Po zakończonej karierze siatkarskiej Marcin Prus skupił się na szkoleniach młodzieży, mowach motywacyjnych, współpracy z mediami, pisaniu książek oraz... tworzeniu gry. Całość to instrukcja i kilka kości. Rozgrywka jest dynamiczna i polega na prawdziwych zasadach skopiowanych z siatkówki.
Wszystko zaczęło się od wyjazdu byłego reprezentanta Polski z córką do rodziców.
- Zapytałem, czy mamy jakieś gry. Rodzice stwierdzili, że nie. No to trzeba było wymyślić. Kupiłem kostki chyba 20-polowe. Okazało się, że jak zaczynasz zagrywać, to musisz mieć kostkę zagrywki, jak przyjmować, to przyjęcia, jak rozgrywasz to rozegrania i ataku. Proste. Potem pojawiła się kostka wideoweryfikacji - tłumaczy Prus w programie "Życie po życiu".
Swoją grę wziął kiedyś od środowiskowego domu samopomocy, w którym realizował jeden z projektów.
- Wpadłem na pomysł, że zrobimy turniej. Kupiłem puchary i przyszedłem do ośrodka, w którym była pani z niepełnosprawnością ruchową - nie posiadała jednej nogi. Powiedziałem, ze będziemy grać w siatkówkę. Popukała się w głowę, kierując ten gest w moją stronę. Przyjąłem to z pokorą, bo niedziwne, że tak zareagowała. Okazało się, że wygrała ten turniej! Zaczęła płakać. To niewiarygodne, jakimi środkami można dać człowiekowi nową nadzieję - z dumą opowiada Prus.