Agata Mróz-Olszewska. Krótka chwila szczęścia

 / Na zdjęciu: Agata Mróz-Olszewska
/ Na zdjęciu: Agata Mróz-Olszewska

- Ona już na zawsze będzie bohaterką - twierdzi słynny siatkarz Giba. Agata Mróz-Olszewska żadną bohaterką nigdy być nie chciała. Pragnęła tylko grać w siatkówkę, mieć przyjaciół, być szczęśliwą żoną i matką. I była, choć jedynie przez krótką chwilę.

- Gdy o niej myślę, za każdym razem przypomina mi się jej śmiech. Radosny i głośny. I ten specyficzny grymas, jaki miała na twarzy, gdy rzucała kpiący żart - wspomina Małgorzata Glinka-Mogentale. Na boisku "Maggie" zdobywała razem z Agatą złote medale mistrzostw Europy, w życiu prywatnym była jej bliską przyjaciółką.  -Zapamiętałam ją jako piękną, energiczną i pozytywnie nastawioną do świata kobietę - mówi.

Większość Polaków, poza kibicami siatkówki, usłyszało o Agacie Mróz-Olszewskiej, kiedy była już ciężko chora. Media obiegały jej zdjęcia, na których widać, jak leży na łóżku szpitalnym. Blada i wycieńczona. Powalona przez śmiertelną chorobę, ale  uśmiechnięta i pełna nadziei. Ta nadzieja była w niej cały czas. Od momentu, gdy jako 17-letnia dziewczyna dowiedziała się, co to jest mielodysplazja szpiku kostnego.

Nigdy nie lubiła rozmawiać o tym, co ją spotkało. Nawet z przyjaciółmi. - Rzadko rozmawiała o swojej chorobie, zdawała się odrzucać to, co złe. Bywało że lekarz powiedział jej, że nie może jechać na obóz, a ona się na nim stawiała. Potem były telefony ze szpitala, a Agata z płaczem mówiła, że chce zostać, że to jej decyzja - opowiada Glinka.

Agata Mróz-Olszewska trudnych decyzji musiała podjąć wiele. Jeszcze jako kadetka i juniorka kilka razy przerywała siatkarską karierę, aby podratować zdrowie. Bywało, że nie słuchała ani zaleceń lekarzy, ani rad trenerów. - Czasem na dłuższym turnieju trener Andrzej Niemczyk dawał jej więcej odpoczynku, bo wiedział, że ze względu na chorobę tego potrzebuje. Nie przychodziła na trening, mogła dłużej pospać, zrelaksować się. Nie zawsze chciała jednak z tego korzystać. Tylko wtedy, kiedy już naprawdę nie dawała rady. Z zewnątrz nie było jednak po niej widać choroby - twierdzi Glinka.

Długa znajomość i dwa złote medale mistrzostw Europy łączyły Agatę Mróz - Olszewską również z Katarzyną Skowrońską-Dolatą. Znały się od 15. roku życia. Razem stawiały pierwsze kroki w profesjonalnej siatkówce. - Już w Szkole Mistrzostwa Sportowego wiedziałam, że Agata ma problemy z chorobą, która nie była jeszcze wtedy zdiagnozowana. W klasie maturalnej podupadała na zdrowiu. Gorzej znosiła trudy wysiłkowe i wolniej się regenerowała. Mimo to miała godną podziwu pasję do tego sportu.

Tą pasją podbiła do reszty serca polskich kibiców. Nie tylko świetną grą na środku siatki, czuciem w bloku i atakiem z obiegnięcia. Do dziś nie ma w Polsce środkowej, która tak świetnie potrafi połączyć te wszystkie elementy. Jeszcze bardziej imponowała charakterem, niezwykłą zaciętością. - Była walczakiem. Nie odpuszczała nawet wtedy, kiedy jej drużyna przegrywała 5:20 i mobilizowała koleżanki - mówi Glinka.

Trener Andrzej Niemczyk, który przez kilkanaście lat walczył z rakiem i wiedział, co to śmiertelna choroba, bardzo liczył, że urodzenie dziecka jeszcze bardziej zmobilizuje Agatę do walki z nią. Jako jeden z nielicznych namawiał ją, by zaszła w ciążę. Wierzył, że to pomoże jej w walce z nowotworem, wzmocni jej organizm, doda siły fizycznej i mentalnej.

O tym, że zostanie matką, dowiedziała się, kiedy choroba zaatakowała bardzo mocno. Kilka miesięcy wcześniej musiała zrezygnować z gry w hiszpańskiej Gruppo 2002 Murcja, gdzie w sezonie 2006/2007 występowała razem z Glinką, i zakończyć karierę. Pewnego dnia, będąc już w Polsce, zadzwoniła do przyjaciółki do Hiszpanii. Rozmowę zaczęła słowami: "Gosia, jestem w ciąży". Po chwili obie płakały z tego samego powodu w miejscach oddalonych od siebie o tysiące kilometrów.

Dla jej męża Jacka Olszewskiego radosna wiadomość również był szokiem. Przez chwilę myślał nawet, że to żart. Wybuchnął śmiechem. Dopiero, kiedy zdał sobie sprawę, co to możne oznaczać, przestraszył się. Jego żona również, ale wiedziała, że przy jej chorobie po przeszczepie szpiku nie będzie już mogła zostać matką. - Lekarze proponowali usunięcie ciąży - mówił Jacek Olszewski. - Na szczęście spotkaliśmy też takich, którzy zrozumieli naszą sytuację i zdecydowali, że pomogą.

- To było jej wielkim marzeniem, ale i wyzwaniem dla niej. Martwiłam się o nią. Tak bardzo chciała dać życie dziecku, że nie przejmowała się tym, co będzie z nią -  wspomina Glinka. Dla Agaty Mróz ciąża była znakiem od Boga. Podkreślała to w każdym wywiadzie. Uznała to za sygnał, że w życiu czeka ją jeszcze coś dobrego i że zasługuje na szczęście.

Zaakceptowała ryzyko, chociaż niektórzy lekarze odradzali poród. Mówili wprost, że może to przypłacić życiem. Ona jednak wszystko sobie dokładnie zaplanowała. Najpierw poród, potem przeszczep. Tygodniami przebywała w szpitalu. Przygotowywała się i do porodu, i do operacji. W tym czasie trzeba było nieustannie przetaczać jej krew.

Liliana urodziła się 4 kwietnia 2008. Trzy dni później Agata obchodziła 26. urodziny. A już 22 maja lekarze zdecydowali się na transplantację. - Nie dopuszczałam do siebie, że może się stać coś złego. Cały czas słyszałam od niej, że to tylko zabieg. Nic wielkiego. Jej słowa sprawiały, że nie bałam się tej operacji - tłumaczy Glinka.

Po zabiegu najpierw wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, ale potem Agata zaczęła słabnąć. Na gwałt potrzebna była krew. Jej rodzice w poszukiwaniu dawców dzwonili do kogo mogli. Znaleźli ich między innymi w braciach Katarzyny Skowrońskiej. - Miała rzadką grupę, ale akurat oni byli zgodnymi dawcami. Oddawali, ile mogli. Przez to wiedziałam, co się dzieje z Agatą i że jest z nią coraz gorzej. Myślałam jednak, że zwalczy kryzys, wytrzyma.

Kiedy Agata Mróz-Olszewska walczyła o życie, koleżanki przygotowały się do walki o prawo występu w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Ona też strasznie chciała tam z nimi być. Ówczesny trener Polek, Marco Bonitta, na pewno znalazłyby dla niej miejsce w zespole. Miał przecież w pamięci, jak świetnie zagrała przeciwko Włoszkom w finale mistrzostw Europy w 2005 w Zagrzebiu. Trzy lata później najlepsza polska środkowa toczyła jednak inną walkę. Kibicowała jej cała Polska. Nie tylko siatkarska. I wszyscy stawiali na zwycięstwo.

- Wiadomość o jej śmierci była dla mnie szokiem - wspomina Skowrońska. A Glinka wyznaje, że kiedy rano 4 czerwca 2008 obudził ją jej mąż Roberto i powiedział, że Agata Mróz nie żyje, nie uwierzyła. Rzuciła w jego stronę przekleństwem i szturchnęła, przestrzegając, by nie robił sobie takich głupich żartów. Potem spojrzała jednak na ekran telefonu komórkowego. Miała ponad trzydzieści nieodebranych połączeń. I wtedy zaczęło do niej docierać, że to prawda. Nie tylko ona nie mogła w to uwierzyć.

Małgorzata Glinka również szukała odpowiedzi na to, co się wydarzyło. - W głowie pojawiały się różne pytania. Jeżeli Agata nie była gotowa do przeszczepu, po co go robiliśmy? Czy nie mogliśmy poczekać, aż się zregeneruje po porodzie? Nie mogłam zrozumieć, dlaczego lekarze zdecydowali się na operację zaledwie miesiąc po tym, jak urodziła się Liliana - wspomina po latach moment, kiedy dowiedziała się, że jej przyjaciółka odeszła. Wtedy nie potrafiła się z tym pogodzić, a słuchając tonu jej głosu można odnieść wrażenie, że po dziewięciu latach nadal się nie pogodziła.

- Jak ten czas szybko leci... - mówi Skowrońska. - Wciąż, za każdym razem jak mówię o Agacie, łza kręci się w oku. Tak mi przykro, że już jej nie ma.... - dodaje.

- Kiedy odchodzi bliska osoba, pustka jest ogromna. Jacek, mąż Agaty, ułożył sobie na nowo życie i to jest super. Ona na pewno też by się z tego cieszyła - Małgorzata Glinka jest tego pewna. Cieszy się z tego córka Agaty, która szybko odnalazła wspólny język z nową partnerką ojca. - Na początku była zazdrosna, ale widzi tatę szczęśliwego i uśmiechniętego - powiedział Jacek Olszewski w jednym z wywiadów.

- Od czasu do czasu spotykam się z Jackiem i widzę, jak to dziewczę rośnie. Jest podobna i do taty, i do mamy. Widzę w niej Agatę i kiedy na nią patrzę, za każdym razem serce bije szybciej - przyznaje Skowrońska. - Dla mnie najważniejsze jest to, żeby Lilka była zdrowa. Rodzina na pewno dba o to, żeby malować jej wspaniały obraz jej mamy - mówi Glinka.

Agata nigdy nie poddała się chorobie. Nie przegrała żadnej walki z nią. Po prostu odeszła. Decyzji o urodzeniu córki nigdy nie żałowała. Mówiła, że gdyby miała jeszcze raz wybierać, zrobiłaby to samo, a Liliana jest najwspanialszą rzeczą, jaka ją w życiu spotkała.

Pamięć o niej jest jedną z rzeczy, które cementują grupę reprezentantek Polski z czasów jej sukcesów w poprzedniej dekadzie. - Cały czas jesteśmy w kontakcie. Na jednym z komunikatorów mamy założoną grupę, tam do siebie piszemy i wysyłamy życzenia. W tym roku będzie przełom. Po raz pierwszy od pogrzebu zamierzamy się spotkać wszystkie razem i chcemy z tego zrobić naszą tradycję - deklaruje Skowrońska.

Agata Mróz - Olszewska zostawiła po sobie coś jeszcze. W ostatniej dekadzie nikt od niej nie zrobił w Polsce więcej dla idei krwiodawstwa i rejestrowania się w bazie dawców szpiku. Cała Polska z zapartym tchem śledziła jej walkę z chorobą, a ludzie masowo oddawali krew. Sama, będąc już u kresu sił, udzielała wywiadów, w których tłumaczyła, jak ważne jest pomaganie innym. Po jej śmierci w całym kraju powstawały organizacje promujące krwiodawstwo i krwiolecznictwo.

Dwukrotna mistrzyni Europy należała do wąskiego grona ulubionych "Złotek" Andrzeja Niemczyka. Jej śmierć była dla niego ciosem. Tak wielkim, że gotów był zamienić się z Agatą miejscami. Nie mógł przeboleć, że zmarła po udanym przeszczepie szpiku z powodu infekcji. - Gdyby starczyło jej siły na jeszcze dwa-trzy dni walki z infekcją, to przetrwałaby kryzys i dziś była spełnioną matką, żoną, sportsmenką. Kto wie... - pisał w swojej biografii.

[color=#111111]Rocznice śmierci zmarłego przed rokiem Niemczyka i jego ukochanej siatkarki dzielą zaledwie dwa dni. Gdy trener zmarł, ludzie silnej wiary mówili, że rozmawia teraz o siatkówce z Agatą. W książce nazwał ją jedną z najcudowniejszych kobiet, jakie w życiu poznał. I żartował, że nawet z piekła, na pewno jej pomacha.

Współpraca: Grzegorz Wojnarowski[/color]

Źródło artykułu: