Stefan Kraft, lider kwalifikacji, oddał skok na odległość 134,5 metra, co zapewniło mu zwycięstwo. Daniel Tschofenig skoczył 132 metry, czyli tyle samo, co trzeci Jan Hoerl. Ósmy w kwalifikacjach Maciej Kot uzyskał 135,5 metra.
Nie da się ukryć, że Kotowi sprzyjały warunki atmosferyczne. Jak zaznaczył sam zainteresowany w rozmowie z Eurosportem, trudno było nie wykorzystać nadarzającej się okazji.
- Podejście było mocno testowe - zdobyć kwalifikację bez większych kosztów energetycznych. Pierwszy skok był słaby, obudziłem się dopiero na dole. Drugi był lepszy, a kwalifikacyjny... wcale nie był dobry. Ale była taka "lufa pod narty", że tak naprawdę nie można było tego nie wykorzystać. Prawdziwe oblicze Sapporo - kto ma, ten odleci - podsumował.
ZOBACZ WIDEO: Matka legendy była w szoku. Zamiast Siódmiaka widokówkę wysłał... kolega
Pozostali Polacy również zakwalifikowali się do konkursu głównego. Kamil Stoch był 24., Paweł Wąsek uplasował się na 41., a Kacper Juroszek zajął 48. miejsce. Warto przypomnieć, że na drugim treningu Robin Pedersen skoczył na 152,5 metra, ustanawiając nieoficjalny rekord Okurayamy (więcej TUTAJ).
- Nie widziałem tego niestety, chętnie zobaczę. Znając Pedersena, leciał dość nisko, ale z dużą prędkością, pewnie nie spadł z wysoka. Takie skoki są możliwe, ale przy odpowiedniej technice i warunkach. Na dole musiał mieć bardzo dobry wiatr, który wykorzystał. Nie sądzę, by jury pozwoliło na takie szalone skoki podczas konkursu - stwierdził Kot.
Thomas Thurnbichler zasugerował, że Maciej Kot ma szanse znaleźć się w kadrze na nadchodzące mistrzostwa świata, jeśli dobrze zaprezentuje się w Japonii. Skoczek zachowuje chłodną głowę.
- Zupełnie nie mam tego z tyłu głowy. Wiem, słyszałem, czytałem, że jest taka opcja. Czy to coś zmienia? Tak naprawdę nie. Gdybym chciał coś zmienić zaryzykować, to byłby pierwszy krok, żeby było gorzej. Muszę skakać jak tydzień temu w Pucharze Kontynentalnym w Kranju. Nie mam myśli o mistrzostwach świata, koncentruję się na tym weekendzie - zapewnił.