Ryszard Czarnecki: Nigdy nie zgłaszałem aspiracji do objęcia Ministerstwa Sportu

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Ryszard Czarnecki
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Ryszard Czarnecki

- Cieszę się, że już za kilkadziesiąt godzin poznamy nowego ministra sportu. Sport nie znosi organizacyjnego bezkrólewia - mówi nam wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Ryszard Czarnecki.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: W dniu gdy udało się załatwić nowego sponsora dla Projektu Warszawa, który tym samym stał się Vervą Warszawa, napisał pan na Twitterze, że to najważniejsze sportowe wydarzenie tygodnia. Dlaczego przypisuje pan uratowaniu PlusLigi dla stolicy tak wielką wagę?[/b]

Ryszard Czarnecki, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej: Myślę, że z tego cieszy się cała siatkarska Polska, nie tylko Warszawa. Klub zaczął odgrywać w rozgrywkach ligowych bardzo ważną rolę i kibice już w zasadzie nie wyobrażają sobie braku siatkówki w stolicy kraju. Bardzo się cieszę, że doszło do sprzężenia ludzi dobrej woli, którzy zdołali ocalić Projekt i przekształcić go w Vervę. Szczególne wyrazy uznania dla panów Bertranda Jasińskiego, Piotra Gacka i ich współpracowników. Bez tych ludzi byłoby, i chcę to powiedzieć bardzo wyraźnie, źle.

W moim przekonaniu to co się stało jest dopiero początkiem. Pasują tu słowa patrona Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie Józefa Piłsudskiego: "Zwyciężyć i osiąść na laurach to klęska". Trzeba iść za ciosem, stworzyć jeszcze większe zaplecze sponsorskie. Na dziś najważniejsze jest jednak to, że Verva Warszawa wciąż gra, i to jeszcze jak! Jej przykład motywuje inne kluby, ale też, co nie mniej ważne, innych sponsorów w Polsce, którzy widząc zaangażowanie największych spółek Skarbu Państwa również będą w jeszcze większym stopniu wchodzić w siatkówkę.

Dla mnie to bardzo ważny przykład, ponieważ Orlen jakiś czas temu zrezygnował ze sponsorowania ligi, a teraz do niej wraca. Robi to bo wie, że wchodzi w dobry produkt, na którym zyska, a jak wiemy o to w tym wszystkim chodzi - nie chodzi przecież o działalność charytatywną. Los Vervy Warszawa Orlen Paliwa to fajna wiadomość wysłana do potencjalnych sponsorów na różnym poziomie rozgrywek, zarówno w siatkówce męskiej, jak i żeńskiej.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #11. Sezon życia. Anna Kiełbasińska z workiem medali

Czytaj także:
Ryszard Czarnecki wskazał sportowe wydarzenie tygodnia. Nie chodzi o mecz piłkarzy czy konkursy skoków w Wiśle
PlusLiga: Projekt Warszawa z nową nazwą! Orlen wchodzi do klubu

Mówił pan o roli innych osób w tej "akcji ratunkowej". A jaka była pańska?

Zostałem poproszony o interwencję, ale o szczegółach mówić nie chcę. O tym, kto mnie o nią poprosił także. Najważniejsza jest decyzja Orlenu, zarówno spółki matki, jak i, w sensie formalnym, spółki córki. Chcę jednak raz jeszcze podkreślić, że bez determinacji panów Jasińskiego i Gacka byłoby źle. Cieszę się, że w jakiejś mierze mogłem wesprzeć sprawę, ale gdyby nie oni i gdyby nie siatkarze klubu, którzy bardzo profesjonalnie do tego podeszli, mogłoby być różnie.

Cały czas wierzyłem, że się uda. We wrześniu zatweetowałem, że jestem przekonany, że drużyna z Warszawy zostanie uratowana. Andrzej Wrona powiedział mi potem, że w tamtym momencie uznano, że skoro ja piszę takie słowa, to tak też będzie. Podziękowania należą się jednak przede wszystkim wymienionym już przeze mnie osobom, panu Danielowi Obajtkowi, pani Annie Ziobroń, siatkarzom oraz trenerowi Andrei Anastasiemu. Oni byli tu najważniejsi. Teraz mam nadzieję, że Verva będzie punktem odniesienia dla innych polskich klubów. Znam plany szefów klubu, są imponujące. Mam nadzieję, że zostaną zrealizowane.

Co było najtrudniejsze w tym, żeby doprowadzić do związania się Orlenu z Projektem Warszawa?

Największą przeszkodą był czas, który nas nieubłaganie gonił. Liga startowała, za pasem była Liga Mistrzów i choć z obu stron wyczuwało się dobrą wolę, trzeba było się spieszyć, żeby zdążyć przeprowadzić wszystkie procedury i formalności. Na szczęście wszyscy partnerzy wykazali się cierpliwością i zrozumieniem. Ale tak, czas był tu główną przeszkodą.

Jako wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej czuł się pan zobowiązany pomóc klubowi, czy kierowało panem coś innego?

Nie ma co ukrywać, że szereg męskich i żeńskich klubów zwraca się do mnie z prośbami o wsparcie i staram się pomagać. Dopiero co wracam z obchodów stulecia bankowości pocztowej, a rok temu wraz z panem posłem Piotrem Królem udało się doprowadzić do tego, żeby Bank Pocztowy wrócił do sponsorowania żeńskiej siatkówki w Bydgoszczy. Jeśli mogę pomóc, pomagam, ale siatkówka to sport zespołowy zarówno na boisku jak i poza nim. Liczy się wysiłek wielu ludzi.

Wciąż czekamy na nowego ministra sportu, szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk zdradził, że jego, a raczej jej nazwisko poznanym w tym tygodniu oraz, że będzie to kobieta i utytułowany sportowiec (we wtorek popołudniu premier Mateusz Morawiecki oficjalnie poinformował, że kandydatką jest była mistrzyni świata w szermierce Danuta Dmowska-Andrzejuk. Stanowisko ma objąć w czwartek - przyp. WP SportoweFakty). Pan już wie, kto to będzie?

Nie będę wychodził przed szereg. To decyzja pana premiera, zarówno w sensie personalnym jak i w sensie momentu ogłoszenia. Obojętnie kto to będzie, jako PZPS będziemy bardzo ściśle współpracować z ministrem. Na razie mamy niespotykaną sytuację - ministrem sportu jest sam premier, co jest dużym prestiżem, ale ja bym wolał, żeby osoba pełniąca to stanowisko mogła się mu w pełni poświęcać. Im szybciej decyzja zapadnie, tym lepiej.

Z czego wynika to oczekiwanie na ministra? Inne stanowiska w zrekonstruowanym rządzie już od kilku tygodni są obsadzone.

Nie chcę wchodzić w szczegóły. Cieszę się, że zostało już tylko kilkadziesiąt godzin oczekiwania. Sport nie znosi bezkrólewia w sensie organizacyjnym i dobrze, że już za chwilę będziemy mieli ministra sportu dedykowanego tylko do tego zadania.

Pan nie był zainteresowany stanowiskiem? Nie proponowano go panu?

Na ten temat nie będę się wypowiadał, ani też pokazywał SMS-ów od różnych ważnych osób, które mam w telefonie.

Na prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego kiedyś pan kandydował.

Jednak aspiracji do objęcia Ministerstwa Sportu nigdy nie zgłaszałem. Z każdym ministrem będę współpracował.

Dlaczego kilka lat temu w ostatniej chwili wycofał się pan z walki o kierowanie PKOl-em?

Uznałem, że dzielenie środowiska nie ma sensu. To była decyzja na rzecz jedności ruchu olimpijskiego i myślę, że została doceniona. Przedstawiłem wówczas program, który się podobał, a niektóre jego elementy prezes Andrzej Kraśnicki obiecał realizować.

W tym roku zbiera pan "punkty" w środowisku siatkarskim. Pomoc w uratowaniu klubu z Warszawy, wcześniej w zorganizowaniu rządowego samolotu dla kadry Vitala Heynena, gdy ta w czasie mistrzostw Europy utknęła na lotnisku w Amsterdamie...

... A jeszcze wcześniej, po mistrzostwie świata w 2018 roku, pan premier Mateusz Morawiecki zgodził się z naszą sugestią, żeby przyznać siatkarzom bardzo wysokie, historyczne, nagrody finansowe, za co mu w imieniu zawodników i trenerów dziękuję. Myślę, że to była chyba najważniejsza rzecz. Od tego jestem w PZPS-ie, żeby pomagać, ale raz jeszcze podkreślę, że to sport zespołowy i masa osób pracuje na taki sukces, jak pozyskanie pieniędzy ze Skarbu Państwa.

Sprowadzenie rządowego samolotu do Amsterdamu zaczęło się od telefonu, który wykonał do pana kapitan drużyny Michał Kubiak. Jak to wyglądało?

Zabawne, że pyta pan o to zaledwie godzinę po tym, jak znów rozmawiałem z Michałem. A telefon z września? Zobaczyłem nieodebrane połączenie od niego i zrozumiałem, że jeśli z samego rana dzwoni do mnie kapitan reprezentacji, to coś musi być nie tak. Oddzwoniłem, dowiedziałem się o co chodzi, skontaktowałem się z Prezesem Rady Ministrów, a jego kancelaria zadziałała błyskawicznie. Śmieję się, że Michał Kubiak wiedział, do kogo zadzwonić. Najważniejsze, że się udało, bo innymi opcjami były podróż przez Turcję lub jazda kilkanaście godzin autokarem. Jakiś horror. Wynik półfinału w Ljubljanie nie był korzystny, ale zrobiliśmy wszystko, żeby Biało-Czerwoni nie rozgrywali tego meczu zmęczeni. Teraz czekamy na igrzyska.

Wspomniałem o "punktach", które pan zbiera w siatkarskim środowisku, bo w przyszłym roku mamy wybory prezesa PZPS.

Nie mam takich aspiracji.

Aktualny prezes Jacek Kasprzyk mógł chyba zdecydowanie lepiej rozegrać kryzys, do którego doszło w kobiecej reprezentacji?

Myślmy o przyszłości. Bardzo szanuję polskie siatkarki, które grają w kadrze i bardzo wierzę zarówno w nie, jak i w ich trenera. Wierzę, że w styczniu powalczą w Holandii o awans na igrzyska w Tokio.

Źródło artykułu: