Dmitrij Muserski: Ciekawe jak Spiridonow miałby oddać Krym?

Newspix / Na zdjęciu: Dmitrij Muserski
Newspix / Na zdjęciu: Dmitrij Muserski

- Zdarza się, że ludzie są do mnie wrogo nastawieni, bo jestem Rosjaninem. A nie mają pojęcia, co jest wewnątrz mnie i jakie uczucia wobec nich się we mnie kłębią - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Dmitrij Muserski.

Joanna Wyrostek, WP SportoweFakty: Katyń to dość niezwykłe miejsce do zwiedzania podczas wakacyjnej podróży.

Dmitrij Muserski, siatkarz Biełogorie Biełgorod, mistrz olimpijski z 2012 roku, mistrz Europy, dwukrotny zwycięzca Ligi Światowej: W tym roku udaliśmy się z rodziną na wycieczkę po Europie samochodem. Nasza trasa przebiegała przez Memoriał "Katyń"(pierwszy w Rosji międzynarodowy pomnik poświęcony ofiarom totalitarnych represji Rosji stalinowskiej – przyp. red.). Znajduje się na trasie Smoleńsk - Mińsk, około 40 kilometrów od Smoleńska. Nasz syn Roma nie zdążył jeszcze zasnąć, więc postanowiliśmy się zatrzymać, trochę pospacerować i połączyć przyjemne z pożytecznym. Szczegółowo poznać historię Katynia.

[b]

Wiedział pan, jadąc tam, czym dla Polaków jest to miejsce?[/b]

Do szkoły chodziłem na Ukrainie, tam nie mówiło się o historii Katynia. Po raz pierwszy usłyszałem o tych trudnościach we wzajemnych stosunkach między polskim i rosyjskim narodami od Łukasza Kadziewicza, który grał ze mną w Biełogorie Biełgorod. Nawiasem mówiąc, nie wolno myśleć, że Łukasz był źle nastawiony do mnie, czy do zespołu i w ten sposób pojawiła się historia katyńska. Nie wpłynęło to negatywnie na nasze stosunki. Po prostu kiedyś w telewizji pokazali, że w Polsce wyznaczyli dzień żałoby w związku z rocznicą tragedii katyńskiej. Łukasz nam wszystkim wyjaśnił, że dla Polaków to była straszna zbrodnia, o której nie mogą zapomnieć od wielu lat.

ZOBACZ WIDEO Ziobrowski: Słyszy się opinie, że siatkówka to gra dla "bab". A tu trzeba mieć charakter

Po wizycie w Katyniu napisał pan na Instagramie, że zbiorowa odpowiedzialność to wielka głupota, że nie można przypisywać całemu narodowi odpowiedzialności za czyny jednego człowieka albo kilku osób.

Zbrodnia Katyńska to zbrodnia Józefa Stalina i niektórych jego popleczników. Co mają do tego ludzie, którzy żyją w całkiem innym czasie i reżimie? Jaki ja mam związek z tą tragedią? Dlatego że mieszkam obecnie na terytoriom byłego Związku Radzieckiego? Zgodnie z taką logiką Rosjanie powinni się "obrazić" na Francję za Napoleona albo na Niemców za Hitlera. To jest śmieszne. Uważam, że takie myślenie to wielka głupota, to już przecież historia. Zbrodnicza historia stalinowskiego reżimu. Od tego nie ma jednak ucieczki.

Wspomniał pan, że przez tę zbrodnię niektórzy współcześni Polacy nienawidzą Rosjan. Odczuł pan to kiedyś na własnej skórze?

W 2014 byliśmy z reprezentacją Rosji na mistrzostwach świata w Polsce. Pamiętam, że podczas grania naszego hymnu narodowego kibice gwizdali. Dla mnie to jest trochę dziecinne albo głupie. Chciałabym również dodać, że byliśmy jedynym zespołem, który wszędzie poruszał się z ochroną. Bywa też, że ludzie są już pierwotnie nastawieni wrogo, wiedząc, że jestem Rosjaninem. Chociaż nie mają pojęcia, co jest wewnątrz mnie i jakie uczucia wobec nich się we mnie kłębią.

Twierdzi pan, że nie można mieszać sportu z polityką. Zachowanie niektórych polskich fanów w 2014 to był, pana zdaniem, tego przykład? Tak to pan odebrał?

Tak, miałem na myśli mecz z Polską i kiedy niektórzy gwizdali podczas grania rosyjskiego hymnu. Myślę, że korzenie tego mogą się znajdować w takich wydarzeniach jak właśnie Katyń. Czy nie mam racji? Jest coś jeszcze?

Po meczu z Polską doszło do incydentu. Jeden z przedstawicieli polskiego parlamentu (Marek Matuszewski z PiS - przyp. red.) krzyknął w stronę Aleksieja Spiridonowa: "Oddajcie Krym!". Co pan by mu odpowiedział?

Nic bym nie odpowiedział, mógłbym się tylko uśmiechnąć. Nie jestem wojskowym. Nie zabierałem Krymu. Nigdy z nikim nie walczyłem. Jestem przeciwko jakiejkolwiek wojnie i zabijaniu. Swoją drogą, to ciekawe, jak Spiridonow miałby zwrócić Krym.

Urodził się pan na Ukrainie, mieszka w Rosji i gra dla tego kraju. Jak zatem odnosi się pan do tego, co obecnie dzieje się między tymi państwami?

Stosunki pomiędzy nimi już od dawna są napięte. Zachód Ukrainy nigdy nie kochał Rosjan. Niedawno znów tam byłem i na sobie odczułem nieprzyjemne, czasami niezrozumiałe momenty ze strony zachodnich Ukraińców. Nie chciałbym wchodzić w politykę i myśleć o tym, że na Ukrainie, czy w Polsce nie lubią Rosjan. Albo zastanawiać się nad tym, że powinienem kogoś nie lubić, bo media to nieraz narzucają. Mam swoją opinię na temat każdego narodu i każdej sytuacji. Nigdy nie tworzę paraleli między wszystkimi ludźmi z jednego narodu.

To znaczy?

W każdym kraju tak czy inaczej działa propaganda. Propaganda, że nasz naród jest najlepszy, a wszystkie inne są złe. Albo ktoś twierdzi, że jego religia jest najlepsza, a pozostałe są złe itd. Niektórzy ludzie ulegają wpływowi propagandy, inni nie. Na szczęście na mojej drodze spotykałem przede wszystkim dobre i pomocne osoby, które się do mnie przyjaźnie odnosiły.

Ma pan na myśli Polaków?

Tak było i w Polsce, i na zachodzie Ukrainy. Dlatego tylko się uśmiecham, kiedy raz na milion spotykam osobę, która się na mnie "obraża", bo jestem Rosjaninem. Kto oglądał film "Mam na imię Khan", powinien zrozumieć te słowa: "Na tym świecie są tylko dwa rodzaje ludzi. Dobrzy – to ci, którzy popełniają dobre uczynki. I są źli ze złymi uczynkami. To jest jedyna różnica między ludźmi. Innej nie ma". To wszystko. Innej różnicy nie ma! A nie, że ten Rosjanin, tamten Polak, ten chrześcijanin, czy muzułmanin.

Nie tylko "obcy" bywają nieprzyjemni. Również rodacy potrafią dopiec. Po igrzyskach w Londynie był pan w Rosji bohaterem. Kiedy musiał pan zrezygnować z gry w kadrze, ci sami ludzie nazywali pana zdrajcą. Bardzo bolały takie opinie?

No tak, powstała "interesująca" sytuacja. Powiem tak: nie dawali mi odpocząć nawet w czasie turniejów Ligi Światowej. W ciągu ostatnich siedmiu lat w ciągu każdego roku miałem jedynie dwa tygodnie odpoczynku! Po prostu się wypaliłem. To wszystko było dla mnie bardzo nieprzyjemne, ale taka jest moja droga, moje doświadczenie i moje życie. Nie żałuję, że tak zdecydowałem. Jestem szczęśliwy, kiedy pomyślę, że mogłem grać na najwyższym światowym poziomie. Jestem szczęśliwy, kiedy znajduję się na boisku. Gram, żeby żyć. Wszystko inne - flagi, hymny, tytuły - to wszystko jest drugorzędne, nieważne.

Od dłuższego już czasu nie ma pana na międzynarodowej arenie. Nie znalazłam nigdzie jasnej odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Co się dzieje z pana zdrowiem?

W kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeirio nie mogłem wziąć udziału z powodów rodzinnych, natomiast z samych igrzysk wyeliminowała mnie kontuzja. Miałem naderwane więzadła rzepki w obu kolanach. I znów wszystko w Rosji było przedstawiane jako zdrada. W tym roku sam zrezygnowałem z występów w kadrze.

Wróci pan za rok?

Zobaczmy. W tej chwili trudno mi odpowiedzieć na to pytanie dlatego, że chciałbym grać na wysokim poziomie, ale w duszy na razie nie mam pragnienia występować w reprezentacji Rosji. Mam nadzieję, że z upływem czasu wszystko trafi na swoje miejsce.

Pana nieobecność była tłumaczona przez niektóre media dopingiem. Kilka miesięcy temu pisano, że nazwisko Muserski jest w raporcie Richarda McLarena. Część osób zarzucała panu niedozwolone wspomaganie.

Na przestrzeni wielu lat występowałem w reprezentacji Rosji. Nawet miałem coś w rodzaju osobistej kartoteki w Międzynarodowej Komisji Antydopingowej. Milion razy pobierali ode mnie próby antydopingowe i to nie tylko wtedy, kiedy grałem w kadrze. Myśli pani, że to byłoby rozsądne, gdybym ryzykował swoją reputację i karierę dla jakichkolwiek rezultatów?! Nigdy nie brałem żadnych zakazanych substancji. Jestem za uczciwym sportem. Umiem przegrywać, ale potrafię też wygrywać bez dopingu i jestem z tego dumny!

Bolą takie zarzuty?

Słysząc je, tylko się uśmiecham. To robota środków masowego przekazu. One za to otrzymują swój chleb, dlatego jest mało prawdopodobne, żeby takie plotki mogły mnie załamać. Niech mówią, co chcą. Kiedy już do czegoś konkretnego dochodzi, to gdzieś te wszystkie plotki znikają.

Wiele osób twierdzi, że doping w siatkówce nie ma sensu, bo w niczym tak naprawdę nie pomaga.

Oczywiście. Siatkówka to przede wszystkim czucie piłki. To jest podstawa. Jeśli na krótki czas zyskasz siłę i szybkość, stracisz właśnie czucie.

Co miał pan na myśli twierdząc, że w Rosji robi się wszystko aby siatkówka umarła ostatecznie?

To była reakcja na wywiad obecnego trenera Sbornej Siergieja Szlapnikowa. Powiedział, że rosyjski zawodnik odmawiający gry w kadrze powinien być zdyskwalifikowany w klubie, traktowany jako obcokrajowiec. To jest głupota. Wydaje mi się, że każdy gracz powinien marzyć o tym, by trafić do reprezentacji. Ale nikogo nie można też zmuszać. Trzeba tworzyć takie warunki, żeby wszyscy chcieli w niej grać.

Od początku klubowej kariery gra pan w Biełogorie Biełgorod. Jest pan bardzo wierny jednemu klubowi. Kibice zobaczą jeszcze kiedyś Dmitrija Muserskiego w koszulce innego zespołu?

Biełgorod bardzo mi się podoba. Stworzono mi tutaj wszelkie warunki, abym mógł grać i się rozwijać. Jestem za to niezmiernie wdzięczny klubowi. Jeśli chodzi o moje przejście do innego klubu, to nie wiem, jak to kiedyś będzie, wszystko może się zdarzyć. Nie mamy żadnej pewności, co będzie jutro.

Ma pan 218 cm wzrostu, a przy tym niesamowitą sprawność i bardzo dobrą technikę. To kwestia talentu, czy bardziej ciężkie pracy?

Wzrost i talent. Często to słyszę od innych ludzi. Choć nikt nie ma pojęcia, ile ciężkiej pracy na przestrzeni ostatnich 20 lat za tym wszystkim stoi. I widzę, że mam jeszcze sporo miejsca na rozwój. Istotnie, jestem bardzo zadowolony, że moja gra podoba się ludziom. Chciałbym ich ją cieszyć tak często, jak to możliwe. Zrobię dla tego wszystko, co mogę. To dla mnie dodatkowy bodziec.

W codziennym życiu bardzo wysoki wzrost nie przeszkadza?

Jestem dumny ze swojego wzrostu i widzę w nim jedynie same dogodności. Nie mam co narzekać. Wszystko mnie pod tym względem zadowala.

Nie spotykały pana niemiłe docinki z tego powodu?

Wcześniej tak bywało. Obecnie nie słyszę niczego podobnego albo nie odnotowuję tego, bo ludzie nie mają pojęcia jakie to wygodne: być wysokim.

W tym roku miał pan wreszcie wakacje. Podróż z rodziną samochodem po Europie nie okazała się zbyt mecząca?

Zwiedziliśmy wiele krajów: Białoruś, Polskę, Niemcy, Holandię, Szwajcarię, Włochy, Czechy, Austrię. Nie było to zbyt meczące, bo podróżowaliśmy małymi odcinkami po 300, 400 km w czasie, kiedy nasz syn spał w ciągu dnia w dziecięcym foteliku na tyle samochodu. W niektórych miastach zatrzymywaliśmy się nawet na pięć dni. Uwielbiam podróżować samochodem, zwłaszcza po autostradach europejskich, które są po prostu stworzone dla takiej jazdy. Lubię obserwować życie ludzi, którego nie widać z perspektywy samolotu. Ogólnie mówiąc, podróżując samochodem można zobaczyć prawdziwe oblicze danego kraju. Co do egzotycznych kierunków, to kiedyś odwiedziliśmy Malediwy. To nie jest zbyt odpowiednie miejsce na odpoczynek z małym dzieckiem.

Źródło artykułu: