WP SportoweFakty: We wtorek na Torwarze wszyscy zobaczyli zupełnie inną drużynę niż w ostatnich trzech przegranych meczach ligowych i to przełożyło się niespodziewane zwycięstwo. Zmieniliście dietę czy może były jakieś inne czynniki, które dały wam tyle energii i pasji w grze?
Andrzej Wrona: Po meczu z Effectorem odbyliśmy męską rozmową w drużynie i to na pewno pomogło. Pokazaliśmy wolę walki i - czasem trochę udawaną - pewność siebie. Rywale też nam pomogli i bardzo wzmocnili naszą motywację, którą i tak po trzech porażkach mieliśmy wysoką.
Jak wzmocnili?
- Poczuliśmy się zlekceważeni, kiedy dowiedzieliśmy się, że Czarni nie planują ani jednego treningu na Torwarze przed meczem. Że tylko podjadą pod halę, wypiją kawę w okolicy, zagrają i wrócą do Radomia z trzema punktami. Rozumiem, że się nas nie bali, bo jesteśmy znacznie niżej od nich w tabeli, a ostatnie spotkania przegraliśmy, ale nie wolno nas lekceważyć. Mam nadzieję, że żaden inny zespół w PlusLidze już nawet nie pomyśli o tym, żeby tak sobie wpaść na Torwar po łatwe trzy punkty prosto z autokaru. Myślę, że było po nas widać, że jesteśmy wściekli, a nasza gra sama się nakręcała.
Ale obecność Pawła Zagumnego też wam pomogła?
- Guma jest oczywiście takiej klasy zawodnikiem, że nawet jak kilka miesięcy nie trenuje i nie jest do końca zdrowy, to i tak jest jednym z najlepszych rozgrywających polskiej ligi i nie tylko polskiej. On wszystko widzi i analizuje, a braki kondycyjne nadrabia techniką i kombinowaniem. Widać było, że powrót na boisko po tak długiej przerwie (Zagumny ostatni raz rozegrał mecz w połowie grudnia 2016 - przyp. red.) sprawił mu ogromną radość i momentami wręcz czarował na rozegraniu.
Trudno za wami nadążyć. Miesiąc temu wygraliście z PGE Skrą za trzy punkty, potem znowu seria porażek i teraz znienacka pokonanie Cerrad Czarnych. Wszystkim w lidze forma faluje, ale wam wręcz wyjątkowo.
- Nasze problemy zaczęły się po meczu z Lotosem. Przegraliśmy spotkanie, które mogliśmy wygrać, zacinaliśmy się w końcówkach i to nam podcięło skrzydła. A późniejszy mecz w Bielsku to już była katastrofa. Przyznam, że sam za każdym razem jestem ciekaw, jaki mecz nam wyjdzie, bo to jest zupełnie nieprzewidywalne. Jak znajomi mnie pytają przed spotkaniem "jak forma?", to ja zawsze odpowiadam, że nie mam zielonego pojęcia. Po tygodniu świetnych treningów możemy zagrać piach w meczu i odwrotnie - po fatalnym treningu możemy wyjść na boisko i zagrać rewelacyjnie. Nawet po pierwszym secie nic jeszcze nie wiadomo, bo ile to już razy zagraliśmy świetnego pierwszą partię i przegraliśmy następne trzy?
ZOBACZ WIDEO Niespodziewany remis mistrza Włoch. Zobacz skrót meczu Udinese - Juventus [ZDJĘCIA ELEVEN]
Radomianie sprawiali wrażenie mocno zaskoczonych, a nawet oszołomionych w pierwszej partii, jak by wszystko układało się zupełnie inaczej, niż zakładali. To z powodu wyjścia Pawła Zagumnego w szóstce?
- Przede wszystkim Torwar jest bardzo trudną halą. Tu jest specyficzne oświetlenie, do którego trzeba się przyzwyczaić. Większość zawodników Czarnych pierwszy raz w życiu stanęła na tym boisku i moim zdaniem to właśnie spowodowało, że wyglądali na zagubionych. Zwłaszcza w polu serwisowym i w rozegraniu im to przeszkadzało. Potrzebowali dwóch setów, żeby poczuć się bardziej swojsko i to było widać w trzeciej partii. Poza tym pewnie oglądali na odprawach nasze ostatnie pojedynki, z BBTS i Effectorem, więc rzeczywiście mogli być zaskoczeni naszą dobrą grą. I tym, że od pierwszej piłki do ostatniej szliśmy w ogień i całym zespołem gryźliśmy wręcz boisko. A jak dostaliśmy w ryj w trzecim secie, to w czwartym wróciliśmy i oddaliśmy mocniej.
To co będzie dalej z wami? Kolejny mecz to pojedynek z MKS Będzin na wyjeździe.
- Szalenie trudny teren, gdzie czasem mocniejsi od nas gubili punkty. W tej hali nieprzyzwyczajonym gra się fatalnie, co MKS bardzo dobrze wykorzystuje. To ich wielki atut. Mam nadzieję, że uda nam się zagrać z podobnym nastawieniem i złością, co przeciwko Czarnym. Bo ta złość w nas jest. Jesteśmy wściekli, że jesteśmy takimi trochę frajerami PlusLigi w tym sezonie. Może to za mocno powiedziane, ale wszyscy mamy poczucie, że czasem zupełnie frajersko oddawaliśmy punkty i wiele razy mogliśmy ugrać seta więcej. Przecież potrafimy zagrać tak jak przeciwko Czarnym czy tak, jak z PGE Skrą, więc ten potencjał w nas jest. I ta złość i frustracja w nas siedzą, chodzimy wkurzeni, bo wiemy, że stać nas na więcej. Jesteśmy jak tykająca bomba, a Czarni po prostu kopnęli w zapalnik.
Przegrywając z Effectorem straciliście szansę na ósemkę. Może to wam pomogło, skoro graliście już o nic?
- Jak to o nic? My gramy o honor i o to, żeby po zakończeniu sezonu móc sobie spojrzeć w oczy. Chcemy móc sobie powiedzieć po ostatnim meczu: bywało różnie w tym sezonie, ale wyszliśmy z tego i pokazaliśmy jaja. Domyślam się, że sponsorzy i kibice są rozczarowani, bo oczekiwania były większe, ale teraz już nie ma co o tym myśleć. Teraz gramy o to, żeby na koniec sezonu czuć się pełnowartościową drużyną z pełnowartościowymi graczami, bez względu na to, kto z nas tu zostaje, a kto odchodzi. Trzeba to skończyć z klasą.
Skoro jesteśmy przy nowym sezonie, to czy pan zostaje w Warszawie?
- Mój kontrakt kończy się w czerwcu i jestem w trakcie rozmów z władzami klubu na temat przedłużenia go, ale żadne decyzje jeszcze nie zapadły. Warszawa jest moim miastem i moim domem i chciałbym zostać dłużej i zrobić więcej dla stołecznej siatkówki, niż udało mi się w tym sezonie. Ale nie tylko moje chęci są decydujące, wiele innych czynników również będzie miało wpływ na ostateczną decyzję i klubu i moją.
Jest tajemnicą poliszynela, że władze klubu prowadzą też rozmowy ze Stephanem Antigą, który miałby objąć posadę trenera od nowego sezonu. Pan z nim zdobył mistrzostwo świata, ale z drugiej strony to jego decyzją potem przestał pan grać w reprezentacji Polski. Czy ewentualne przyjście Antigi to jeden z czynników, który może wpłynąć na pana decyzję?
- Nie chciałbym komentować pogłosek. Natomiast do Stephane'a nie mam żadnego żalu i z przyjemnością będę z nim znowu pracował, jeżeli nadarzy się taka okazja. Po pierwsze kadra a klub to dwie różne rzeczy. A po drugie wtedy to ja byłem niewystarczająco dobry na reprezentację i nie byłem w żadnym stopniu lepszy od tych środkowych, których wybrał. Żal za to mam wyłącznie do siebie.
rozmawiała Ola Piskorska