Developres SkyRes Rzeszów z pewnością znał ligową zasadę "bij mistrza" i postanowił wcielić ją w czyn podczas półfinału Pucharu Polski kobiet z Chemikiem Police. Kiedy rzeszowianki wygrały czwartą partię 25:22 i doprowadziły do tie-breaka, mistrz kraju mógł poczuć się postawiony pod ścianą i niepewny dalszego przebiegu gry.
- Szczególne znaczenie dla losów tego meczu miała cała drużyna. Było w naszym składzie dużo rotacji i każda z nich coś nam dawała, miała swój pozytywny efekt. Najpierw Montano zagrała super w trzecim secie, a kiedy nie dawała rady, świetnie ją zastępowała Kasia Zaroślińska. Podobnie Jelenka (Blagojević - przyp. red.), która mnie zastąpiła w momencie niemocy, tak samo Ania Werblińska, która po wejściu na parkiet dała bardzo dużo od siebie. Potrzebny był nam prawdziwy team spirit i dzięki niemu wygrałyśmy ten trudny mecz - komentowała na gorąco Malwina Smarzek, autorka 14 punktów w czterech setach (33 proc. skuteczności w ataku, 1 blok i 2 asy serwisowe).
Trener Jakub Głuszak nie krył złości na swoje podopieczne, gdy te popełniały karygodne błędy w boiskowej komunikacji lub marnowały spokojne okazje do zdobycia punktu. Presja wywierana przez rywala nie była żadnym usprawiedliwieniem. - Myślę, że czasem może nas dopaść sytuacja, kiedy mamy w głowach, że do tej pory wygrałyśmy wszystko w lidze i podchodzimy do kolejnej gry z większą swobodą, czasem zdecydowanie zbyt dużą. Puchar Polski ma swoją rangę i podchodzi się do niego ze szczególną motywacją, natomiast zdarza się tak, że przez nerwy pod nogami osuwa się grunt. Było w naszych szeregach bardzo dużo nerwowości, widać to było po nas, po trenerze, po wszystkich w ekipie. Dlatego tym bardziej się cieszyłyśmy po udanych akcjach w piątym secie - tłumaczyła zmęczona, ale zadowolona reprezentantka Polski.
21-latka ma już za sobą spotkania w Lidze Mistrzyń i kadrze seniorek, nieraz musiała brać na siebie odpowiedzialność za wynik mimo młodego wieku. Dlatego wydawałoby się, że gry w krajowym pucharze nie powinny szczególnie mocno stresować Smarzek. Nic bardziej mylnego. - Bardzo się stresuję i przeżywam te mecze! Wściekam się na siebie, kiedyś coś mi nie wychodzi tak, jak chciałam i przekonuję się, że muszę się jeszcze wiele nauczyć. Przez stres zdarza mi się popełniać głupie błędy i jeszcze sama dodatkowo się po nich "nakręcam". Takie spotkania pokazują moje braki i tym bardziej się cieszę, że mam wokół siebie takie zawodniczki, które pomagają niezależnie od sytuacji - mówiła przyjmująca Chemika.
W wielkim finale zmierzą się ekipy z Polic i Łodzi, zmęczone po pięciosetowych, stresujących bataliach. Szybka regeneracja organizmów zawodniczek będzie miała wielkie znaczenie w finale turnieju, zaplanowanym na niedzielę 5 lutego o godzinie 14:45. - W takich turniejach nie myśli się za bardzo o zmęczeniu. Na pewno wyjdziemy na finał gotowe na walkę, bo jestem pewna, że to nie będzie łatwiejszy mecz od tego z rzeszowiankami - oceniła Smarzek.
Michał Kaczmarczyk z Zielonej Góry
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji