PGE Skra Bełchatów potrzebowała wygrać, najlepiej w stosunku 3:0 lub 3:1, żeby awansować do Final Four. Przy zwycięstwie w tie-breaku, doszłoby do złotego seta. Początek spotkania nie wyglądał najlepiej w wykonaniu podopiecznych Miguela Falaski, w grze mistrzów Polski na próżno było szukać elementu, który funkcjonowałby perfekcyjnie.
[ad=rectangle]
Po pierwszej przegranej partii, w drugiej bełchatowianie podnieśli się i wyrównali stan meczu. W trzeciej odsłonie przegrywali już 8:15, ale kiedy na boisku pojawił się Michał Winiarski, sytuacja diametralnie się zmieniła. Kapitan, który poprowadził reprezentację Polski do złota na mistrzostwach świata, dopiero wrócił po kontuzji do treningów. - We wtorek zacząłem pierwsze skoki, wyszło tak jak wyszło. Jesteśmy drużyną. Wcześniej to ja byłem kontuzjowany, a koledzy grali znakomicie, więc mogłem się odwdzięczyć - skromnie zapewnił przyjmujący.
Winiarski ma w swojej karierze najcenniejszy medal zdobyty w europejskich pucharach, ale zdobyty podczas gry we Włoszech. - Moim marzeniem jest wygrać Ligę Mistrzów z polskim zespołem. Tak jak na mistrzostwach świata chcieliśmy wygrać, tak teraz chcemy zagrać w finale i wygrać. Jakby nie było, cieszymy się z awansu - wyjaśnił siatkarz.
Kiedy bełchatowianie cieszyli się z awansu, Asseco Resovia Rzeszów dopiero czekała na rozegranie swojego meczu. - Byłby to duży sukces dla polskiej siatkówki, gdyby zagrały dwie ekipy z naszego kraju. Jeżeli przyjdzie nam grać z Rzeszowem, to będzie to ciężki mecz dla nas i dla nich - podkreślił Winiarski, nie wiedząc jeszcze, że w półfinale w Berlinie dojdzie do takiego spotkania.
- Cieszymy się ze zwycięstwa, ale musimy wrócić na ziemię. My niestety gramy w sobotę, druga para półfinałowa we wtorek. Mamy mało czasu na ochłonięcie, a przez to, że przegraliśmy pierwszy mecz, to czeka nas trudne zadanie - zakończył przyjmujący mistrzów Polski.
I ja, jako skromny kobic, podzielam to marzenie.
Chlopaki, do boju!