Czy działacze otworzą nowy rozdział w polskich skokach? "Nie stać nas na marnowanie talentów"

Według Rafała Kota kolejny sezon może być niemal tak dobry, jak ten olimpijski. Do tego trzeba jednak otworzyć nowy rozdział w polskich skokach narciarskich. Czy działaczy na to stać?

W tym artykule dowiesz się o:

- Ten sezon przede wszystkim kojarzę z dobrych rzeczy. Jako pierwszy na myśl przychodzi mi brązowy medal polskiej drużyny na mistrzostwach świata w Falun. Chwała chłopakom za ten wyczyn, potrafili wznieść się ponad to wszystko, co działo się wcześniej. Jeśli chodzi o kolejne plusy, świetnie kojarzą mi się powroty Kamila. Na początku sezonu doznał kontuzji, potem była operacja, aż wreszcie nasz lider zaliczył bardzo udane konkursy. Był m.in. świetny start w Zakopanem, wysokie miejsca w Pucharze Świata, podia. Potem podniósł się jeszcze raz po nieszczęsnej grypie żołądkowej, która dopadła do podczas konkursów skandynawskich. Sam powiedział, że ten sezon będzie rozpatrywał na plus. To co się w nim działo wiele go nauczyło, zdobył dużo doświadczenia. Ponadto, osobiście sezon będę kojarzył z dobrym końcem w wykonaniu Piotra Żyły i Klimka Murańki. Moim zdaniem, na tym plusy się kończą - przyznaje ekspert. 
[ad=rectangle]
Kot dodaje, że zapewne można rozpatrywać ten sezon z perspektywy zdobytych punktów w Pucharze Świata, ze świadomością, że powtórzenie sezonu olimpijskiego nie było możliwe. Pod uwagę nie można brać jednak Pucharu Narodów, gdzie znaczną część dorobku wypracowuje dla Polski jeden skoczek, który w tym sezonie był wykluczony z rywalizacji przez wiele konkursów. - W tym sezonie utraciliśmy kwotę startową, niektórzy zawodnicy zdobyli bardzo mało punktów do klasyfikacji generalnej, a przecież oczekiwania sztabu trenerskiego były dużo większe. Łukasz Kruczek mówił o zdobyciu choćby jednego punktu więcej niż w zeszłym sezonie. Piotr Żyła może się cieszyć, że pułap punktowy osiągnął wysoki, ale reszta wypadła poniżej oczekiwań - przede wszystkim kibiców. Ponadto, wiele było niepotrzebnych rzeczy, atmosfera w kadrze nie była już taka, jak w poprzednim sezonie. Podejmowano decyzje personalne, po których niektórzy zawodnicy czuli się skrzywdzeni - jako przykład można podać Jana Ziobrę na mistrzostwach świata, kiedy on sam mówił mediom, że decyzji o odsunięciu go od rywalizacji na dużej skoczni nie rozumie. Powiedział nawet dobitnie, że on sam by się powołał - przypomina były fizjoterapeuta kadry.

Ojciec Macieja Kota wspomina też o synu, podkreśla, że ten sezon mógł go wiele nauczyć. Skoczek miał nadzieję, że będzie on lepszy od poprzedniego, tymczasem nie zakwalifikował się do drużyny na mistrzostwa świata, zdobył niewiele punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, mało także startował w zawodach prestiżowego cyklu. Ojciec podopiecznego Łukasza Kruczka przyznając, że ten sezon nie był udany w wykonaniu syna, podkreśla, że młodzi skoczkowie, którzy mają wahania formy powinni być objęci systemem naprawczym, jaki funkcjonuje w Niemczech, Austrii czy Norwegii. Dzięki niemu skoczkowie, którym aktualnie się nie wiedzie, trenują z dobrymi trenerami na tych samych zasadach co skoczkowie pierwszoplanowi. - Taki zawodnik idzie tym samym torem i szybko wraca do startów w Pucharze Świata. Tymczasem u nas dochodzi do tego, że w pewnym momencie na Turnieju Czterech Skoczni jest czterech trenerów ze sztabów, a w kraju zawodnicy zostają praktycznie bez opieki. Nie ujmując niczego żadnemu trenerowi, ci którzy zostają w Polsce niekoniecznie mają odpowiednią charyzmę i umiejętności - zaznacza Kot.

Czy w takim razie konieczne są zmiany w sztabach szkoleniowych? Jak mówi ekspert, pełną odpowiedzialność za takie decyzje ponosi Zarząd Polskiego Związku Narciarskiego, czyli w głównej mierze prezes Apoloniusz Tajner. - Ja nie wypowiadam się w tej kwestii z wiadomych względów - jestem ojcem dwóch zawodników. Mogę tylko przytaczać opinie choćby Jana Kowala, Edwarda Przybyły czy innych trenerów, byłych skoczków i działaczy. Oni nie chcieliby zwolnień, ale jak to ładnie określił Kowal - przewietrzenia sztabów. Niektórzy są już za długo ze sobą i może warto kogoś przerzucić, nieco pomieszać w sztabach.

Rafał Kot uważa, że dobro polskim skokom przyniosłyby rozmowy, do których powinny usiąść sztaby szkoleniowe ze swoimi zawodnikami i przedstawić swoje uwagi PZN. Wiem, że Łukasz Kruczek już zaczął coś takiego robić. Po takich spotkaniach wszyscy powinni dojść do konsensusu. - Do tego potrzebna jest dobra wola choćby sztabów trenerskich, żeby wszelkie zaszłości, jakie miały miejsce podczas sezonu, obrażanie się zawodników i na zawodników - zostawić za sobą. To nikogo nie mobilizuje i nie sprzyja wynikom! Trzeba usiąść i otworzyć nowy rozdział. Mamy w Polsce wiele talentów, ale nie aż tyle co w wiodących krajach. Tym bardziej nie stać nas na ich marnowanie!

Ekspert podkreśla, że jeśli wszystko ułoży się według takiego scenariusza i przeszłość zostanie odgrodzona grubą kreską, jeśli nie będzie starych animozji, to nowy rozdział w polskich skokach, czyli sezon 2015/2016 może być dużo lepszy. Jak zaznacza Kot, jest szansa nawet na zbliżenie się do wyników z sezonu olimpijskiego.

- Spotykam się z różnymi opiniami. Niektórzy mi zarzucają, że często się wypowiadam, choćby w telewizji. Chcę jednak podkreślić, że nigdy nie komentuję techniki skakania! Od tego są trenerzy. Jeśli już coś mówię, to powołuję się na znanych polskich trenerów i przedstawiam ich opinie. Oceniam natomiast to, co ma prawo oceniać każdy kibic - zaznacza Kot. Ekspert podkreśla także, że krzywdzące są opinie na temat jego znajomości zagadnień związanych ze skokami. Przypomina, że był prezesem Startu Krokiew, wychowywał skoczków, a także obecnie działa czynnie, m.in. jako wiceprezes AZS Zakopane. - Na skokach zęby zjadłem i nie ukrywam, że niektóre oceny mnie bolą. Jeśli chodzi o mojego syna - niektórzy mówią, że jestem nieco zbyt surowy. Powziąłem jednak postanowienie, aby jako ojciec skoczka, nigdy go nie forować - kończy Kot.

Źródło artykułu: