym konkursie, Hofer musiał odpowiadać na pytania o słuszność podjętych przez jury decyzji. - Przez pogodę mieliśmy problemy z odpowiednim przygotowaniem rozbiegu, jednak jako jury musimy decydować, czy lepiej jest kontynuować zawody, czy nie. Ktoś jest przecież na prowadzeniu, na górze czeka ktoś inny, kto jest w stanie wskoczyć na pierwsze miejsce - tłumaczył.
- Z każdym skokiem zbliżamy się do końca zawodów, a kiedy te się zakończą, nie można już niczego zmienić. Wyniki są takie, jakie są - dodał wieloletni dyrektor zawodów Pucharu Świata.
Czytaj także: Stefan Kraft z uznaniem o Polakach. "Kamil Stoch to w tej chwili najlepszy skoczek na świecie"
- Czy konkurs uważa pan za sprawiedliwy? - zapytał Hofera dziennikarz z Norwegii. Austriak uciekł jednak od odpowiedzi. - W tym konkursie mieliśmy wszystko. Pogoda się zmieniała, skoczkowie skakali w bardzo różnych warunkach, co oczywiście było ekstremum.
- Jeśli zatrzymalibyśmy zawody, nie moglibyśmy ich już wznowić. I byłby duży problem, bo ktoś przecież prowadził i pytałby się nas, dlaczego to zrobiliśmy - mówił Hofer. W piątek nie miał on chyba możliwości podjęcia decyzji, którą wszyscy uznaliby za dobrą. - Nie zamierzam szukać wymówek. Powiem tylko, że dobre było przynajmniej to, że udało się nam przeprowadzić dwie serie - podkreślił.