Nikt nie mógł w to uwierzyć. Najlepszy przyjaciel Arkadiusza Gołasia, Krzysztof Ignaczak przyznał niedawno w prasie, że płakał jak bóbr, kiedy dowiedział się o tragicznym zdarzeniu. Co ciekawe, "Igła" zauważył, że choć ostrołęczanin nie miał w zwyczaju się żegnać, to tuż przed wyjazdem do Włoch spotkał się ze znajomymi. Ani Ignaczak, ani nikt inny nie mógł się spodziewać, że będzie to ostatni raz kiedy widzą Gołasia.
[ad=rectangle]
Z Ostrołęki do stratosfery
Arkadiusz Gołaś urodził się w Przasnyszu, ale od czasów szkolnych mieszkał w Ostrołęce, gdzie zaczęła się jego przygoda z siatkówką. Na pierwszy siatkarski trening przyszły reprezentant trafił w wieku 10 lat. Początkowo szkolił się w zespole UKS Olimp Ostrołęka pod wodzą trenera Renisława Dmochowskiego, który wciąż dba o rozwój młodych adeptów siatkówki w rodzinnym mieście Gołasia.
Wystarczyło pięć lat treningów, by niebywały talent zawodnika rozkwitł. Nadnarwiańskie miasto szybko stało się za ciasne dla tak dobrze zapowiadającego się gracza. By dalej się rozwijać Arkadiusz Gołaś przeprowadził się do Warszawy, gdzie miał trenować w uchodzącym za kuźnię talentów MOS-ie Warszawa. Pierwszy sukces przyszedł już po dwóch latach gry w stołecznym klubie. Razem z kolegami z MOS-u środkowy został wicemistrzem Polski kadetów. Z kolei w roku 1999 został wicemistrzem Polski w kategorii juniorów i zdobył brązowy medal na mistrzostwach świata kadetów w Rijadzie.
Niezwykle ważnym okresem w karierze pochodzącego z Ostrołęki siatkarza stał się rok 2000. Z warszawskim klubem w końcu sięgnął po mistrzostwo Polski juniorów. Był to idealny czas na rozpoczęcie kariery seniorskiej. Środkowym od razu zainteresował się AZS Częstochowa. Arkadiusz Gołaś zyskał szansę trenowania pod okiem Ireneusza Mazura z takimi zawodnikami jak Dawid Murek czy Łukasz Żygadło. W tamtym czasie jeszcze bardziej rozwinął swoje skrzydła. Grał coraz lepiej, nie bez powodu Zdzisław Ambroziak powiedział o Gołasiu, że to siatkarz o "stratosferycznym" zasięgu. - W czasie, gdy Arek przychodził do klubu byłem kapitanem zespołu. Wtedy właśnie dołączyła do zespołu grupa młodych zawodników: Jakub Oczko, Michał Bąkiewicz i Arkadiusz Gołaś. Dało się od razu zauważyć, że drzemie w nim ogromny talent. Jego ogromnym atutem była skoczność i zasięg. Potrafił zawisnąć nad siatką, rozejrzeć się i skierować piłkę w dowolne miejsce pola przeciwnika - mówił o umiejętnościach Gołasia Andrzej Szewiński, były siatkarz i prezes AZS-u Częstochowa.
Nie tylko siatkarz
Ciężka praca na treningach nie była jedynym zajęciem gracza podczas pobytu w Częstochowie. Poza siatkówką miał dwie pasje: komputery i fotografię. Arkadiusz Gołaś składał sprzęt komputerowy wszystkim swoim kolegom, a w razie jakichkolwiek problemów technicznych, on był pierwszą osobą, do której telefonowano. Ostrołęczanin był również ekspertem od fotografii. - Oglądałem ostatnio moje zbiory i stwierdziłem, że prawie cały album składa się ze zdjęć zrobionych przez mojego przyjaciela. To jedna z cenniejszych pamiątek. Uwiecznione są piękne chwile z naszego życia - spotkania, kolacje, zabawy, wyjazdy, wspólne Sylwestry […] Arek był zawsze przygotowany na takie okazje, sprzęt czekał - powiedział w wywiadzie dla "Super Volleya", po śmierci środkowego, Krzysztof Ignaczak.
W czasie czterech lat gry w częstochowskim AZS-ie utalentowany wychowanek Olimpu Ostrołęka znalazł też czas na przyjaźnie i miłość. Kiedy nie trenował spędzał czas z przyszłą żoną i znajomymi. - W roku 2000 przyszliśmy razem do AZS-u. Przez cztery lata wspólnie z Arkiem wynajmowaliśmy mieszkanie, można powiedzieć, że byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Arek był bardzo fajnym kumplem, przez te wszystkie lata, kiedy razem mieszkaliśmy, wspólnie przeżywaliśmy zwycięstwa i porażki. Szczególnie miło i ciepło wspominam nocne seanse filmowe, w których uczestniczyły nasze narzeczone. Arek był miłośnikiem dobrego kina - powiedział po jednym z Memoriałów Arkadiusza Gołasia jego przyjaciel, Jakub Oczko.[nextpage]Czy to Archi?
Świetne występy w polskiej lidze zaowocowały powołaniem do kadry narodowej. Ryszard Bosek dał ostrołęczaninowi szansę pokazania się szerszej publiczności w 2001 roku. Arkadiusz Gołaś zadebiutował w Lidze Światowej podczas meczu w miejscu szczególnym, siatkarskiej mekce - katowickim Spodku. Później jego występy w drużynie narodowej stały się czymś oczywistym. Reprezentował nasz kraj na mundialu w 2002 roku, mistrzostwach Europy 2003 w Niemczech oraz igrzyskach olimpijskich w Atenach.
To właśnie w roku olimpijskim Gołasiem zainteresowali się działacze z Włoch. Mimo że w Polsce mógł zarobić więcej, środkowy zdecydował się podpisać kontrakt z ówczesnym Sempre Volley Padwa. Imponująca gra w najlepszej lidze świata sprawiła, że zawodnik stał się postacią rozpoznawalną. Podczas wspólnych zakupów w Italii, żona naszego reprezentanta, Agnieszka Gołaś, usłyszała jak mały chłopiec spoglądając na Arkadiusza Gołasia pyta swoich rodziców: "Czy to Archi?". Kiedy rodzice potwierdzili, a później wybranka serca zawodnika Sempre Padwy powiedziała mu o całym zajściu, Archi nie uwierzył: "Wydaje ci się. W Częstochowie mnie nie znają, a co dopiero tutaj!" - skwitował skromny jak zawsze Gołaś.
I pojechał
Pierwszy sezon w lidze włoskiej był dla wychowanka UKS-u Olimpu Ostrołęka bardzo udany. Dobry, równy poziom jaki prezentował w Serie A nasz kadrowicz, sprawił że tuż po zakończeniu rozgrywek na jego stole wylądował kontrakt od Lube Banca Macerata. Klub, który można nazwać siatkarską Barceloną, chciał związać się z polskim zawodnikiem na trzy kolejne sezony. Środkowy nie wahał się ani chwili i przyjął ofertę. To miał być początek czegoś wielkiego, światowej kariery, której żaden Polak w tamtych czasach nie zrobił.
Po ostatnim meczu w mistrzostwach Europy w 2005 roku, który Polska wygrała z Portugalią 3:0 siatkarze powoli zaczęli się rozjeżdżać do swoich klubów. W dniu 16 września, wraz ze swoją świeżo upieczoną żoną, w podróż do Italii wyruszył Arkadiusz Gołaś. Wszystko było ustalone, najpierw prowadzić miał Gołaś, później jego żona Agnieszka. W czasie, kiedy samochód prowadziła małżonka naszego reprezentanta doszło do tragedii. Samochód nagle zjechał na prawą stronę i uderzył w podstawę bariery dźwiękoszczelnej w austriackim Griffen. Arkadiusz Gołaś zginął na miejscu, w wieku zaledwie 24 lat. Jego żona przeżyła wypadek.
Śmierć jednego z najlepszych polskich siatkarzy wstrząsnęła nie tylko środowiskiem siatkarskim, ale i całym krajem. Przez parę pierwszych dni po tragedii zdawało się, że w Polsce nie ma innego tematu, o którym mówiliby ludzie. Rozżaleni kibice zaczęli nagrywać filmiki wspominkowe o naszym kadrowiczu, które do dziś można odnaleźć w internecie.
Zawodnik został pochowany 22 września 2005 roku na cmentarzu parafialnym w Ostrołęce. W ostatniej drodze towarzyszyła mu rodzina, przyjaciele i oddani kibice: - Śp. Arkadiusz Gołaś z kadry narodowej dostał powołanie do kadry niebiańskiej... - powiedział ksiądz Edward Pień podczas nabożeństwa żałobnego w kościele pw. św. Franciszka z Asyżu w Ostrołęce.
Śmierć to nie koniec
Pamięć o wybitnym środkowym wciąż jest żywa. Dbają o to głównie siatkarze. Podczas ceremonii wręczenia medali na mistrzostwach świata w 2006 roku nasi reprezentanci wkroczyli na drugie miejsce podium w koszulkach z numerem 16, z którym występował Arkadiusz Gołaś. - Zdecydowanie najpiękniejszym i najważniejszym momentem tamtego turnieju było dla mnie wyjście całego zespołu na dekorację po finale w koszulkach z numerem 16, dla Arka. To było coś wspaniałego, niesamowitego - mówił po turnieju ówczesny trener reprezentacji Polski, Raul Lozano.
Ponadto, dwóch polskich zawodników, Sebastian Świderski i Bartosz Kurek podczas swojej gry w Lube Banca Maceracie zdecydowali się na występy z numerem 16 w geście upamiętnienia tragicznie zmarłego kolegi. - Kontrakt z Lube Banca podpisałem na dwa lata i, podobnie jak kiedyś Sebastian Świderski, będę występował z numerem 16, w hołdzie tragicznie zmarłemu Arkowi Gołasiowi - poinformował przed rozpoczęciem sezonu 2013/2014 Bartosz Kurek.
Największym spadkiem po przedwcześnie zmarłym wychowanku Olimpu Ostrołęka jest jednak memoriał rozgrywany ku jego pamięci. Od 2006 roku czołowe zespoły PlusLigi spotykają się, by sprawdzić formę przed nadchodzącym sezonem i uczcić pamięć środkowego. - Najważniejsza jest tradycja i pamięć o Arku. Liczy się to, że przyjeżdżamy tutaj i wspominamy Arka, jako człowieka i zawodnika. W obu przypadkach Arek był wspaniałą postacią. Wynik jest na drugim planie - mówił po jednej z edycji turnieju Daniel Pliński. Turniejowi towarzyszą akcję promujące siatkówkę wśród młodzieży. W tym roku, w Murowanej Goślinie, treningi dla młodych adeptów siatkówki przeprowadzili Giba i Andrea Anastasi.
- Dawaj zawsze z siebie jak najwięcej. Trenuj, pracuj ciężko, a w przyszłości przyniesie to efekty. Nigdy nie pozwól, aby ktoś zniszczył twoje marzenia! - powiedział kiedyś Arkadiusz Gołaś. Jeśli młodzież, która podczas turnieju rozgrywanego na jego cześć, brała udział w zajęciach z między innymi Gibą zastosuje się do tych słów, to z pewnością doczekamy się następców asa, grającego teraz w niebiańskiej drużynie.
Arkadiusz Gołaś (10.05.1981 - 16.09.2005)
Kluby: UKS Olimp Ostrołęka, MOS Warszawa, AZS Częstochowa, Sempre Volley Padwa, Lube Banca Macerata
Sukcesy: wicemistrz Polski (2001, 2002, 2003), brązowy medalista mistrzostw Polski (2004), brązowy medalista turnieju Top Teams (2002), brązowy medalista mistrzostw świata kadetów (1999), mistrz Polski juniorów (2000), srebrny medalista mistrzostw Polski juniorów (1999)