Sam zawodnik występuje w żółto-czarnych barwach od 2010 roku. W sobotę zdobył z nim złoty medal PlusLigi po raz trzeci. Wcześniej sięgnął po niego w latach 2011 i 2014.
- Bardzo długo czekałem, bardzo wiele się wydarzyło i fajnie być mistrzem Polski z takimi ludźmi. Zdążyłem już zapomnieć, jak to jest coś wygrać. Brakowało takiego czegoś, żeby potwierdzić, że ta drużyna potrafi grać w siatkówkę. To, że są fantastyczni, to ja wiem, może część kibiców nie miała tej świadomości. Ja wiem, że są to wspaniali ludzie - od zawodników, przez wszystkich trenerów i członków sztabu - powiedział Karol Kłos.
Pochwały dla zespołu rozpoczął od odchodzącego z klubu Srećko Lisinaca:
- Będzie mi brakować Srećko, bo moim zdaniem to jeden z najlepszych zawodników na swojej pozycji, a do tego fantastyczny człowiek. To motor napędowy tej drużyny. Grzesiu Łomacz bardzo lubi z nim grać. Będzie go bardzo trudno zastąpić. I choć nie zaczął dobrze finału, nakręcał się każdą kolejną akcją.
A skoro już o rozgrywającym PGE Skry mowa...
- Grzegorza Łomacza ludzie porównywali do Benjamina Toniuttiego. Mówili, że ustępuje Francuzowi. A to jest człowiek, który wie, jak grać i jak prowadzić grę. Tyle razy robił to w tym sezonie, i to z serduchem. Fantastyczny człowiek, który scala ten zespół i do tego bezkonfliktowy. Miał chłopaków, którzy pomogli skończyć piłki, ale też trzeba umieć to poprowadzić. To było jego pierwsze złoto.
Doceniony został także Nikołaj Penczew, czyli joker w talii trenera Roberto Piazzy:
- Zobaczcie, jak w finale wchodził Niki Penczew i nam pomógł, przytrzymał to przyjęcie i zagrał świetne zawody. Ten chłopak potrafi wiele i to właśnie udowodnił. To tylko pokazuje, jakim jesteśmy monolitem. Rezerwowi są od tego, żeby weszli z ławki i dali dodatkową moc drużynie.
Karol Kłos właśnie świętował swój trzeci tytuł mistrza Polski. A co ma powiedzieć Mariusz Wlazły, dla którego to już dziewiąte złoto?
- Zastanawialiśmy się, jak Mariusz będzie pokazywał na zdjęciu, że to jego dziewiąte mistrzostwo Polski. I nie wiem, skąd za każdym bierze się ta korona na jego głowie. Gdzie oni ją chowają? Zastanawiam się, skąd on bierze siły, ale ma coś takiego w sobie, że potrafi się tak niesamowicie zmobilizować. Ma taki "przełącznik" na najważniejsze mecze. Jest mega doświadczony, wziął ciężar na siebie, ale chłopaki mu pomogli.
Za to po raz pierwszy na najwyższym stopniu podium z PGE Skrą Bełchatów stanął libero, Kacper Piechocki.
- Powiem otwarcie, że nie ma lekko, bo ma tatę prezesa i niektórzy ludzie wieszali na nim psy z tego powodu. Chcę podkreślić, że ten chłopak się obronił, pokazał, że umie grać w siatkówkę i zamknął usta krytykom. Trochę chyba dorósł do tego, bo musiał przejść trochę w swoim życiu.
Drużynę scalał trener Roberto Piazza, dla którego to pierwsze mistrzostwo kraju w roli pierwszego szkoleniowca.
- To jest człowiek bardzo szczery, pomaga każdemu zawodnikowi, nie tylko pierwszej szóstce. Szanuje wszystkich zawodników. Jak coś mu nie pasuje, zwraca uwagę, mówi jak jest. Zawsze jest tak samo pozytywnie zakręcony na punkcie siatkówki, każdego dnia. Nawet gdy my jesteśmy zmęczeni, próbuje wpoić nam tego ducha i radość z gry. Bardzo mi pomógł po zapaleniu płuc. To odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.
A co o tym sezonie powiedział sam Karol Kłos?
- Ja się cieszę, że wracam na coraz większe obroty. Grzesiu Łomacz to zawodnik, od którego można się spodziewać w każdym momencie, że zagra krótką. Dla mnie to też był super sezon, cieszę się, ze mogłem z takimi ludźmi grać. Fizycznością co prawda nie dorównam Srećko, ale czasem jak człowiek zdobędzie jeden punkt w ważnym momencie to też się bardzo cieszy. W przyszłym sezonie może trochę więcej poatakuję, zobaczymy.
I choć nie zostali tu wymienieni dokładnie wszyscy, środkowy PGE Skry podkreślał, jak bardzo na złoto zapracował każdy z kolegów. Trudno bowiem wskazać jednego lidera, który poprowadziłby drużynę do tego sukcesu. Wszyscy mieli prawo czuć się potrzebni.
ZOBACZ WIDEO Perugia na tronie! Pierwsze w historii mistrzostwo Włoch dla Sir Safety!