Gdyby nie było Piotra Gruszki, należałoby go wymyślić - mawiał nieodżałowany Zdzisław Ambroziak. To dowcipne, przewrotne, a przy tym zaskakująco trafne stwierdzenie ma swoje zastosowanie również w przypadku Michała Winiarskiego. Dobrze, że nie wybrał piłki nożnej, w którą jako nastolatek też grał świetnie (był kapitanem reprezentacji województwa). Kiedy miał 15 lat zdecydował, że woli piłkę, którą odbija się rękami i tak oto dla polskiej siatkówki wymyślił się sam.
Mimo dwóch metrów wzrostu sprawny jak akrobata. Doskonały technicznie, dynamiczny, choć po urazie barku sprzed ośmiu lat niestety już mniej, ze świetnym czuciem w przyjęciu zagrywki. O kimś takim, kto potrafi trzymać grę zespołu tak w ofensywie, jak i w obronie, marzy każdy trener. Do tego, w opinii kolegów, facet, którego nie da się nie lubić. Kaowiec, który swoimi dowcipami dba o atmosferę w drużynie. Do tego najlepszy śpiewak wśród siatkarzy i najlepszy siatkarz wśród śpiewaków.
Zdaniem Ryszarda Boska to rzadki przypadek osoby, o której nic złego nie da się powiedzieć. No, może tyle, z roztargnienia potrafił zapomnieć meczowej torby czy biletu lotniczego. Ale jego wieloletni kolega Krzysztof Ignaczak zaznacza, że szkodliwość jego tego typu czynów była zwykle mała. "Igła" żartuje, że to przez wszystkie teksty piosenek, które zna "Winiar", bo jego zdaniem 90 procent kory mózgowej Michała jest wypełnione muzyką.
Pierwsze złoto
Grzegorz Ryś w Szkołach Mistrzostwa Sportowego w Rzeszowie i w Spale był trenerem Winiarskiego przez pięć lat, od 1998 do 2003 roku. Wspomina, że na początku Michał wyróżniał się motoryką, ale nie był zbyt wysoki (192 centymetry) i nie skakał wysoko (zasięg w ataku 313 cm). Na szczęście i jedno i drugie szybko się poprawiło - w klasie maturalnej miał już równe dwa metry, a atakując piłkę sięgał trzech i pół.
W juniorskiej reprezentacji trener Ryś zrobił z niego kapitana. Czas i wyniki pokazały, że to był znakomity wybór. W półfinale młodzieżowych mistrzostw świata 2003 w Teheranie Winiarski pokazał, że kapitan do końca stara się ratować tonący okręt i schodzi z niego ostatni. Biało-Czerwoni grali wtedy z Bułgarią. Na przeciwko nich stał Matej Kazijski, przyszły gwiazdor globalnej siatkówki, wtedy dopiero co przestawiony z rozegrania na przyjęcie, ale już bardzo groźny.
Pierwszego seta Polacy przegrali 21:25. W drugim ich gra wciąż się nie kleiła, Ryś zaczął robić zmiany. Na boisku zostawił tylko środkowego Dariusza Szulika, libero Marcina Krysia i właśnie Winiarskiego. - Bułgarzy prowadzili w tej partii 24:21. Do prowadzenia 2-0 wystarczała im jedna udana akcja. W tym momencie Michał przeszedł na prawy blok, na wprost Kazijskiego. I dwa razy z rzędu go zablokował - wspomina Ryś w rozmowie z WP SportoweFakty. - Wygraliśmy 27:25. To odwróciło losy seta i całego spotkania. Bułgarzy przestali wierzyć i mecz się skończył - opowiada.
W finale młodzi Polacy wzięli rewanż na Brazylijczykach za porażkę w grupie 0:3 i pokonali ich po tie-breaku. Najlepszym graczem irańskiego turnieju powinien zostać Winiarski. - Trzymał naszą grę i praktycznie nie schodził z boiska. Z jakichś niezrozumiałych powodów żaden z Polaków nie dostał nagrody indywidualnej. To był szok nie tylko dla mnie, że Winiarski nie otrzymał wyróżnienia, a dostawali je chociażby Irańczycy - wspomina Ryś.
MVP turnieju został wtedy reprezentant Brazylii Wallace Martins, który wielkiej kariery potem nie zrobił. W przeciwieństwie do tych, którzy w meczu o złoto byli od niego lepsi - Winiarskiego, Mariusza Wlazłego czy Marcina Możdżonka.
Częstochowa, Bełchatów, Włochy
Mistrzostwo świata juniorów "Winiar" zdobywał już jako zawodnik AZS-u Częstochowa, w którym grał wtedy razem z Krzysztofem Ignaczakiem. - Przychodził do Częstochowy jako wielki talent, zbawienie polskiej siatkówki i musiał to udźwignąć - mówi "Igła". Udźwignął. Szybko stał się zawodnikiem podstawowego składu, zarówno na boisku, jak i poza nim.
- Ten zespół z Częstochowy miał chyba najlepszy klimat. Damian Dacewicz, Michał Bąkiewicz, Grzesiek Kokociński, byliśmy młodzi, niezależni. Nie mieliśmy jeszcze dzieci, więc spędzaliśmy razem dużo czasu robiąc różne dziwne rzeczy - wspomina Ignaczak.
Po AZS-ie była Skra Bełchatów, najsilniejszy wówczas zespół w kraju, i pierwszy tytuł mistrza Polski. Zaraz po nim - transfer do Włoch. Winiarski, wówczas już siatkarska gwiazda, jeden z najlepszych graczy przełomowych dla polskiej siatkówki mistrzostw świata 2006 i ich srebrny medalista, mógł przebierać w ofertach. Rosjanie płacili najwięcej, ale on wybrał Trentino Volley. Ten kierunek podpowiedział mu Ryszard Bosek, który był wtedy jego menadżerem.
- Zasugerowałem mu, żeby najpierw pojechał do Włoch, bo tam się rozwinie, a dopiero potem myślał o pieniądzach. I posłuchał mnie. Wiedział, że może korzystać z doświadczenia ludzi, którzy coś przeżyli w życiu i chcą mu pomóc. To mi się u niego podobało - mówi nam Bosek.
Był najlepszy, i wtedy się zaczęło
W Trydencie Winiarski grał przez trzy lata. Wygrał Ligę Mistrzów, zdobył mistrzostwo Włoch. Były też jednak rozczarowania. Porażka w ćwierćfinale Igrzysk Olimpijskich w Pekinie 2:3 z Włochami - to właśnie on nie skończył piłki, po której rywale zdobyli w tie-breaku punkt na wagę zwycięstwa. I kontuzje.
W 2009 roku słynny Nikola Grbić, wówczas klubowy kolega z Trentino, nazwał Winiarskiego najlepszym siatkarzem na świecie - bystrym, spostrzegawczym, dokonującym w czasie meczu najlepszych wyborów. Graczem kompletnym pozbawionym słabych stron. To nie była kurtuazja. W tym czasie Polaka naprawdę można było uważać za siatkarski numer 1. Niedługo później zaczęły się jednak problemy z urazami. Problemy, które nie ustały aż do końca kariery.
Najpierw był bark i długa przerwa w grze. Triumf swoich kolegów w mistrzostwach Europy 2009 Winiarski mógł oglądać tylko w telewizji. Potem także problemy z kręgosłupem. Nie brakuje takich, którzy uważają, że "Winiar" zdrowiem okupił pracę pod okiem Radostina Stojczewa, który przez dwa sezony trenował go w Trentino. Bułgar jest uważany za jednego z najlepszych trenerów świata, sukcesy ma ogromne, ale metody zabójcze dla zdrowia.
Bosek pamięta sytuację, gdy Stojczew namówił Winiarskiego do zbyt wczesnego powrotu na boisko po kontuzji. - Lekarz sugerował mu, że nie powinien grać meczu. Trener go jednak przekonał. W tym spotkaniu uraz barku mu się odnowił i od tego się zaczęło - wspomina były selekcjoner reprezentacji Polski.
W 2009 roku kontrakt Winiarskiego wykupiła Skra. Siatkarz zgodził się na niższą pensję, by móc się wyleczyć. Udało się i w Bełchatowie zdobył dwa kolejne mistrzostwa Polski, a z drużyną narodową srebro Pucharu Świata 2011 i złoto Ligi Światowej 2012. Tylko na igrzyskach znów się nie udało.
Do jakiego sportu miał jeszcze talent Winiarski i co powie Ryszard Bosek emerytowanemu już siatkarzowi? O tym na następnej stronie.
[nextpage]Cena mistrzostwa
Mistrzostwa świata 2014, apogeum kariery nie tylko dla Winiarskiego, ale i dla Mariusza Wlazłego, Pawła Zagumnego czy Marcina Możdżonka. "Winiar", mimo powracających problemów ze zdrowiem, nie mógł ich opuścić.
Kontuzje nie stępiły jego ducha walki, zawziętości i ambicji, które obrazuje pewne anegdota. - Zdarzało się nam grać razem w tenisa - mówi Ryszard Bosek. Ja w tym czasie byłem lepszy, bo grałem więcej od niego, ale Michał zawsze robił wszystko, żeby mnie pokonać. Kiedyś, gdy graliśmy na hali, o mały włos nie zrobił sobie poważnej krzywdy. Poszedł do piłki, do której nie powinien iść i wpadł na betonową ścianę. Taki był zawzięty. Trochę się poobijał, ale ambicja kazała postąpić w ten sposób.
Tak jak wtedy na korcie tenisowym, tak i w czasie rozgrywanych w Polsce mistrzostw Winiarski poskromił ból i robił co w jego mocy, żeby zwyciężyć. Przez cały turniej był filarem drużyny, jej kapitanem, aż w końcówce trzeciego seta niezwykle ważnego meczu z Iranem upadł na parkiet. Kręgosłup.
Na ławkę zszedł przy pomocy kolegów. Do szatni - z masażystą. Tego wieczoru nie był w stanie iść o własnych siłach, a mimo to kilka dni później wrócił do gry. W łódzkim szpitalu MSWiA wykonano mikroskopijnie precyzyjny zastrzyk, który na ostatnie dni turnieju zagłuszył ból i pozwolił mu, po raz drugi w życiu, walczyć z Brazylijczykami o złoto. A po meczu - wznieść w górę puchar dla najlepszej drużyny świata.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 62. Ryszard Pawłowski: Jestem dumny z wejścia na K2. Marzę, żeby Polacy jako pierwsi zdobyli tę górę zimą [4/5]
Kto wie, być może za życiowy sukces Winiarski zapłacił kilkoma latami kariery. Po ostatnim meczu turnieju ogłosił, że kończy z grą w reprezentacji, ale wtedy każdy chyba myślał, że któregoś dnia pewnie jeszcze do niej wrócił. Nie wrócił. Po niespełna trzech latach, spędzonych w dużej mierze na leczeniu kontuzji kręgosłupa, powiedział "pas".
"Winiarski to człowiek, który zapłacił największą cenę za to, że miliony Polaków w 2014 roku mogły cieszyć się z mistrzostwa świata" - napisał dziennikarz "Dziennika Łódzkiego" Paweł Hochstim. I dodał, że jego zdaniem organizm "Winiara" powiedział dość właśnie w trzecim secie meczu z Iranem. Siatkarz długo nie chciał się z tym pogodzić, robił co mógł, żeby przedłużyć karierę. W końcu jednak uznał, że nie może dłużej ryzykować zdrowiem.
- Bardzo szkoda, że tak szybko skończył. Mógł jeszcze kilka lat pograć, uczyć młodych. Gdyby nie kontuzje, przez kilka lat grałby jeszcze na bardzo wysokim poziomie, bo jest siatkarzem wyjątkowo technicznym - zaznacza Bosek.
Hulaj dusza, piekła nie ma
Znaleźć zawodnika, który dorówna Winiarskiemu na boisku, będzie niezwykle trudno, ale chyba jeszcze trudniejsze zadanie czeka tego, kto postanowi zmierzyć się z jego pozasportową rolą. Ci, którzy go znają, zgodnie podkreślają jego wyjątkowy zapał do robienia dowcipów. Zdarzało się, że dzwonił do kolegów, którzy szli kilka metrów przed nim, i negocjował z nimi kontrakty. I to naprawdę solidne. W ten sposób przeprowadzał też wywiady, a że świetnie naśladował głos jednego z dziennikarzy, "ofiarom" trudno było się zorientować, że są wkręcani.
Inny jego popisowy numer to krzyż z plastrów na plecach. - Któregoś dnia wymyślili sobie z Mariuszem Wlazłym, że będą robili "wyprawy krzyżowe". Jeżeli we dwóch do ciebie podchodzili, to już było wiadomo, że coś może się wydarzyć. A poklepywanie po plecach oznaczało zazwyczaj, że przybijają plaster - opowiada Ignaczak.
- Zdarzało się też chowanie różnych rzeczy do torby, zwykle o znaczącym ciężarze. Trzeba też było uważać, żeby nie zjeść posolonego arbuza. Jak coś smakowało dziwnie, a Michał był w pobliżu, od razu padało oskarżenie w jego stronę, nawet jeśli nie miał z tym nic wspólnego - wspomina kolega "Winiara" z reprezentacji Polski, AZS-u Częstochowa i Skry.
Jego znaki rozpoznawcze to nie tylko poczucie humoru, ale też roztargnienie, zdaniem Ignaczaka wynikające z zamiłowania do muzyki. - Zdarzało mu się zapomnieć torby na mecz czy nie wziąć ze sobą biletu. Śmiałem się że to dlatego, że 90 procent jego kory mózgowej jest wypełnione muzyką. To najlepszy śpiewak wśród siatkarzy i najlepszy siatkarz wśród śpiewaków. Zna w całości mnóstwo tekstów piosenek i one zabierają mu chyba zbyt dużo pamięci - żartuje "Igła", który kiedyś sam zamieścił w mediach społecznościowych filmik, na którym Winiarski mierzy się z przebojem Gotye "Somebody That I Used To Know".
- Pamiętam, że Michał na swoim weselu zrobił karaoke i przez to wszyscy mieliśmy potem zdarte gardła, bo wyliśmy do księżyca do białego rana. Nam się wydawało, że śpiewamy bardzo dobrze. Na taśmie brzmiało to trochę inaczej - śmieje się wieloletni libero polskiej drużyny narodowej. Dodaje jednak, że Winiarski śpiewać potrafi całkiem nieźle. Tak jak grać w piłkę, bo przecież do 15 roku życia nie wiedział jeszcze, czy chce zostać zawodowym siatkarzem, czy futbolistą.
- Bardzo dobrze drybluje, gdyby poświęcił się temu sportowi, z powodzeniem poradziłby sobie w zawodowej piłce, może nawet na poziomie ekstraklasy. Umiejętności miał duże, chociaż wyżej postawiłbym Dawida Murka. Dawid potrafił strzelić i lewą, i prawą nogą. Misiek musiał robić "przekładkę" - zdradza Ignaczak.
Czas sprzedać swoją wiedzę
Od momentu ogłoszenia przez Winiarskiego decyzji o zakończeniu kariery Ryszard Bosek nie zdążył z nim jeszcze porozmawiać. Ale na pewno to zrobi. - To zawsze jest trauma. Jak już ochłonie, wypijemy sobie jakieś dobre wino.
Ignaczak uważa, że "Winiar" nie zawiódł tych, którzy piętnaście lat temu uważali go za zbawienie naszej siatkówki. Przecież od kiedy pojawił się w reprezentacji, Polska wróciła na siatkarski szczyt. Teraz wszyscy liczą na to, że pozostanie przy tym sporcie.
- Co mu powiem, jak się spotkamy? Żeby sprzedał to wszystko, co wie, młodym ludziom - mówi Bosek. - Ktoś taki jak on powinien mieć wpływ na swoich następców. Zaangażować się w to, żeby się pojawiali.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)