Od miłości do nienawiści. Przypadek Salvadora Hidalgo Olivy

WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / Na zdjęciu: Salvador Hidalgo Oliva
WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / Na zdjęciu: Salvador Hidalgo Oliva

To ostatnie godziny Salvadora Hidalgo Olivy w Jastrzębiu-Zdroju. Z klubem pożegna się siatkarz, który przed ponad dwoma laty podbił boiska PlusLigi. Z miłości do Jastrzębskiego Węgla już nic nie zostało. Jest za to żal, by nie powiedzieć nienawiść.

Od kilku dni Jastrzębski Węgiel i Salvador Hidalgo Oliva rozmawiają głównie za pośrednictwem mediów. Zawodnik pod koniec grudnia poprosił o rozwiązanie kontraktu. I to akurat w momencie, gdy zmieniał się trener i mógł u Roberto Santillego mieć czystą kartę. Wybrał jednak inną opcję, a od zakończenia gorszącego serialu dzielą nas godziny.

Już w niedzielę kubański przyjmujący zdążył się pożegnać z klubem na Facebooku. - To czas, aby podziękować ludziom, którzy pozwolili mi się rozwinąć jako siatkarzowi. Chcę też podziękować kibiciom w Polsce i na całym świecie, którzy dali mi tyle miłości i niezapomnianych momentów. Dziękuję Jastrzębskiemu Węglowi. Będę za wami tęsknić - przekazał Oliva na Facebooku.

Klub odpowiedział na to komunikatem, że siatkarz ma ważny kontrakt i najwcześniej w poniedziałek dojdzie do spotkania, na którym omówiona będzie jego przyszłość. W kuluarach mówi się jednak o tym, że jastrzębianie są gotowi na zakończenie współpracy z Olivą, bo dogadali się z Wojciechem Ferensem.

Podbił boiska PlusLigi

Tyle że współpraca Olivy z Jastrzębskim Węglem mogła wyglądać dużo inaczej. Siatkarz trafił do klubu w sezonie 2016/2017. Był nieznany szerszej publiczności. Miał opinię trudnego gracza, który kluby zmienia niczym rękawiczki i nigdzie nie potrafi dłużej zagrzać miejsca.

ZOBACZ WIDEO Co czeka polskich siatkarzy w 2019 roku? "Najważniejsze będą kwalifikacje do igrzysk"

Oliva był wyborem trenera Marka Lebedewa, który wpadł na niego na wcześniejszym etapie kariery. Australijczyk miał wtedy do dyspozycji ograniczony budżet w Jastrzębskim Węglu, bo klub wychodził na prostą po problemach finansowych. Musiał stawiać na graczy charakternych, ale z pewnymi rysami na życiorysie. Zapewne nie zakładał jednak, że Kubańczyk okaże się aż tak trafionym wyborem.

Przyjmujący od razu jawił się jako nietuzinkowa postać. Kubańczyk, ale urodzony w Leningradzie i dorastający w Niemczech. Ekscentryczny na boisku, potrafił co tydzień zmieniać fryzurę, a na parkiecie kipiał od emocji. To przekładało się na świetną grę. Rywale nie potrafili odczytać zagrań Olivy, który prowadził drużynę ze Śląska do kolejnych zwycięstw. Cały sezon Jastrzębski Węgiel zakończył na najniższym stopniu podium.

Ofiara własnego sukcesu

Jeszcze przed zakończeniem debiutanckiego sezonu w PlusLidze, kibice w Jastrzębiu-Zdroju martwili się o to, czy uda się zatrzymać trzon drużyny. Spotkała ich jednak miła informacja. Atakujący Maciej Muzaj wówczas podpisał roczną umowę, rozgrywający Lukas Kampa związał się z klubem na kolejne dwa lata, podobnie jak Oliva.

Kubańczyk zżył się z klubem, który pomógł mu też poza boiskiem. Działacze pomogli w sprowadzeniu do Polski jego rodziny. Dzięki temu Oliva senior mógł po raz pierwszy od szesnastu lat zobaczyć na żywo mecz syna. - Nie chodzi tu o spełnienie zachcianki, ale o zwykła ludzką przysługę, dzięki której Oliva jeszcze mocniej mógł poczuć się związany z Jastrzębskim Węglem - mówił w maju 2017 roku prezes Adam Gorol na łamach portalu jasnet.pl.

Tyle że kolejny sezon nie był już tak udany dla Olivy i JW. Być może został w końcu odczytany przez rywali, być może wyczerpała się pewna forma współpracy. W klubie nie wytrzymali i zwolnili trenera Lebedewa. Jego następcą został Ferdinando De Giorgi.

Zniszczony przez trenera

Oliva pod wodzą De Giorgiego dograł sezon w wyjściowej szóstce. Problemy zaczęły się ubiegłego lata, bo Włoch miał wypychać przyjmującego poza klub. Trudno powiedzieć, co mu się nie podobało - czy był to styl zachowania Kubańczyka, poziom jego umiejętności czy też jeszcze coś innego. Efekt był taki, że jastrzębianie zaproponowali Olivie przedwczesne rozwiązanie kontraktu.

Oliva pozostał jednak przy swoim, De Giorgi również. Zbudował skład, w którym postawił na innych przyjmujących - Christiana Fromma oraz Juliena Lyneela. Kubańczyk stał się żelaznym rezerwowym. Jego frustracja rosła z tygodnia na tydzień, a w klubie zaczęto naciskać, by rozwiązał kontrakt. On nie brał takiego scenariusza pod uwagę.

- Dlaczego miałbym to zrobić? Żeby stracić pieniądze? Dostawałem całkiem niezłą sumę za siedzenie na ławce, może to nie podobało się trenerowi, albo prezesowi? Dobrze czułem się w klubie, byłem zadowolony, nie wiedziałem najmniejszego powodu, aby opuszczać Jastrzębie. Poza tym, w tym czasie było bardzo ciężko znaleźć nowy klub - mówił Oliva na początku stycznia w rozmowie z plusliga.pl.

Tyle że w styczniu w klubie nie było już De Giorgiego. Włoch zdezerterował do Włoch, by poprowadzić Cucine Lube Civitanova. Wkurzył przy tym śląskich działaczy, bo miał ważny kontrakt, a jego zadaniem na ten sezon było zdobycie mistrzostwa Polski.

- "Fefe" jest facetem po pięćdziesiątce, a zachowywał się jak dziecko. Szukał różnych wymówek, bo nie chciał powiedzieć prawdy - mówił w tej samej rozmowie Oliva o swoim byłym trenerze.

Koniec miłości

Relacje Olivy z Jastrzębskim Węglem zepsuły się na tyle mocno, że przyszłości Kubańczyka nie mogła zmienić nawet osoba nowego trenera. Santilli zaraz rozpoczęciu pracy dał szansę krnąbrnemu graczowi w meczu z GKS-em Katowice. Ten odpłacił się dobrą postawą. Tyle że z czasem było coraz gorzej.

W styczniu Oliva wydłużył sobie urlop, przyjechał spóźniony o kilka dni na Śląsk. Już wtedy stało się jasne, że między siatkarzem a klubem trwa przeciąganie liny. Zawodnik został odsunięty od treningów, spotkanie z Aluronem Virtu Wartą Zawiercie oglądał na krzesełku w kącie hali, z dala od drużyny.

- Salvador Hidalgo Oliva nie jest już zawodnikiem Jastrzębskiego Węgla. Jeszcze tego dnia ogłosimy nowe informacje w tej sprawie, bądźcie spokojni. To będzie bardzo ciekawe - ogłosił w dzień po meczu na Twitterze Nisse Huttunen, agent siatkarski.

Żadnego komunikatu ze strony Huttunena jednak nie było. Odpowiedział za to klub, wysyłając do mediów oświadczenie o ważnym kontrakcie Olivy. Po tygodniu sytuacja się powtórzyła. W takiej atmosferze nie da się pracować, więc godziny Kubańczyka w Jastrzębiu-Zdroju są policzone. Obie strony prowadzą jednak swoją gierkę, by rozstać się na jak najkorzystniejszych dla siebie warunkach.

I co najważniejsze, zrzucić winę na przeciwną stronę, by nieco wybielić się w oczach kibiców. Fani JW nie mają bowiem wątpliwości, że z klubu odchodzi gwiazda, jakiej dawno w Jastrzębiu-Zdroju nie było. I trudno nie ulec wrażeniu, że traci ją na własne życzenie, wskutek obdarowania zbyt dużym zaufaniem trenera De Giorgiego. Trenera, którego też na Śląsku już nie ma.

Źródło artykułu: