Severin Freund wynagrodził cierpliwość rodaków

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Severin Freund
Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Severin Freund
zdjęcie autora artykułu

Severin Freund sięgnął ku uciesze swoich rodaków po kryształową kulę. Niemcy czekali na ten moment od sezonu 1999/2000, kiedy najlepszy okazał się Martin Schmitt.

Koniec XX wieku i początek nowego tysiąclecia to prawdziwy boom na skoki narciarskie u naszych zachodnich sąsiadów. Pod skoczniami brylowali dziennikarze niemieckiej stacji RTL, a fioletowa czapka z logo Milki była znakiem rozpoznawczym Martina Schmitta i jego fanek. [ad=rectangle]

Choć nie był to pierwszy zawodnik z Niemiec, który odnosił w tej dyscyplinie sukcesy, bo przecież przed nim byli Jens Weissflog czy Dieter Thoma, to właśnie występy Schmitta wzbudzały najwięcej emocji, a weekendowe konkursy skoków biły rekordy popularności. Już w trzecim sezonie swoich startów sięgnął po kryształową kulę, wygrał 10 konkursów, a 18 razy stał na podium. W swoich sukcesach "Messerschmitt" nie był jednak osamotniony, koledzy dzielnie go wspierali, dominując także w konkursach drużynowych. W sezonie 1999/2000 Schmitt powtórzył sukces i ponownie sięgnął po kryształową kulę. Rok później musiał już uznać wyższość Adama Małysza, ale mimo to uplasował się na drugim stopniu podium.

Chwile chwały Niemcy przeżywali jeszcze za sprawą Svena Hannawalda, który w dwóch kolejnych sezonach utrzymywał się w czołówce, jako pierwszy zawodnik w historii wygrał wszystkie konkursy podczas Turnieju Czterech Skoczni. W sezonie 2003/2004 niemiecki skoczek zmagał się nie tylko ze słabą formą, ale i problemami z motywacją. Zawiesił karierę i zajął miejsce dopiero w trzeciej dziesiątce klasyfikacji generalnej.

Martin Schmitt przez lata był ikoną skoków narciarskich w Niemczech
Martin Schmitt przez lata był ikoną skoków narciarskich w Niemczech

Do odpowiedniej formy nie był w stanie wrócić Martin Schmitt i okazało się, że ci dwaj zawodnicy nie mają godnych następców. Przez cztery kolejne sezony Niemcy mieli swoich przedstawicieli w Top 10, ale ani Georg Spaeth, ani Michael Uhrmann nie mieli w sobie tego "czegoś", by móc zastąpić Schmitta i Hannavalda sportowo, ale i marketingowo.

Sporty zimowe zeszły w Niemczech na dalszy plan, choć reprezentanci tego kraju sięgali po medale w narciarstwie biegowym czy biathlonie, mieli także udane momenty w narciarstwie alpejskim, nadal odnosili sukcesy w bobslejach. W skokach narciarskich w Niemczech nastąpiła stagnacja, na horyzoncie nie było zawodnika, który mógłby powtórzyć sukcesy sprzed lat. Najgorszy był sezon 2007/2008, kiedy najlepszy niemiecki zawodnik zajął dopiero 16. miejsce w klasyfikacji generalnej. Był nim Michael Neumayer, który w całej swojej karierze tylko trzykrotnie zdołał zakończyć konkurs na podium.

Niemcy w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata:

SezonNajlepszy niemiecki zawodnikMiejsce w PŚ
1999/2000Martin Schmitt1.
2000/2001Martin Schmitt2.
2001/2002Sven Hannavald2.
2002/2003Sven Hannavald2.
2003/2004Georg Spaeth9.
2004/2005Michael Uhrmann9.
2005/2006Michael Uhrmann8.
2006/2007Michael Uhrmann10.
2007/2008Michael Neumayer16.
2008/2009Martin Schmitt6.
2009/2010Michael Uhrmann12.
2010/2011Severin Freund7.
2011/2012Richard Freitag6.
2012/2013Severin Freund4.
2013/2014Severin Freund3.
2014/2015Severin Freund1.

[nextpage]Zmiany nadeszły w 2008 roku, kiedy na stanowisku trenera został zatrudniony Werner Schuster, zmieniając Petera Rohweina. Efekty widoczne były niemal od razu, po kilku latach lepszych i gorszych występów, do równiejszej dyspozycji powrócił Martin Schmitt, nie wygrywając co prawda żadnego z konkursów, ale dwukrotnie stając na podium. Ostatecznie skoczek nie punktował tylko w dwóch konkursach (w premierowym w Kuusamo zajął 39. miejsce, natomiast w Japonii nie startował), a w pozostałych zawsze mieścił się w Top 20. Schmitt zajął także 4. miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, co było jego drugim najlepszym rezultatem w karierze (dwa razy plasował się na trzecim miejscu, tyle samo razy na czwartym). [ad=rectangle] Choć zryw okazał się jednorazowy, powoli widoczna była zmiana warty, do głosu zaczęli dochodzić Richard Freitag i Severin Freund, nieśmiało stawiając pierwsze poważne kroki w Pucharze Świata. Niemieckie skoki powoli odradzały się, a znakiem tego były sukcesy w zawodach drużynowych.

Mimo wszystko Niemcy mogli mieć powodu do niepokoju, Freund był starszy od Gregora Schlierenzauera, zwycięzcy TCS w sezonie 2011/2012 i 2012/2013, a jego wyniki nie były zbliżone do Austriaka. Kibice mieli prawo poddać pod wątpliwość czy coś się zmieni w niemieckich skokach, zwracając uwagę na panujące światowe trendy.

Cierpliwi zostali nagrodzeni, Freund po pierwszy triumf w Pucharze Świata sięgnął w styczniu 2011 roku w Sapporo i w tym samym miesiącu w Willingen. Tym samym odrodziły się nadzieje, choć to nie były jeszcze wyczyny na miarę Schmitta i Hannawalda, nasi zachodni sąsiedzi w końcu mogli liczyć na sukcesy. Rok później Freund zajął 4. miejsce podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich i znacznie przyczynił się do wywalczenia srebra w ekipie na mamucie w Vikersund. W kolejnym sezonie w Predazzo znów był mocnym punktem drużyny, a indywidualnie plasował się w czołowej dziesiątce. Czegoś Freundowi jeszcze brakowało, ale utrzymywał stabilną formę, dzięki czemu w sezonie 2012/2013 zajął czwartą lokatę w klasyfikacji generalnej.

W roku olimpijskim pokonał rywali podczas mistrzostw świata na skoczni mamuciej w Harrachovie, odnosząc pierwszy tak znaczący sukces. W Soczi do medalu indywidualnego brakowało niewiele na dużym obiekcie, ale wraz z drużyną sięgnął po złoto. Pięć konkursowych zwycięstw pozwoliło mu na zajęcie trzeciego miejsca na koniec sezonu.

Stworzyła się presja wokół zawodnika, bo jego trzecie miejsce sprawiło, że zarówno niemieccy eksperci (w tym także Sven Hannawald), jak i kibice, oczekiwali, że Freund powalczy o najwyższe cele. W Turnieju Czterech Skoczni nie udało mu się, ale Niemiec mimo to cały czas był blisko czołówki. Przeczekał szaleństwa Andersa Fannemela i Stefana Krafta. Od stycznia zupełnie zdominował cykl Pucharu Świata, a także mistrzostwa w Falun, będąc razem z Rune Veltą jedną z najjaśniejszych gwiazd. Podbudowany znakomitymi rezultatami, nie miał sobie równych w Kuopio, Trondheim i Oslo. Choć za plecami czaił się Peter Prevc, Niemiec w tej formie wydawał się nie do zatrzymania. [nextpage]Po pierwszym konkursie w Planicy okazało się, że Słoweniec nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i w finale PŚ zaczęły się kalkulacje. Po pierwszej serii Niemiec był siódmy, choć z niewielką stratą do podium. W drugim skoku zrobił wszystko, co było w jego mocy, ale nie był zadowolony ze swojego występu. Wszystko było w rękach rywali, ale wydawało się, że to niemożliwe, by będący w świetnej formie Prevc nie wygrał po raz kolejny. Tymczasem do Niemca uśmiechnął się los, Schlierenzauerowi próba zupełnie nie wyszła i uplasował się za Freundem, a Jurij Tepes popisał się tak znakomitym skokiem, że Prevc nie był w stanie go przeskoczyć. Kiedy wszystko wydawało się przesądzone, okazało się, że Niemiec i Słoweniec będą mieć dokładnie taką samą liczbę punktów. Regulamin mówi jednak, że zwycięzcą zostanie ten, kto ma więcej wygranych konkursów, a Freund miał ich na koncie więcej.  [ad=rectangle]

Na pocieszenie, Prevc wygrał małą kryształową kulę za klasyfikację w lotach narciarskich. Severin Freund natomiast został trzecim skoczkiem z Niemiec, który w przekroju całego sezonu okazał się najlepszy.

- Celem w niedzielnym konkursie rzeczywiście było podium, czego nie udało mi się dokonać. Do samego końca nie miałem pojęcia, jak się wszystko potoczy. Wiedziałem, że Peter skacze bardzo równo i daleko. W ten weekend był najlepszy i było jasne, że będzie bardzo ciężko. W pierwszym skoku nie poczułem zbyt dobrze skoczni, druga próba była już standardowa. Miałem jednak wrażenie, że już po wszystkim, okazało się inaczej. Nie spodziewałem się takich skoków Schlierenzauera i Tepesa. Ogólnie wolę wygrywać dzięki swoim dobrym rezultatom niż być zależny od innych - opowiadał świeżo upieczony zdobywca Pucharu Świata.

Co więcej, reprezentacja Niemiec zwyciężyła w Pucharze Narodów, a pomogli w tym także Richard Freitag, Marinus Kraus, Markus Eisenbichler i w mniejszym stopniu Andreas Wellinger, który przez problemy zdrowotne stracił część sezonu.

Niemcy znów liczą się w skokach narciarskich
Niemcy znów liczą się w skokach narciarskich

Po latach zupełnych niepowodzeń, nasi zachodni sąsiedzi znów mogą się cieszyć z sukcesów na skoczniach. Pomimo słabszych wyników, frekwencja w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Willingen czy Titisee-Neustadt, zawsze dopisywała. Niemcy byli cierpliwi i w końcu doczekali się trzeciego w historii sukcesu wielkości zwycięstwa w Pucharze Świata.

Z drugiej strony, na tle Norwegów i Austriaków, widać, że w niemieckim systemie szkolenia coś poszło nie tak. Może zachłyśnięto się sukcesami Schmitta i Hannawalda, zapominając o pielęgnowaniu nowych, młodych talentów? Nie sposób nie zauważyć, że obaj wielcy zawodnicy, nie byli w stanie utrzymywać się przez kilka kolejnych lat wysokiej formy. Hannawald przedwcześnie zakończył karierę, a Schmitt, mimo że wciąż skakał, nie nawiązywał do swoich sukcesów z przeszłości.

Boom na skoki narciarskie w Niemczech z pewnością przeminął, ale dyscyplina ta zyskała takie grono fanów, że odrodzona reprezentacja w kolejnym sezonie może oczekiwać solidnego wsparcia. Werner Schuster poukładał drużynę, która potrzebowała kilku lat, żeby dojrzeć. Austriacki szkoleniowiec doprowadził ją na szczyt, ale konkurencja jest tak duża, że trudno jest powiedzieć, że Niemcy zupełnie zdominowali sezon.

Źródło artykułu: