- Nigdy nie powiedziałem, że odchodzę. Nigdy nikogo nie szantażowałem, mówiąc "ja lub on". Stojczew miał trzyletnią umowę, ja natomiast roczną, z opcję przedłużenia na dwa kolejne lata. Kierownictwo kilkakrotnie sugerowało mi, aby dojść do porozumienia z trenerem, jednak to było niemożliwe. Później dowiedziałem się, że szkoleniowiec szukał innych rozgrywających, takich jak Raphael czy Christenson - powiedział Bruno Rezende na łamach "gazzetta.it".
Reprezentant Canarinhos nie ukrywa, że jest rozczarowany współpracą z Radostinem Stojczewem, którego zachowania doprowadziły do rozstania 31-latka z Azimutem. Rezende nie ukrywał, że nie zamierza nigdy więcej współpracować z bułgarskim trenerem, uważanym za jednego z najlepszych na świecie.
- Już nigdy nie będę pracował ze Stojczewem. Kiedy kontrakt pomiędzy nim a Modeną został rozwiązany, Catia Pedrini i Andrea Sartoretti dzwonili do mnie, aby namówić mnie do powrotu. Słowa Catii i reakcja kibiców bardzo mnie wzruszyły - zakomunikował Bruninho, który żałuje, iż doszło zamieszania dotyczącego jego kontraktu.
- Przepraszam za konflikt, który wywołałem. Jestem człowiekiem i mogę się mylić, jednak zawsze byłem szczery. Moje serce pozostaje w Modenie - obwieścił złoty medalista igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro.
ZOBACZ WIDEO "Przeszedłem z piekła do nieba". Młodzi polscy mistrzowie złapali błysk