Ułożone obok siebie wszystkie trofea i medale, zdobyte przez Marcelo Mendeza, mogłyby stworzyć obiekt widoczny z księżyca. To oczywiście teoria przesadzona, choć tak naprawdę trudno zliczyć wszystkie sukcesy argentyńskiego szkoleniowca. Na podium różnych imprez mógł stawać przynajmniej 60 razy.
Oprócz najwyższych laurów zdobytych z Sadą Cruzeiro, z trzykrotnym złotem klubowych mistrzostw świata włącznie, ostatnio dołożył kompletnie sensacyjny brązowy medal igrzysk olimpijskich, prowadząc w Tokio swoich rodaków. Niedawno zawitał do Polski, gdzie objął stery Asseco Resovii i właśnie zaczyna etap sezonu, który może mu przynieść powiększenie multimedalowej kolekcji.
Ciekawostką jest, że choć bez żadnych obaw można od dawna określać go trenerską legendą, jego kariera trwa od ponad 30 lat, a pierwsze mistrzostwo kraju w roli szkoleniowca wygrał w 1999 roku, to pierwsza wzmianka na polskiej Wikipedii pojawiła się o nim dopiero w roku 2018, a był już wtedy trzykrotnym klubowym mistrzem świata i kandydatem na selekcjonera reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO: "Trafiony, zatopiony". Nieprawdopodobna skuteczność mistrzyni olimpijskiej
Do czasów obecnych, tak naprawdę niewiele się zmieniło, nadal na jego siatkarską historię padło niewiele światła. Wiodąca przez Argentynę, Włochy, Hiszpanię, Brazylię i wreszcie Polskę, zawodowa droga tego wyglądającego niezwykle poważnie faceta wciąż rysowała się niezbyt klarownie. Część mgły z jego historii mogą rozwiać zasłyszane opowieści osób, które na różnych etapach miały z nim styczność.
- Mendez to jedyna znana mi postać ze świata siatkówki, o której wszyscy mówią wyłącznie dobre rzeczy - mówi Hector Gonzalez Goya, prowadzący hiszpański podcast "Se escribe voleibol". By uniknąć powielania tego samego w przytaczanych wypowiedziach, przed nawias można wyciągnąć jedno zdanie: "To najlepszy trener, jakiego kiedykolwiek miałem".
- Buenos Dias! - Buenos Aires!
Według różnych źródeł, około 40 procent Argentyńczyków kibicuje Boca Juniors, z kolei jakieś 30 proc. jest za River Plate. Mecze tych drużyn określane są mianem Superclasico. Obie są z Buenos Aires, skąd pochodzi Mendez, tam też poznał on człowieka, z którym wiele lat później stanął na trzecim stopniu olimpijskiego podium w Tokio - Marcelo jako trener, Horacio Dileo jako jego asystent.
- River Plate to wielki klub, bardzo ważny dla Argentyny. Spędziliśmy w nim naszą młodość, a Marcelo wzniósł go na wyżyny. Pod względem kibicowskim to jednocześnie "nasz" klub piłkarski. Moja przyjaźń z nim zaczęła się w 1981 roku. Trafiliśmy na siebie właśnie w siatkarskiej sekcji River Plate, byliśmy w tej samej kategorii wiekowej - wspomina Horacio.
- W siatkówkę zaczął grać w wieku 18 lat. Dyscyplinę, z jakiej słynie jako trener, miał również jako zawodnik, od początku emanował chęcią do pracy i treningu. Był odpowiedzialny i na pierwszym miejscu stawiał zespół. Przez trzy lata byliśmy kolegami z drużyny i bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Zawsze był cichym liderem i świetnym kompanem - przekonuje argentyński trener.
W River zaczynał od kategorii młodzieżowych, ale z czasem jednocześnie zaczął występować też w pierwszej drużynie. W 1986 roku, mając 22 lata, miał już za sobą 2 lata studiów wychowania fizycznego i pracował jednocześnie jako trener roczników młodzieżowych swojego klubu.
W wieku 23 lat został kapitanem drużyny. Już w debiutanckim sezonie w tej roli, sensacyjnie sięgnęli po pierwsze w historii mistrzostwo kraju, to był 1988 rok. Zaraz po tym sukcesie, on i jego koledzy z drużyny dostali oferty z Europy. Mendez na 3 lata przeniósł się do Włoch.
Z perspektywy czasu, etap w Italii to przede wszystkim rozwój w roli trenera, będąc siatkarzem, jednocześnie trenował młodzieżowe roczniki i przechodził kursy trenerskie. W drugim sezonie w Club Sociedad Fiat Ammauto przez krótki czas był nawet grającym trenerem swojej ekipy.
Trzeci sezon we Włoszech rozegrał w Polisportiva Jonica, po czym wrócił do argentyńskich korzeni. Siatkarska sekcja River zdążyła już podupaść, to efekt wyjazdu wielu graczy do Europy. Trwała walka, by nie spaść z ligi. Przy jego współudziale udało się uniknąć degradacji, a ten sezon 1991/1992 był jednocześnie jego ostatnim w roli siatkarza. Zawiesił buty na kołku i przyjął propozycję objęcia posady pierwszego trenera River.
- W swojej pracy jest bardzo skupionym i rygorystycznym trenerem. Jednocześnie jest osobą, która dba o to, co dzieje się w życiu jego graczy i jest im zawsze chętny do pomocy. Wygląda poważnie, ale jest osobą niezwykle pogodną i serdeczną, bardzo przyjacielską i bliską dla jego otoczenia - charakteryzuje Marcelo Horacio Dileo.
Wspomniany zagraniczny wyjazd wielu ważnych siatkarzy sprawił, że Mendez musiał postawić na młodzież. W początkowych latach przeplatał dotarcie do późnych etapów rozgrywek z walką o utrzymanie. Z czasem jego praca z młodymi graczami dała owoce. W latach 1997-2000 River Plate był już jednym z najmocniejszych klubów w Argentynie. Obok kilku mniejszych sukcesów, w 1999 roku po raz pierwszy jako trener wygrał mistrzostwo kraju, drugie i jak dotąd ostatnie w historii River Plate. Jednocześnie stał się jednym z niewielu Argentyńczyków, którzy wygrywali ligę jako siatkarz i jako trener.
Mendez ojczyznę Leo Messiego opuścił ponownie w 2004 roku, do tego czasu dołożył do gabloty River Plate kilka medali, po czym skorzystał z oferty pokazania się w Europie.
Hola, amigo!
W 2004 roku Miguel Angel Falasca, zanim jeszcze trafił do PGE Skry Bełchatów, był rozgrywającym Portol Drac Palma Majorka. Właśnie Hiszpan zadzwonił do Mendeza, namawiając go na przeprowadzkę na Majorkę i trenowanie zespołu, w którym Miguel wtedy występował.
- Jego przyjazd do Europy w tamtym czasie nie był związany z kwestiami finansowymi. Chodziło o pokazanie swojej pracy światu, który go nie znał, jak większości argentyńskich trenerów. Wykonał fantastyczną pracę i zbudował swoją markę - przekonuje Horacio Dileo.
- Gdy pojawił się w Hiszpanii, był totalnie obcym facetem. Trzeba pamiętać, że był to czas, w którym niewiele było informacji o tym, co działo się w Ameryce Południowej. Pomogła wyraźna rekomendacja Alexisa Gonzaleza, który twierdził, że to najlepszy trener, jakiego kiedykolwiek miał - twierdzi Hector Gonzalez Goya.
- Przyszedł formalnie jako asystent pierwszego trenera, którym był wówczas Macedończyk Władimir Bogojewski, jednak nie chcieliśmy już pracować z tym trenerem i dlatego poprosiliśmy klub o sprowadzenie Marcelo. Mieliśmy bardzo dobry zespół, z dobrymi zawodnikami, szukaliśmy więc odpowiednio trenera, który mógłby wszystkim właściwie zarządzać - wyjaśnia nam Jose Luis Molto, mistrz Europy z 2007 roku.
- Nasz libero Alexis Gonzalez z Argentyny znał się z Mendezem z czasów ich wspólnego pobytu w River Plate. Uznaliśmy, że on będzie dla nas właściwą opcją. Problemem było to, że wspomniany pierwszy trener miał ważny kontrakt. To było dziwne, Marcelo robił niemal wszystko, będąc formalnie tylko asystentem trenera - wspomina były hiszpański środkowy.
- Oprócz tego, że został polecony przez Alexisa, to jeszcze prezydent klubu poprosił o numer telefonu do niego w obecności wciąż aktualnego pierwszego trenera (Bogojewskiego przyp. red.). Do Mendeza zadzwonił Miguel Falasca, obaj stali się później wielkimi przyjaciółmi. Miguel był kapitanem zespołu, oprócz niego występowali tam choćby Stephane Antiga, Jose Luis Molto i wspomniany Alexis Gonzalez. Mendez od razu awansował do finału. Niestety, kontuzja Antigi przekreśliła wielką szansę na zdobycie mistrzostwa. Ale już od kolejnego sezonu po tytuły udało się sięgać wielokrotnie - opowiada wspomniany już Goya.
Opowieść potwierdził sam Alexis Gonzalez. - To prawdziwa historia. Miguel Falasca zapytał mnie, czy znam jakiegoś trenera, poleciłem właśnie Marcelo. Dołączył do nas w trakcie sezonu, zaczął jako drugi trener, ale już od kolejnego klub mianował go pierwszym szkoleniowcem. Wkrótce wygrywaliśmy niemal wszystko, zdobywaliśmy kolejne trofea. To, co najważniejsze, to jednocześnie pomógł rozwinąć hiszpańską siatkówkę. Dla mnie jest on najlepszym trenerem na świecie - przekonuje argentyński libero.
- Kilkakrotnie wygrywaliśmy z nim mistrzostwo, Puchar i Superpuchar Hiszpanii. Prawie wygraliśmy też europejskie trofeum - w 2005 roku przegraliśmy po tie-breaku finał Pucharu CEV z Lube Macerata. A rok później byliśmy drudzy w Top Teams Cup, w finale przegraliśmy z Piacenzą, też po tie-breaku. Dzięki treningowi i taktyce Marcelo, rozwinęliśmy się też jako reprezentacja Hiszpanii. Był naszym selekcjonerem w jednym sezonie, zrobiliśmy świetny wynik na Pucharze Świata w Japonii - wraca pamięcią Molto. Hiszpanie zajęli 5. miejsce.
- Mam z nim bardzo dobre wspomnienia. Nie tylko jako trenerem, ale jako osobą. To prawdopodobnie najlepszy trener, jakiego miałem w całej swojej karierze - dodaje Jose Luis, najlepiej blokujący turnieju Euro 2007.
- Portol Drac Palma Majorka była w tamtych czasach znaczącym klubem. Ówczesny prezydent był zwariowany na punkcie siatkówki i miał dużo pieniędzy. Jednak po czterech lub pięciu latach zdecydował się opuścić klub. To przyczyna późniejszej podupadłości - odszedł prezydent, który chciał inwestować pieniądze i sprowadzał zawodników - tłumaczy dalej Hiszpan.
- Gdy w 2019 roku zmarł prezydent Damian Sequi, Drac Palma nie była już zawodowym klubem, a jego - spowodowane chorobą - odejście kilka lat wcześniej, zakończyło etap najlepszych lat dla drużyny, które nastąpiły wraz z przybyciem Mendeza. Jego etap na Majorce zbiegł się również z obecnością graczy, którzy w 2007 roku zdobywali mistrzostwo Europy, gdy naszym selekcjonerem był Andrea Anastasi. Większość tej drużyny mistrzów przewinęła się przez Drac Palmę, jak choćby Miguel i Guillermo Falasca, Julian Garcia Torres, Jose Luis Molto czy Enrique De La Fuente. Te wszystkie sukcesy spowodowały wyjazd naszych gwiazd za granicę - opowiada Hector Gonzalez Goya.
Upadek klubu i pożegnanie z Hiszpanią
- Mnie już nie było w klubie, gdy odchodził Marcelo. Po tym, jak wygraliśmy mistrzostwa Europy, dostaliśmy wiele ofert. Po pięciu latach gry w Palmie zdecydowałem się na ofertę z Włoch, a np. Miguel Falasca wyjechał do Bełchatowa. Marcelo odszedł sezon później, wcześniej obejmując jednocześnie reprezentację Hiszpanii, po czym trafił do Brazylii - relacjonuje Molto.
- Przestał być selekcjonerem, ponieważ nasza federacja uznała, że piąte miejsce w Pucharze Świata, jako mistrzowie Europy, nie jest zadowalające, co uważam, za głupotę, ponieważ uważam to za naprawdę świetny rezultat. Potem jednak nie zakwalifikowaliśmy się do igrzysk olimpijskich, stąd federacja zadecydowała, aby zastąpił go Julio Velasco - kończy Molto.
- Awans do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie przegraliśmy z Kubą. W tamtej reprezentacji grali chociażby Leon, Simon i Juantorena. Śledząc historię Mendeza widać, że gdy nie zrealizuje ważnego celu, odchodzi. Tak też było później w Sadzie Cruzeiro - opuścił zespół po 12 latach, po tym, jak odpadł w ćwierćfinale play-off ligi brazylijskiej - mówi Goya.
Hiszpańskiej siatkówce już nie udało się nawiązać do wyników z tamtego okresu. - Od wielu lat szukamy odpowiedzi, dlaczego tamta generacja wielkich hiszpańskich graczy nie doczekała się następców. Mieliśmy wielu dobrych trenerów, jak Gilberto Herrera, Raul Lozano, Marcelo Mendez czy Julio Velasco, ale nie udało się powtórzyć sukcesu Anastasiego, a obecnie jesteśmy jedną z najsłabszych reprezentacji w Europie. Może wszystko robimy źle, a może nasza federacja nie podąża w dobrym kierunku - zastanawia się twórca wymienionego już hiszpańskiego podcastu.
"Mistrz wszystkiego"
W 2009 roku, z krótkim przystankiem w Montes Claros, Mendez trafił do Sady Cruzeiro - klubu właśnie powstałego z partnerstwa Sady Betim i Cruzeiro Esporte Clube. W kilka lat wywindowanego przez Argentyńczyka do rangi hegemona. W latach 2012-2019 Sada tylko dwukrotnie nie stawała na podium klubowych mistrzostw świata, trzykrotnie stając na najwyższym jego stopniu. Dwukrotnie w finale ograli będący już w czasach swojej świetności Zenit Kazań, który miał w składzie m.in. Wilfredo Leona, Matta Andersona czy Maksima Michajłowa. Europejski potentat nadal musiał gonić wtedy jeszcze niespełnione marzenie o złocie czempionatu globu.
- Trafił do nas po krótkim etapie świetnej pracy wykonanej w Montes Claros w mistrzostwach stanowych. Zakontraktowanie go było bardzo szybkim ruchem, błyskawicznie dostrzeżono jego potencjał - mówi Murilo Radke, który był zespole w momencie pojawienia się Mendeza.
- Bardzo pomógł mi w zrozumieniu tego sportu i nastawił mnie na ciężką pracę. Wpoił mi kilka rzeczy, dzięki którym poczułem się lepiej. Jest naprawdę świetnym trenerem, z pewnością należy do światowej czołówki. Jego warsztat sprawia, że ciężka praca z nim przynosi efekty - przekonuje brazylijski rozgrywający.
- Zanim trafił do Sady, miał za sobą serie sukcesów w Argentynie i Hiszpanii. Będąc w Brazylii wygrał wszystkie możliwe tytuły. Myślę, że jego największą zaletą jest umiejętność prowadzenia gwiazd i sprawienie, by pojedynczy gracze funkcjonowali jako drużyna. Sprawia, że zawodnicy oddają zespołowi ciało i duszę - sądzi Raphael Margarido, znany po prostu jako Vinhedo.
William Arjona, Wallace Souza, Yoandry Leal, Robertlandy Simon, Facundo Conte, Eder Carbonera, Isac Santos, Evandro Guerra, Taylor Sander, Miguel Angel Lopez - to tylko część z grona najlepszych graczy, którzy przewinęli się przez Sadę w czasach pracy Mendeza.
- Wielu zdecydowało się na przyjście do Sady nie tylko z powodu Marcelo, nie tylko ze względu na pieniądze i nie przez warunki w tym klubie, ale ze względu na wszystkie te czynniki razem wzięte. Myślę, że te połączone ze sobą detale sprawiają, że gracze decydują się tu przyjść - o przyciąganiu siatkarzy przez Sadę mówi dalej 38-letni Brazylijczyk.
O jego skuteczności zwyciężania niech świadczą liczby na jednym z etapów jego pracy w Brazylii. 12 października 2017 Sada sięgnęła po kolejny już Superpuchar Brazylii, ogrywając 3:1 Funvic Taubate. Od 2010 roku był to 28. triumf na 35 turniejów, w których zespół Mendeza brał udział.
- Ma osobowość wielkiego lidera, a to dla graczy bardzo ważne. Wszyscy bardzo go szanują. Istotnym aspektem w jego pracy jest też to, jak prowadzi zespół i wyciąga z graczy to, co najlepsze - kontynuuje dalej Vinhedo, który występował pod wodzą Mendeza w latach 2013-2015.
- To, co jeszcze raz jest warte podkreślenia, to ogromny szacunek, jakim on cieszy się wśród wszystkich - u szefów, innych trenerów, graczy. Jest bardzo poważnym, mądrym i transparentnym człowiekiem. Praca z nim jest łatwa. To istotne punkty - jego cechy przywódcze oraz szacunek, jakim jest darzony przez innych i respekt z jakim on traktuje osoby wokół. Nie każdego w jednakowy sposób, ale z pełnym poważaniem - dodatkowo zaznacza były rozgrywający między innymi Jastrzębskiego Węgla.
- To nie tylko najlepszy trener, jakiego miałem, ale też najlepszy przywódca. Jego treningi i praca opiera się na informacjach o tym, jak zachowują się zawodnicy na boisku i na ich statystykach. Pod tym względem, z jego punktu widzenia każdy sezon jest inny. Stawia na produktywne metody pracy, zamiast starych, nieefektywnych praktyk. Wszystko, co dzieje się na treningu, jest odtworzeniem pewnej części sytuacji meczowych - przedstawia mający polskie korzenie Alexander Szot Marczewski.
Przyjmujący Sady w latach 2011-2013 wspomina historię, świadczącą o wspominanym często ludzkim podejściu Marcelo do osób z jego otoczenia.
- Gdy byłem w najlepszym okresie mojej kariery, pamiętam moment, gdy otrzymałem od lekarzy wiadomość, że będę musiał przejść operację kręgosłupa. To było na kilka minut przed startem treningu. Standardowo przed każdym treningiem wszyscy wychodzimy na boisko i słuchamy wytycznych od trenera, po czym zaczynamy rozgrzewkę. W tamtej chwili zupełnie nie zwracałem uwagi na to, co mówił Marcelo. Wewnętrznie przetrawiałem diagnozę, którą właśnie usłyszałem - sięga pamięcią Alexander.
- Zaraz po tym poprosiłem o zgodę na powrót do sali fizjoterapii. To było na drugim piętrze w hali. Nikogo tam nie było, wszedłem do środka i zacząłem płakać. Momentalnie później obejrzałem się, a do środka wszedł Marcelo. Przyszedł mnie wesprzeć i przytulić. Nie wiem dlaczego, ale pozwolił, by trening odbył się beze mnie, chociaż jeszcze nic mu nie wyjaśniłem. Dziś wspominam to ze śmiechem, ale prawdopodobnie mój wyraz twarzy nie był wtedy zbyt dobry - mówi siatkarz, którego przodkowie uciekali z Polski i Niemiec przed wojną.
Każda podróż musi mieć swój koniec
W marcu 2021 roku Sada Cruzeiro sensacyjnie odpadła z gry o mistrzostwo Brazylii już na etapie ćwierćfinałów play-off, musząc uznać wyższość Vôlei Itapetininga. Brazylijskiego hegemona zabrakło na podium Superligi po raz pierwszy od 2010 roku. Po tym sezonie zakończył się tam również 12-letni etap pracy Marcelo Mendeza.
- Sądzę, że odszedł z klubu, bo po prostu każda podróż musi mieć swój koniec. Włodarze zdecydowali się na zmianę, wybrali inną drogę kontynuacji ich projektu, ale to nie umniejsza jego jakości. Bez wątpienie wykonał tu świetną pracę - podsumowuje Vinhedo. Mendeza w roli trenera zastąpił Filipe Ferraz, który po tamtym sezonie zakończył karierę, a w roli przyjmującego towarzyszył Marcelo prawie od samego początku jego pracy w ekipie sześciokrotnego mistrza Brazylii.
"Mistrz wszystkiego, Marcelo Mendez żegna się z Sadą Cruzeiro" - brzmiał tytuł pożegnania Argentyńczyka na oficjalnej stronie klubu. Dalej czytamy między innymi: "Trzykrotnie najlepsza drużyna na świecie, siedmiokrotny mistrz Ameryki Południowej, sześciokrotny mistrz Brazylii. Pseudonim Campeão de Tudo (mistrz wszystkiego) zyskał tworząc projekt klubu o niebiańskich barwach, dzięki któremu podbił wszystkie rozgrywki, w których brał udział".
Prowadził klub w 55 turniejach, doszedł do 48 finałów, wygrywając 39 z nich.
"Teraz, po tylu osiągnięciach i tylu niezwykle udanych latach, przyszedł czas na rozwiązanie tego partnerstwa. Każdy związek z biegiem czasu ulega naturalnemu zużyciu, a cykle, nawet te najwspanialsze, również muszą się skończyć. Imię Marcelo Mendez na zawsze zapisało się w historii Sady Cruzeiro" - takimi słowami klub pożegnał swojego wieloletniego szkoleniowca.
Sensacja igrzysk
Pracujący od 2014 roku w roli selekcjonera reprezentacji Argentyny Julio Velasco, w maju 2018 roku niespodziewanie poprosił o rozwiązanie swojej umowy po mistrzostwach świata, które miały odbyć się kilka miesięcy później. Rozpoczęły się poszukiwania następcy. Nieoficjalnie wśród kandydatów byli Javier Weber, Daniel Castellani, Raul Lozano, Juan Manuel Cichello oraz Fabian Armoa, ale to Marcelo Mendez był dla federacji - jak stwierdził jeden z jej włodarzy - "opcją numer jeden i opcją numer dwa".
Nie dla wszystkich ten wybór był tak oczywisty. - Uznanie zyskał dzięki pracy w Sadzie, wygrywając kolejno wszystkie możliwe tytuły. W Argentynie było mu trudniej. Jego nazwisko było przyćmione przez innych wielkich trenerów, wymieniając tylko kilku: Weber, Velasco, Castellani czy Lozano. Jego nominacja na selekcjonera kadry być może była dla niektórych niespodzianką - twierdzi Agustin Indelangelo, argentyński dziennikarz.
Wątpliwości co do jego zatrudnienia nie miał z kolei jego późniejszy asystent. - Już dawno temu zasłużył na objęcie naszej narodowej reprezentacji. Żaden trener na świecie nie ma liczb i statystyk podobnych do tych jego - przekonuje Horacio Dileo.
Śmiem przypuszczać, że nikt nawet nie pomyślał, że w 2021 roku brązowe medale w Tokio zgarną Argentyńczycy. Albicelestes w ostatnich kilkunastu latach nie stali nawet blisko podium światowej imprezy. Mało tego, w 2017 roku sensacyjnie odpadli w półfinale mistrzostw Ameryki Południowej, przegrywając z Wenezuelą. Na medal igrzysk czekali od turnieju w Seulu w 1988 roku.
- To człowiek, który mówi spokojnie, ważąc każde słowo, ale przy tym konkretnie i wylewnie. Pełni swoją rolę z pasją, wyraża to w każdym wywiadzie i w każdej przemowie do graczy. Zawodnicy szybko uwierzyli w jego przesłanie. Przede wszystkim zmianie uległo nasze nastawienie. Po raz pierwszy od dawna, reprezentacja Argentyny nie wychodziła na boisko jako zwierzyna, a jako myśliwy. Stąd efekt w postaci olimpijskiego medalu - uważa Indelangelo.
- Minęło już ponad 3 lata naszej wspólnej pracy w reprezentacji. To czas wielkiej intensywności i obsesji, aby wszystko było idealnie. To on przekonał nas, że możliwe jest zdobycie medalu igrzysk, i że dla tego celu warto w całkowicie poświęcić się pracy. Jako sztab nie mieliśmy więcej niż siedem lub osiem dni wolnych podczas przygotowań do startu w Tokio. To obrazuje jego sposób pracy i rygor, ale jest przy tym bardzo ludzki. Dba o osoby, z którymi współpracuje, zawsze stara się wspierać i pomagać - to wartości, których on broni i próbuje je wpajać. On nie tylko trenuje i rozwija zawodników, ale także wpaja im właściwe wartości i pomaga im jako ludziom - charakteryzuje swojego przyjaciela Dileo.
- Niemożliwe w sporcie nie istnieje, ale na naszym poziomie jest to nie do osiągnięcia, mamy kilka bardzo trudnych ograniczeń do przezwyciężenia - na łamach argentyńskich mediów stwierdził w 2017 roku Julio Velasco, pytany o możliwość zdobycia medalu mundialu bądź igrzysk. W innym z wywiadów zaznaczał, że problemem są na ogół kiepskie warunki fizyczne Argentyńczyków.
Velasco przed laty sięgał po złoto mistrzostw świata prowadząc reprezentację Włoch. - Spodziewałem się, że możemy wtedy wygrać ten mundial. Tamta drużyna była lepsza pod względem fizycznym, od tej naszej obecnej, a temat fizyczności w siatkówce jest bardzo ważny - dodał poprzednik Mendeza na fotelu selekcjonera Albicelestes.
Argentyńska federacja niedawno oficjalnie ogłosiła przedłużenie współpracy z Mendezem do igrzysk olimpijskich w Paryżu.
- Jego celem jest pozostawienie długoterminowej spuścizny. Czegoś, co wykracza poza to, co każdorazowo dzieje się, gdy gracze wybiegają na boisko. Argentyńska siatkówka ma generować coraz więcej graczy, a do tego, jak sam przekonuje, konieczne jest stworzenie silnej lokalnej rywalizacji od podstaw i ponownie nakłonienie młodzieży do gry w siatkówkę - kontynuuje Agustin Indelangelo.
- Chociaż na poziomie międzynarodowym większym osiągnięciem może pochwalić się siatkówka męska, to w rozgrywkach krajowych na wyższym poziomie stoi rywalizacja kobiet. Bez wątpienia medal olimpijski przyciągnie do tego sportu więcej chłopców i dziewcząt. Pierwszy krok w swojej długofalowej strategii Mendez już osiągnął - puentuje z perspektywy dziennikarza.
Raczej nikt nie będzie miał wątpliwości co do tego, że Luciano De Cecco, Facundo Conte i Sebastian Sole to jedni z najlepszych na świecie. Pozostali, z tych często pojawiających się na boisku w olimpijskiej drużynie Mendeza, to gracze od nich jednak odstający, choćby Cristian Poglajen, Bruno Lima i Ezequiel Palacios. Z kolei Agustin Loser i Santiago Danani dopiero pukają do bram światowej czołówki.
W kontekście Argentyny, niespodzianką w Tokio było już jej wyjście z grupy wraz z Brazylią, Rosją i Francją, wysyłając do domu już na tym etapie reprezentację USA. W ćwierćfinale odstawili Włochów, dalej uznali wyższość Francuzów, późniejszych mistrzów. W grze o "brąz" przeciwko Brazylii skazywani byli na pożarcie, sensacyjnie jednak ograli ich odwiecznego rywala z kontynentu. Tego nie wiem na pewno, ale być może zdobycie tego brązowego medalu Marcelo Mendez uznaje za największe dokonanie w swojej pracy.
Niedoszły selekcjoner Polaków
Pierwsze sygnały, że być może Marcelo Mendez przejmie reprezentację Polski pojawiały się w 2016 roku. Później, wraz z kolejnymi zmianami selekcjonerów jego kandydatura wracała. Każdorazowo decydowano się wybrać kogoś innego, a ostatnim razem, jako następcę Vitala Heynena wskazano Nikolę Grbicia.
57-letni Argentyńczyk z Buenos Aires pod koniec 2021 roku trafił do Asseco Resovii, której nie wiodło się najlepiej. Z piątego miejsca w rundzie zasadniczej właśnie przystępuje do startu fazy play-off, rywalem będzie Aluron CMC Warta Zawiercie. Wkrótce dowiemy się, czy uda mu się powiększyć swoją medalową kolekcję.
Czas osądzi wybranie Grbicia na selekcjonera Polaków, ale jedna strata w wyniku tej decyzji już jest - Marcelo Mendez, niezależnie od końcowego wyniku, po sezonie ma pożegnać się z Polską. Gdyby został selekcjonerem Biało-Czerwonych, być może zostałby w Rzeszowie na dłużej. Przedłużenie umowy z reprezentacją Argentyny ma dla niego oznaczać rezygnację z pracy w jakimkolwiek klubie. Jednak nie upierałbym się, że tak będzie. Życie wszak potrafi pisać nieoczekiwane scenariusze.
Praca jednocześnie w klubie i reprezentacji to wieczna tułaczka po świecie. Rola wyłącznie selekcjonera umożliwia spędzenie więcej czasu w domu. Być może Marcelo postanowił nieco zwolnić, co współgrałoby z puentą zasłyszaną od Horacio Dileo, który wyraźnie zaakcentował słowa rodzina, Buenos Aires i River Plate.
- To wspaniały człowiek, mogę to stwierdzić obiektywnie, nie jako jego przyjaciel. Rodzina jest jego życiem, Buenos Aires miejscem na Ziemi, a River Plate jego pasją - kończy Dileo.
Czytaj również:
Filary zostają w Kędzierzynie-Koźlu. "Ten zespół dał mi wszystko, czego oczekiwałem"
"Niemiecka federacja zabiera z naszego rynku trenera". Mocne słowa byłego reprezentanta