Trener gości Michał Gogol zaskoczył taktyką. Nie wystawił w pierwszej szóstce rozgrywającego Eemiego Tervaporttiego, który w ostatnim czasie spisywał się więcej niż przyzwoicie. Postawił na Tomasza Kowalskiego i trudno powiedzieć, by się na nim zawiódł.
Gdańszczanie już na początku meczu pokazali, co znaczy dobrze ustawiony blok. Wydawało się, że osiągną przewagę i będą kontrolować pierwszą partię. Nic bardziej mylnego. Szczecinianie do takich sytuacji zdążyli się już przyzwyczaić. Czasu na wstrzelenie się potrzebował Bartłomiej Kluth. W pewnym momencie miejscowi zaskakiwali samych siebie. Jak choćby wówczas, gdy na prawym ataku w prostej sytuacji piłkę w aut posłał Artur Szalpuk (16:18). Czas dla Andrei Anastasiego nic nie dał. Błędy przy serwisie i słabsze przyjęcie ostatecznie pogrążyły Trefla.
Goście podbudowani przebiegiem inaugurującego seta postanowili pójść za ciosem. Cel osiągnęli. Na to wskazywał bowiem początek tej partii (1:4). Miejscowi mieli swoje problemy. Nie zaskakiwali trudną zagrywką, znacznie gorzej blokowali. Poziom trzymali jedynie boczni atakujący. Kiedy na środku pokazał się Bartosz Gawryszewski, wydawało się, że Espadon idzie po swoje (19:21). Wówczas jednak wydarzyło się coś niezrozumiałego. Gracze Gogola chyba zbyt wcześnie uwierzyli w korzystne rozstrzygnięcie. Tu zadrżała ręka na przyjęciu, tam nie udało się zablokować Damiana Schulza. Gwoździem do trumny okazał się as serwisowy Wojciecha Ferensa.
W trzeciej odsłonie presja wyraźnie zaczęła "zjadać" Trefl. Nieczyste odbicia, brak kończącego ataku na środku siatki i wreszcie brak przyjęcia zagrywki charakteryzowały ich grę. Wychodziła im głównie kiwka za blok rywali. Efekt? 3:9. Nadzieją był Schulz. Skos, prosta, wchodziło mu wszystko. Gdańszczanie poprawili blok, ale nie dogonili przeciwnika. Asa dał gościom Michał Ruciak. Zrobiło się 17:22. Potem błąd (przekroczenie linii trzeciego metra) popełnił chwalony do tej pory Schulz. Blok szczecinian na Szalpuku dopełnił formalności. Espadon miał już punkt.
Czwarty set to trochę inna bajka, ale znów tylko do pewnego czasu. Miejscowi prowadzili już 9:5. Goście odczekali zły okres. Trener Anastasi okazywał coraz większe zdenerwowanie. Przystępował z nogi na nogę, tak jakby czuł, że porażka wisi w powietrzu. Szczecinianie doprowadzili do stanu 22:21 i zwycięstwo za trzy punkty mieli niemal na wyciągnięcie ręki. Świetnie zaserwował Justin Duff. Miejscowi cudem podbili tę zagrywkę, ale przy jego ataku, mogli jedynie popatrzeć po sobie z niedowierzaniem. Goście nie skończyli dwóch piłek meczowych, ale i tak dopięli swego po bloku na Szalpuku. Seria trzech zwycięstw gdańskiego Trefla niespodziewanie dobiegła końca.
Trefl Gdańsk - Espadon Szczecin 1:3 (21:25, 25:22, 18:25, 25:27)
Trefl: Nowakowski (11), Grzyb (3), Sanders (1), Ferens (1), Jakubiszak, Schulz (23), McDonnell (5), Szalpuk (7), Olenderek (libero), Mika (16), Kozłowski (2).
Espadon: Kluth (27), Duff (8), T. Kowalski (1), Malinowski, Murek (libero), Ruciak (7), Wika (8), Gawryszewski (10), Mihułka (libero), Menzel (7).
MVP: Bartłomiej Kluth (Espadon).
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Komiczne zagranie Aleksieja Spiridonowa