Agata Kołacz: Jak z waszej perspektywy wyglądały wydarzenia podczas drugiego seta?
Dirk Westphal: Szczerze mówiąc, to nie wiem, co się dokładnie wydarzyło. Wiem tylko, że potrzebna była interwencja służb medycznych. Byłem skupiony na grze, nie patrzyłem na to, co działo się na trybunach. Nawet wtedy, kiedy wiedzieliśmy, że na górze jest zamieszanie, to akurat z mojej perspektywy nie było nic widać, zasłaniały filary.
Nie widzieliście tego, co działo się na trybunach, ale możesz się wypowiedzieć na temat zamieszania z sędziami. Kilkunastominutowa przerwa spowodowana sprawdzaniem kolejnych akcji wstecz...
- Czułem się trochę jak reprezentacja Polski w piłkę ręczną, gdy na mistrzostwach świata grali z Katarem. Wielka szkoda, że Resovia była tak wyraźnie wspierania przez sędziów. Była też jedna sytuacja, gdy trafiliśmy w boisko, a sędziowie orzekli aut. Wzięliśmy challenge, co spowodowało kolejną przerwę. Wiem, że praca arbitrów nie należy do najłatwiejszych, że czasami trudno ocenić akcję. Ale naprawdę w tym spotkaniu można było odnieść wrażenie, że decyzje są jednostronne. Sędziowie popełnili sporo technicznych błędów. Jak rywalizujesz z drużynami z czołówki, to musisz zagrać na 200 procent swoich możliwości. Co wcale nie jest łatwe przeciwko takiemu zespołowi jak Resovia, mają bardzo wyrównany skład, są w stanie zmienić ustawienie, jeśli jeden z zawodników prezentuje się słabiej. Dlatego składam rywalowi gratulacje za zwycięstwo. Oczywiście, musimy być też krytyczni wobec siebie, ryzykowaliśmy dużo, ale czegoś zabrakło.
[ad=rectangle]
Co zatem zadecydowało o waszej porażce?
- Wydaje mi się, że czasami brakuje nam pewności siebie. Taka sytuacja miała miejsce w tie-breaku. Przeciwnicy, nawet jeśli byli pod presją, wiedzieli, jak muszą się zachować. My natomiast zbyt dużo analizujemy, szukamy prawidłowych rozwiązań. Dlatego właśnie Resovia zakończyła rundę zasadniczą na pierwszym miejscu, a my dopiero na ósmym.
Twoim zdaniem rywale zagrali tak słabe spotkanie czy wy zaprezentowaliście się o wiele lepiej niż się tego spodziewali?
- Zawsze to jest składowa tych dwóch czynników, my zagraliśmy naprawdę bardzo dobry mecz. Świetnie spisał się Jacek Ratajczak, jestem pod wrażeniem jego występu. Poza tym współpraca Daniela Plińskiego z Lukasem Kampą też układała się wyśmienicie. Jak obserwowałem Piotra Nowakowskiego, to momentami sprawiał wrażenie, jakby nie do końca miał świadomość tego, co się dzieje, jak ma skakać do bloku. Daniel może nie skacze już bardzo wysoko, ale zawsze wie, gdzie uderzyć piłkę. Wojtek Żaliński również może być zadowolony ze swojego występu, ja też nie zagrałem jakoś tragicznie. Generalnie cała drużyna pokazała się z naprawdę dobrej strony.
Swoje zrobiły też twoje żywiołowe reakcje po udanym punkcie, a także kontrolowanie sędziów, czy na pewno ich ocena jest zgodna z waszą.
- No tak, to była prawdziwa gra nerwów. Była też taka sytuacja, gdy Rusell Holmes albo Dawid Dryja uderzyli w aut i trochę czasu minęło, zanim ich trener poprosił o challenge. Natomiast kiedy my chcieliśmy coś sprawdzić, to nie było miejsca na zwłokę. W tym spotkaniu musieliśmy wygrać nie tylko z Resovią, ale także z sędziami. Nie udało się nam, ale co zrobić... Sezon trwa dalej.
Po takim występie chyba z optymizmem można patrzeć na spotkanie w Rzeszowie?
- Na pewno się nie poddamy, zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Musimy wziąć pod uwagę to, że we własnej hali Resovia zaprezentuje się o wiele lepiej w polu serwisowym. No i na dodatek będzie ich wspierała zdecydowanie większa grupa kibiców, na pewno Podpromie wypełni się po brzegi, więc czeka nas naprawdę trudne zadanie. Co możemy zrobić? Wyjść na boisko i walczyć.
Trzeba przyznać, że pewnie niewielu kibiców spodziewało się takiego zaciętego boju.
- Owszem, ale przegrane spotkanie z Bydgoszczą nie decydowało o niczym. Dlatego i jedna, i druga drużyna grała rezerwowym składem. Gdyby kibice wiedzieli o tym, to pewnie zostaliby w domach albo inaczej spędzili czas. Z drugiej strony ci mniej doświadczeni zawodnicy dostali szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności, z dobrej strony pokazał się chociażby Kuba Wachnik. Cóż, rezultat był, jaki był... Jeśli chodzi o sprawianie kibicom radości, to za każdym razem się o to staramy. Naszym pierwszym celem jest wygrywanie, a drugim uszczęśliwianie fanów. Chcemy, żeby ludzie interesowali się siatkówką, żeby czerpali z niej przyjemność. Myślę, że to spotkanie było dobrą reklamą siatkówki.
To prawda że w takim meczu decydują detale - emocje p Czytaj całość