Maciej Dobrowolski: Jak się ma szczęscie, to wszystko wychodzi

- Nie miałem nic do stracenia. Trzeba było ruszyć drużynę, pobudzić atmosferę w hali. Udało się - mówił Maciej Dobrowolski po środowym spotkaniu z Dynamem Moskwa. Nominalnie rezerwowy rozgrywający Skry Bełchatów pojawił się na boisku w drugim secie i całkowicie odmienił grę mistrzów Polski.

Jednak sam zawodnik podchodzi do tego spokojnie i wcale nie uważa się ojcem sukcesu. - To nie moja zasługa, że Marcin Możdżonek od drugiego seta świetnie serwował, że wreszcie zaczęliśmy blokować Rosjan, a przyjęcie zagrywki było bardzo dobre. Zapewniam, że nie miałem wpływu na asy Możdżonka czy bloki Daniela Pińskiego - mówił na łamach Gazety Wyborczej. Wejście Dobrowolskiego przełożyło się także na skuteczność w ataku Mariusza Włazłego, który nagle zaczął kończyć praktycznie każdą piłkę. Pojawiły się głosy, że współpraca atakującego Skry z Miguelem Falascą nie układa się najlepiej. - Gramy razem już czwarty sezon, więc się dobrze rozumiemy. Ale nie chcę o tym rozmawiać, bo przede wszystkim liczy się dobro drużyny - ucina dyskusję Dobrowolski.

Rozgrywający Skry Bełchatów jest przekonany, że jego zespół stać na pokonanie Iskry Odincowo i wywalczenie sobie biletu do Pragi, gdzie rozegrany zostanie turniej finałowy tej edycji Ligi Mistrzów. - Po losowaniu mówiłem, że droga do Final Four jest bardzo ciężka. Po przejściu Dynama i - co ważne - po dwóch bardzo dobrych spotkaniach, uważam, że awans jest w naszym zasięgu. Taki sukces podnosi morale zespołu. Teraz ważne jest, by wygrać u siebie z Iskrą Odincowo, ale nie w pięciu setach. Później stać nas na obronienie przewagi.

W najbliższą sobotę Skra zmierzy się z warszawską Politechniką w meczu przedostatniej kolejki fazy zasadniczej PlusLigi. Czy po takim meczu, jak ten z Dynamem, Maciej Dobrowolski wyjdzie na boisko w podstawowej szóstce? - Mam taką nadzieję, ale decyzja należy do trenera.

Komentarze (0)