Dwa sety wygrane do 20 i 15, spokojne prowadzenie 22:18 w trzeciej partii, potem 12:6 w tie-breaku... Zespół Impela Wrocław nie mógł w półfinale Pucharu Polski kobiet narzekać na brak sytuacji, które mogły zostać przekute w końcowe zwycięstwo, wystarczyło tylko lub aż z nich skorzystać. Nie udało się i to Grot Budowlani Łódź zagrają w finale turnieju w Zielonej Górze. - Nie mam pojęcia i jestem wielce zaskoczona tym, co tutaj się stało. Po dwóch setach byłyśmy niesamowicie pewne siebie i wierzyłyśmy, że wynik będzie na naszą korzyść... I nagle coś się odwróciło nagle i zaskakująco. Trzeba będzie spojrzeć na to na chłodno i zanalizować, co się stało. Według mnie po tych dwóch udanych setach osłabłyśmy w każdym elemencie gry i tak doszło do tie-breaka - oceniła Natalia Mędrzyk, jedna z liderek dolnośląskiej ekipy w opisywanym, dość szalonym meczu.
Najbardziej bolesna dla zawodniczek Marka Solarewicza wydaje się świadomość, że mogły rozwiązać kwestię awansu już w trzecim secie, w którym toczyła się walka na przewagi, a siatkarki obu ekip robiły wszystko, by przełamać przeciwnika. Gdy wydawało się, że Impelki mogą zacząć się szykować do finału z Chemikiem Police, rozgrywającej Michy Hancock przytrafił się fatalny w skutkach błąd, który przedłużył mecz i pozwolił łodziankom na odrodzenie.
- Budowlane się odbudowały i tym razem łut szczęścia był po ich stronie. Po naszej stronie pojawiło się zawahanie w ataku, przyjęciu, zdarzyło się kilka błędów i nasze rywalki poszły dzięki temu do przodu. Czułam się pewnie, grało mi się dobrze, ale teraz to nie ma absolutnie żadnego znaczenia, bo wracamy do domu z lekkim dołkiem, ale od jutra zapominamy o wszystkim i szykujemy się na mecz w Dąbrowie Górniczej - zadeklarowała zawodniczka znana lepiej pod nazwiskiem panieńskim Kurnikowska.
Dla Mędrzyk Impel Wrocław jest drugim klubem w karierze, w którym ze względu na ligowe ogranie i występy w reprezentacji spoczywa na niej główna odpowiedzialność za wynik. Sama przyjmująca nie przejmuje się zbytnio tym faktem i po jej występie w półfinale (20 punktów, 46 proc. skuteczności w ataku, 2 bloki) widać było, że rola liderki jej nie krępuje. - Nadszedł taki czas, że ma się 25 lat i trzeba brać coraz więcej rzeczy na siebie i prezentować coś na boisku. Taka kolej rzeczy... A co do samej drużyny, myślę, że to była bardzo korzystna zmiana. Nie mogę narzekać, bo we Wrocławiu jest wszystko, czego oczekiwałam: super sztab i dobrze dobrany zespół, w którym nikt nie odstaje i wszyscy są pomocni. Zostałyśmy dobrze do siebie dopasowane pod względem charakterów, także osobom odpowiadającym za skład zespołu należą się brawa - uznała z uśmiechem siatkarka.
Michał Kaczmarczyk z Zielonej Góry
ZOBACZ WIDEO Trzy gole Barcelony. Zobacz skrót meczu z A. Bilbao [ZDJĘCIA ELEVEN]