WP SportoweFakty: Bardzo ważną rolę w pańskim transferze do ZAKSY odegrał podobno Benjamin Toniutti.
Kevin Tillie: Tak, pomógł mi on w wyborze klubu z Kędzierzyna-Koźla, ale ostateczną decyzję o przejściu do ZAKSY podjąłem samemu. Stało się tak, ponieważ bardzo lubię występować z Benjaminem w jednym zespole. Rozegraliśmy razem sezon w CMC Ravenna, a niedawno, przez całe lato, występowaliśmy ze sobą w reprezentacji Francji. Dobrze nam się współpracuje. Nasza wspólna gra w ZAKSIE będzie także istotna pod kątem styczniowego turnieju kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich.
W CMC Ravenna i Arkasie Izmir spędził pan zaledwie rok. Kibice ZAKSY mogą się obawiać, że taka sytuacja powtórzy się po raz kolejny?
- Nie, nigdy nie jest tak, że planuję opuszczać klub po roku. Zawsze chciałem związać się z jakąś drużyną na dłużej. W Rawennie jednak nie zależało to ode mnie. Włoską drużynę dopadły wówczas problemy finansowe i za obopólnym porozumieniem zdecydowaliśmy się na rozwiązanie kontraktu. Myślałem również o pozostaniu na dłużej w Turcji, ale z racji tego, że jestem jeszcze dość młody (25 lat - red.) naprawdę chciałem spróbować sił w PlusLidze. Dla siatkarza w moim wieku korzystniejszą opcją jest bowiem zdobywanie doświadczenia niż koncentrowanie się na pieniądzach. I właśnie dlatego przeszedłem do ZAKSY.
Na popularności zyskuje teraz kierunek azjatycki. W Korei Południowej występował choćby Kevin Le Roux, zaś w Chinach Mory Sidibe.
- Osobiście nie śledzę specjalnie tego, co dzieje się w Azji. Póki co czuję się wystarczająco dobry, by podjąć wyzwanie gry w PlusLidze i chciałbym jak najdłużej pozostać w Polsce.
John Speraw, pański trener z czasów akademickich, powiedział: "Kevin nigdy nie narzeka". Miał rację?
- Tak, i łączy mnie to z moimi braćmi, którzy uprawiają koszykówkę. Takiej postawy nauczyli nas rodzice, wpajając każdemu przekonanie o konieczności bycia pokornym, dalekim od narzekań i podejmowania ciężkiej pracy. W szczególności nie mogę narzekać na siatkówkę, którą uwielbiam. Jeśli bowiem zacząłbym to robić, później wszystko by mi przeszkadzało. Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych zetknąłem się z podejściem mówiącym o istotności ciągłego rozszerzania treningowych obowiązków. Tego właśnie nauczyłem się od Johna Sperawa.
Czyli nie można powiedzieć, by miał pan w chwili obecnej przesyt siatkówki?
- Nie, w tym względzie wszystko jest w porządku, siatkówka jest bowiem moją pasją. Od czasu do czasu potrzebuję nieco od niej odpocząć i otrzymałem taką okazję pomiędzy końcem Ligi Światowej a rozpoczęciem przygotowań do mistrzostw Europy, kiedy to dostaliśmy trzy tygodnie wolnego. Po zakończeniu europejskiego czempionatu również miałem parę dni na złapanie oddechu, więc mam nadzieję, że w krótkim czasie uda mi się powrócić do optymalnej dyspozycji.
Z kolei Sebastian Świderski, prezes ZAKSY, określił pana mianem zawodnika wszechstronnego. W których aspektach ma pan zatem największy margines na poprawę?
- Muszę poczynić postęp we wszystkich elementach i zawsze do tego dążę. W chwili obecnej potrzebuję poprawić grę w ataku, by uzyskać większą regularność w ofensywie. Lepszy mogę stać się również w bloku. Pomimo tego, że te dwie rzeczy nie należą do moich podstawowych zadań na boisku, muszę je w większym stopniu wprowadzić do swojego siatkarskiego repertuaru zagrań.
Benjamin Toniutti i pan jesteście członkami ekipy zwanej potocznie Team Yavbou. Spróbujecie zarazić kolegów z ZAKSY optymizmem emanującym od francuskiej reprezentacji?
- Niekoniecznie, bo widzę, że klubowi koledzy są naprawdę świetnymi ludźmi i w zespole panuje wesoła atmosfera. Będziemy mieć zapewne w ZAKSIE prawdziwego ducha drużyny, ale nie zamierzam tutaj przenosić klimatów panujących w reprezentacji Francji. W Kędzierzynie-Koźlu są bowiem inni siatkarze, z innymi charakterami. Wraz z nimi stworzymy odrębną drużynę, w której również będzie miło występować.
Jakie są więc pańskie oczekiwania związane z pobytem w ZAKSIE?
- Przyjechałem do Kędzierzyna-Koźla w czwartek, wraz z moim małym kotem. W sobotę natomiast dołączyła do mnie moja dziewczyna, więc myślę, że proces adaptacyjny przebiegnie w jak najlepszym porządku. Ponadto podróżowałem już tyle razy, do różnych miejsc, że nie mam chyba problemu w przystosowywaniem się do nowych miast, ludzi i drużyn. Chciałbym najszybciej jak to tylko możliwe wdrożyć się w rytm treningowy, zaaklimatyzować się w zespole i dać mu od siebie wszystko, co posiadam najlepszego.
Rozmawiał Wiktor Gumiński