Nie potrafiłbym tego zrobić - rozmowa z Andreą Anastasim, trenerem Lotosu Trefla Gdańsk

Włoski szkoleniowiec wykonuje w Gdańsku bardzo dobrą pracę. Zespół, którym kieruje, pierwszy raz w historii zajmuje tak wysokie miejsce w ligowej tabeli, a na meczach pojawiają się tłumy kibiców.

W tym artykule dowiesz się o:

Anna Fijołek, Krzysztof Sędzicki: Jak w skali 1-10 oceniłby pan występ swojego zespołu w meczu z Jastrzębskim Węglem?

Andrea Anastasi: Trudno powiedzieć, ale gdzieś pomiędzy 7 a 8. Rozegraliśmy dobre spotkanie, ale najbardziej jestem zadowolony z tego, jak rozgrywaliśmy akcje przy zagrywce przeciwników. Po raz kolejny również dobrze zaprezentowaliśmy się w bloku i obronie. Mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie będę mógł ocenić swoją drużynę na 9 lub 10, w play-offach albo w Pucharze Polski.
[ad=rectangle]
Czy Jastrzębie czymś was zaskoczyło?

- Myślę, że nie. Mam sporo szacunku do tego zespołu. W ciągu ostatniej dekady jastrzębianie bardzo często znajdowali się w czołówce PlusLigi, a także rozgrywali świetne mecze w Lidze Mistrzów. Z tego powodu tym bardziej jestem szczęśliwy, że udało nam się wygrać, bo nie jest łatwo drużynom nowym - takim jak my - rywalizować z tak doświadczonymi rywalami. Byliśmy mocni psychicznie, walczyliśmy zaciekle w każdej akcji. Przed meczem mówiłem zawodnikom: "Chłopaki, nie ma dwóch opcji. Interesuje nas tylko jedna: mamy zaprezentować się jak najlepiej i zwyciężyć."

Czy jest coś, co szczególnie pana zadowala w grze pana podopiecznych?

- Szczególnie dumny jestem z tego jak funkcjonuje u nas atak. Duży nacisk kładę na ten element na treningach i moim zdaniem, to właśnie dzięki skuteczności w ofensywie zwyciężyliśmy w meczu z Jastrzębskim Węglem. Staraliśmy się również wypaść jak najlepiej na zagrywce, chociaż, co było widoczne, popełniliśmy zbyt wiele błędów w polu serwisowym. Dopiero pod koniec spotkania udało się ustabilizować regularność serwisów, co bardzo nam pomogło. Mówiłem już chłopakom, że jeśli chcemy wywalczyć drogę do półfinałów, to musimy zrównoważyć nakłady energii, jakie poświęcamy treningom i kolejnym meczom. Z tego powodu ciężko teraz pracujemy, zwłaszcza nad postawą w obronie i wyprowadzaniu kontrataków, by jak najszybciej kończyć akcje. Musimy znaleźć sposób na to, by popełniać, jak najmniej błędów, żeby niepotrzebnie nie tracić energii, bo w play-offach musimy pokazać się z jeszcze lepszej strony niż robiliśmy to do tej pory.

Kolejny mecz rozegracie w Warszawie. Poprzednim razem potrzebowaliście tie-breaka, by rozstrzygnąć losy spotkania z tamtejszą ekipą. Spodziewa się pan, że tym razem będzie to równie ciężkie starcie?

- W drużynie trenera Bednaruka jest dużo młodych, perspektywicznych zawodników, którzy brak doświadczenia rekompensują walecznym nastawieniem oraz sercem pełnym pasji i miłości do siatkówki. Często te rzeczy okazują się być lepszymi "doradcami” graczy, niż doświadczenie nabyte przez lata gry. Oczywiście, mamy nadzieję, że uda nam się zwyciężyć w Warszawie i rozegrać dobre zawody, ale nie zmienia to faktu, że jestem pełen podziwu dla tych młodych chłopaków i nie zdziwię się, jeśli czeka nas kolejny tie-break.

Z którym zespołem wolałby się pan zmierzyć w ćwierćfinałach PlusLigi, z Transferem Bydgoszcz, czy z Cuprum Lubin?

- Mam ogromy szacunek do obu tych drużyn i trenerów je prowadzących. To z kim zagramy w ćwierćfinałach wciąż jest otwartą sprawą, więc musimy zrobić wszystko, by jak najlepiej się przygotować ogólnie do tych meczów, a nie pod względem tego, z którą ekipą przyjdzie się nam w nich mierzyć. Tym zajmiemy się później. Naszym celem są zwycięstwa w spotkaniach ćwierćfinałowych, by przejść do półfinałów, ale nie będzie to łatwa droga bez względu na to, kto stanie na naszej drodze. Mimo wszystko jestem dobrej myśli i wierzę w mój zespół.

W niedzielę po raz kolejny mnóstwo kibiców zawitało do Ergo Areny. Chyba już można powiedzieć, że dokonaliście czegoś wielkiego w Trójmieście.

- Kiedy przychodziłem do Gdańska, pamiętam dokładnie, że powiedziałem, iż klub musi się rozwijać. To właśnie się stało. Powiedziałem też, że chcemy osiągnąć dobry wynik i prawie już go mamy. Jesteśmy przecież już na pewno w czwórce najlepszych zespołów, jeśli chodzi o Puchar Polski, co jest dość dużą niespodzianką. Trzecia rzecz, o której mówiłem, to publiczność. Marzyłem o tym, aby na naszych meczach Ergo Arena się wypełniała i to także się dzieje. Wierzę, że to jest dobry wynik w pierwszym sezonie przedsięwzięcia, w którym uczestniczę.

Czyli doping kibiców to dla was dodatkowe wsparcie?

- Tak, oczywiście, to nam bardzo pomaga! Jestem niezmiernie zadowolony, że tylu ludzi przychodzi nas wspierać. Jak już mówiłem, mi oraz chłopakom zależy na tym, by przyciągnąć na nasze mecze jak najwięcej kibiców. Zachęcić ich do oglądania nas w akcji. Cieszę się, że udaje nam się osiągnąć ten cel. Musimy przynajmniej utrzymać ten poziom, a najlepiej go polepszać, szczególnie, że czekają nas play-offy, Puchar Polski w połowie kwietnia, więc doping kibiców przyda nam się jeszcze bardziej.

Szkoleniowiec wierzy w swój zespół i cieszy się z tego, jakie wyniki osiąga Lotos Trefl Gdańsk
Szkoleniowiec wierzy w swój zespół i cieszy się z tego, jakie wyniki osiąga Lotos Trefl Gdańsk

Nie obawia się pan, że - nie oszukujmy się - brakuje wartościowych zmienników dla graczy z pierwszej szóstki?

- To prawda. Problem polega na tym, że w trakcie sezonu zmieniliśmy nieco nasz program. W tej chwili jesteśmy w pierwszej czwórce PlusLigi, a ta drużyna nie była budowana z myślą o aż tak wysokich rezultatach. Tymczasem my jesteśmy w tej grupie. Taki obrót spraw zaskoczył nawet mnie. Jednak nie da się ukryć, że jest różnica w poziomie sportowym, jaki prezentuje wyjściowa szóstka oraz ta rezerwowa. Lecz ci zawodnicy, która teraz grają mniej, pracują znakomicie na treningach. Myślę, że będą przydatnym elementem tego całego projektu w przyszłości.

Odnoszę wrażenie, że w Polsce czuje się pan znakomicie. Gdziekolwiek pan jest, wszędzie znajdzie jakiegoś przyjaciela, by porozmawiać. Tak samo było podczas meczu z Jastrzębskim Węglem. W trakcie meczu zamienił pan kilka słów z zawodnikami czy trenerem Piazzą.

- Zgadza się, po meczu byłem na obiedzie z Roberto Piazzą. Przyjaźnimy się, więc była okazja, by się spotkać i porozmawiać. Poza tym z wieloma tymi osobami miałem przyjemność pracować - Michał Łasko, Alen Pajenk, Michał Masny, Damian Wojtaszek, Patryk Czarnowski… Wyobrażacie sobie, bym miał o tym wszystkim zapomnieć? Nie, nie potrafiłbym tego zrobić.

Rozmawiali: Anna Fijołek i Krzysztof Sędzicki

Źródło artykułu: