5 grudnia tego roku w katowickich Szopienicach rozpoczęło się oficjalne odliczanie do siatkarskich mistrzostw Europy organizowanych w Polsce. Do obiektu siatkarzy GKS-u Katowice zaproszono 300 uczniów okolicznych szkół podstawowych, którzy wzięli udział w sportowych grach i zabawach wraz z Waldemarem Wspaniałym, Sebastianem Świderskim, Piotrem Gruszką i aktorką Anną Guzik (uroczystość uświetnił także Andrzej Wrona, który wraz z zaproszonymi gośćmi odpowiadał na pytania młodzieży). Wydarzenie prowadził Marcin Prus, który przy okazji promował swoje najnowsze dzieło: książkę "Mistrzem być", skierowaną do młodszych czytelników.
WP SportoweFakty: Podejrzewam, że czuł pan satysfakcję, kiedy setki młodych dzieciaków choć na chwilę porzuciło smartfony i zajęło się siatkówką u boku prawdziwych gwiazd.
Marcin Prus: My staramy się to robić przez cały rok, nie na chwilę! Mamy ogrom tego typu spotkań rozsianych po całej Polsce i zależy nam na tym, żeby młodzi ludzie uwierzyli, że to jest dobra droga. Że do codziennego użytku nie jest przeznaczony tylko świat wirtualny, komputerowy, ale i ten sportu. Że w sporcie można się odnaleźć, realizować swoje marzenia i traktować jako pasję.
Z drugiej strony w szopienickiej hali pojawił się także Andrzej Wrona, znany ze swojej aktywności w Internecie. Kto wie, ilu młodych ludzi przyciągnął w ten sposób do śledzenia siatkówki i jej uprawiania.
- Od świata Internetu na pewno nie uciekniemy i pozostaje nam tylko się z nim zaprzyjaźnić, by umiejętnie wykorzystać jego potencjał. Przecież korzystano we wcześniejszych latach z radia, telewizji jest to jeden z elementów normalnego funkcjonowania w obecnych czasach. Ale z drugiej strony nie dajmy się zwariować, nie śpijmy z komórką koło głowy 24 godziny na dobę, bo nie o to przecież chodzi. Jeśli ktoś się w tym odnajduje - bardzo dobrze, ale niech szuka innych odcieni życia, bo nie można ograniczyć swojego istnienia wyłącznie do telefonu czy komputera.
[b]
Jest pan ambasadorem działających od kilku lat Siatkarskich Ośrodków Szkolnych, obecny w Szopienicach był ich dyrektor Waldemar Wspaniały. Chciałby pan, żeby dzieciaki, które brały udział w zabawach przy okazji promocji mistrzostw Europy 2017, za jakiś czas trafiły do SOS-u? [/b]
- Zależy nam na tym, żeby Siatkarskie Ośrodki Szkolne były bardzo popularne, bo one stwarzają ogromne możliwości dla tych, którzy chcą. A dziś dożyliśmy takich dziwnych czasów, że młodzieży najzwyczajniej się nie chce. Szybko rezygnuje z różnych rzeczy, które z pozoru wydają się proste i oczywiste, ale czasem następuje moment słabości: czegoś nie robię doskonale, więc porzucam to i zabieram się za coś innego. Zależy nam na tym, aby dzieciaki w SOS-ach miały styczność z najlepszym sprzętem, fajnymi halami, odpowiednimi trenerami, którzy wyszkolą młodzież i nauczą ich kilku przydatnych rzeczy. Takich ośrodków jest w tej chwili sto czterdzieści lub nawet sto pięćdziesiąt na terenie całego kraju i jeśli ktoś chciałby uprawiać siatkówkę i w niej się odnaleźć, to te ośrodki są z pewności jedną z najlepszych dróg do tego, by w przyszłości zapukać do bram reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: To jest fantastyczna grupa
Tak jak pan wspomniał: młodzież nie musi szlifować swoich umiejętności jak w latach 90., na podwórkach czy trzepakach, tylko ma do dyspozycji odpowiednie obiekty i sprzęt. A mimo to brakuje zwykłych chęci.
- I dla takich młodych ludzi powstała książka "Mistrzem być". Żeby pokazać im, że to inne życie jednak istnieje. I ja, dorosły człowiek, staram się spojrzeć na kilka ważnych rzeczy oczami dziecka i pokazać mu swój punkt widzenia w przyciągającej uwagę formie obrazkowej i pisemnej. Z mojego punktu widzenia musimy robić takie rzeczy, docierać do dzieci różnymi formami i przez różne bodźce. Atakować ich - ale w ten grzeczny, nieagresywny sposób – także przez Internet i pomagać im dostrzec różne aspekty świata.
Czy Siatkarskie Ośrodki Szkolne spełniły swoją funkcję?
- Cały czas musimy mówić o SOS-ach jako sukcesie! Zacznijmy od tego, że one powstały pięć lat temu i nie każdy w nie wierzył, ale na pewno wierzyły osoby bezpośrednio zaangażowane w ten projekt i tworzące go od początku. One zdawały sobie sprawę z potencjału tego pomysłu i jakie możliwości stwarza, dzięki temu ośrodki funkcjonują tak, jak powinny. Najważniejsze, że kraj zobaczył w tym szansę: nie zapominajmy, że środki na SOS-y pochodzą z Ministerstwa Sportu i Turystyki, które od lat wspiera ten program.
- A jeśli zrobił to kraj, zrobi i rodzic dziecka, dla którego te ośrodki są przeznaczone. Nie zamykamy drogi dla nikogo, nabory trwają na terenie całego kraju i gorąco wierzymy w to, że ten projekt będzie sukcesywnie, rokrocznie odnawiany. Nie chodzi o korzyści dla nas, ale dla dzieci, beneficjentów tego programu. Ich zadaniem jest brać jak najwięcej z tego, co im damy, a naszym zadaniem dokładanie starań i tworzenie jak najciekawszych inicjatyw. Chcemy, aby taki młody człowiek rozejrzał się i zobaczył, że ma wszelkie warunki do tego, by odnieść sukces i jedyne, czego potrzebuje, to trochę wysiłku.
Skoro mówimy o pana drugiej książce, to mam wrażenie, że przeszła ona trochę bez echa. "Wszystkie barwy siatkówki" były dostępne w każdym większym salonie prasowym i zyskały odpowiedni rozgłos, w tym wypadku można książkę kupić tylko przez Allegro…
- Nie jest tak, że zupełnie bez echa, o książce wiedzą wszyscy trenerzy SOS-ów na terenie kraju i jest to jak najbardziej celowe. Promujemy tę książkę na Allegro i przez wydawnictwo Dziewięć Muz po to, by te książki trafiły nieodpłatnie prosto w ręce odbiorców, którym jest przeznaczona, czyli młodych ludzi. Współpracujemy z miastami, które promują swoje Siatkarskie Ośrodki Szkolne, a przy tym swoją markę i chcemy, by prezentowały te książki w formie gratisów. Na jej zakup nie każdego stać, a jest w tej książce dużo treści, które mogą pomóc odnaleźć się młodym czytelnikom.
[nextpage]- Każdy pojedynczy egzemplarz, który trafi do rąk dziecka, jest dla mnie osobistym sukcesem. Katowice zamówiły dedykowaną okładkę książki i mieliśmy okazję dosłownie kilka chwil temu przekazać kilkaset sztuk dzieciakom biorącym udział w rozpoczęciu odliczania do mistrzostw Europy. Informacja o "Mistrzem być" została posłana do miast zaangażowanych w podobne akcje i tam krąży… a najważniejsze, że dociera! Dokładnie takie było założenie: tworzymy książkę dedykowaną młodzieży szkolnej, nie do zakupu w każdym większym sklepie, tylko prosto do rąk.
Był pan człowiekiem wielu fachów w swoim życiu, a do nich dochodzi jeszcze zawód coacha mentalnego. Skąd pomysł na to?
- No cóż, nie mogę już trenować siatkówki zawodowo ani rekreacyjnie, dlatego trzeba było nauczyć się innego sposobu wykorzystywania swojej wiedzy i dawania z siebie jak najwięcej w takim, a nie innym fragmencie życia. Nauczyłem się przez ten czas wielu różnych rzeczy, których na pewno bym nie poznał jako siatkarz. Miałem momenty wysokich lotów, upadku i samotności, jak choćby po operacjach. Chwile "załamek" i odradzania się na nowo. Stąd pomysł na książkę numer dwa i już teraz wiem, że będą kolejne, bo płodny ze mnie autor! Zależy mi na tym, żeby czas poświęcony na tworzenie tej pozycji nie poszedł na marne, a już teraz widzę, że nie pójdzie.
[b]
A o czym będą kolejne książki?[/b]
- Przyjąłem taką taktykę: idę w kierunku pomysłu, jaki zrodzi mi się w głowie. Jeżeli kolejny rok pokaże mi zupełnie inną drogę, po której można stąpać, to czemu nie napisać o niej? Czekam na temat, o którym można i warto pisać, natomiast "Mistrzem być" to w obecnej formie 53 rozdziały i w każdym z nich można znaleźć coś, nad czym można się pochylić i przedstawić w więcej niż jednym zdaniu. Jakby nie patrzeć, to wersja książki przeznaczona specjalnie dla Katowic różni się od oryginalnej nie tylko okładką, są w niej nieco zmienione treści, artykuł przeznaczony specjalnie dla miasta… Można powiedzieć, że zarówno książka, jak i jej autor rozwijają się równolegle.
Coaching bywa mocno krytykowany, niektórzy nazywają trenerów mentalnych szarlatanami, którzy prawią banały i zbijają majątek na ludzkiej naiwności. Jak pan mógłby przekonać niedowiarków do swojego coachingu?
- Nie mam pojęcia, jak mogę się porównać do kogoś innego w tym, co robię! Mam po prostu pewne osiągnięcia i doświadczenia, z którego każdy chętny może brać, co mu się przyda i być może uzna mnie za właściwą osobę na właściwym miejscu. Nieprzekonanym mogę powiedzieć, kim jestem: mistrzem szkoły, miasta, województwa, Polski, Europy i świata, a na mundialu dostałem nagrodę dla najlepszego zawodnika. Jestem człowiekiem, który musiał porzucić siatkówkę w wieku 22 lat i umiejętnie się podnieść oraz poszukać nowych rozwiązań w życiu. Jestem właścicielem firmy i autorem dwóch książek, także widać, że mam o czym opowiadać i co wykorzystywać. Na swoim koncie mam do tej pory spotkania ze 120 tysiącami młodych ludzi na terenie całego kraju. Jeśli komuś to wystarczy, to nie mam potrzeby ani przymusu porównywania się do kogokolwiek.
Przeglądając pana najnowszą książkę, łatwo zauważyć, że to nie poradnik tylko dla sportowców. Tak samo wyglądają pańskie spotkania z młodzieżą: nie ma ograniczania się do sportu, są pogadanki o determinacji, celach, kształtowaniu charakteru, unikaniu różnych pokus.
- W życiu jest tyle aspektów i niuansów, że nie można mówić o jednej, słusznej drodze, na którą mamy nakierowywać każdego młodego człowieka. Każdy ma drogę, którą pójdzie, my jako mentaliści i trenerzy jesteśmy od wspierania takich życiowych podróżników lub wskazywania im dróg, które dadzą im zdecydowanie więcej i pozwolą zmienić się na lepsze. Przeżyłem na tyle sporo, by umieć umiejętnie określić swoją własną drogę i pomóc komuś w określeniu własnej, o ile taka osoba będzie chciała z moich propozycji skorzystać.
- Mogę odpowiadać za siebie i za swoją wiedzę, nie bratałem się nigdy z innymi mówcami z jednym wyjątkiem, który miał miejsce w Radomiu i powtórzy się w tym samym mieście. Mowa o kampanii "Odpal Umysł" przeciwko wszelkich używkom i narkotykom. Ta kampania jest tworzona z innym facetem doświadczonym mocno przez życie, Mirkiem Ziętkowskim, który po przejściu całego etapu walki z uzależnieniem od 32 lat nie bierze narkotyków, nie pije i nie pali. Stworzyliśmy duet o solidnych podstawach i staramy się w naszej działalności docierać do młodzieży, aby wiedziała, jakie zagrożenia na nią czekają.
- A z czego to wszystko się wzięło? Od jednego zdania, jakie usłyszałem w katowickiej szkole od pewnego młodego człowieka: no tak, pan osiągnął sukces, panu się udało, to czego pan chce nas teraz nauczyć? Trzeba było mu wytłumaczyć, jaką drogę trzeba przejść do osiągnięcia tego sukcesu po to, by pokazać, że on też może go osiągnąć. Na co pojawiła się kontra: ale jeśli nie mamy tutaj przykładu kogoś, komu się nie udało, to jak o tym rozmawiać? I właśnie na takie zapotrzebowanie różnych dróg w życiu stworzyliśmy taki duet.
Miał pan w swoim życiu takiego coacha, który potrafił nakierować młodego Marcina Prusa we właściwą stronę?
- Moim coachem… było życie, które wystarczająco motywuje, doświadcza i daje popalić! Z tym że faktycznie, ono nie ma zwyczaju wybaczać, a druga osoba to potrafi. Jeśli tylko umiejętnie ucieka się od ostrzy posyłanych przez życie, to jest się w stanie wyleczyć wszelkie rany i uwierzyć, że jednak się da. Po trzynastu operacjach też potrzebowałem takiego wsparcia i pomocni byli moi rodzice oraz osoby ważne w moim życiu. Dzięki temu przeszedłem przez ten etap może nie bezboleśnie, ale na tyle sprawnie, że większość ran się zabliźniła.
Rozmawiał Michał Kaczmarczyk