Młodzież nie ma przyszłości na Kubie - rozmowa z Leonelem Marshallem, kubańskim przyjmującym Arkasu Izmir

Były gracz Fenerbahce przyznał, że jego kraj powinien w końcu dopuścić najlepszych siatkarzy do gry w kubańskiej reprezentacji, co odbyłoby się z pożytkiem dla młodszych zawodników.

Michał Biegun: Dlaczego po tak długim okresie spędzonym w Stambule zdecydował się pan przenieść do Izmiru?

Leonel Marshall: Po czterech latach spędzonych w tym mieście chciałem spróbować czegoś nowego. Glenn Hoag zaproponował mi udział w ciekawym projekcie i postanowiłem do niego dołączyć. Oczywiście w Stambule robili wszystko, żeby mnie zatrzymać. Jednak potrzebowałem odmiany, również co do miejsca zamieszkania. W Izmirze mają niezły zespół z wieloma młodymi zawodnikami i spróbuję im pomóc w europejskich pucharach oraz w rozgrywkach ligowych. Przeszedłem do Arkasu z nastawieniem, że wygramy wszystko, co tylko się da.
[ad=rectangle]
Nie było panu szkoda opuszczać zespołu Daniela Castellaniego, który zagra w tym roku w Lidze Mistrzów?

- Prezes Fenerbahce zapewnił mnie, że po moim pobycie w Arkasie drzwi w Stambule zawsze będą dla mnie otwarte i jeśli zdecyduję się na powrót, to usiądziemy do rozmów. Jeśli spędzasz w jednym mieście tyle czasu, to czasem przychodzi ci ochota na spróbowanie czegoś nowego. W Turcji jestem od czterech lat, ale grałem tylko w jednym klubie, dlatego chciałem zobaczyć jak to wygląda w zupełnie innym miejscu.

Czy po nieudanym transferze do Istanbul BBSK dostał pan inne oferty, czy tylko Arkas wykazywał największe zainteresowanie?

- W lecie otrzymałem mnóstwo ofert, mniej lub bardziej poważnych. Ciekawa była propozycja, abym wrócił do Piacenzy, jednego z moich byłych zespołów we Włoszech. Oprócz tego działacze nowego klubu w Serie A, Power Volley Milano, namawiali mnie do przejścia. Jednak chciałbym jeszcze rok, może dwa spędzić w Turcji, a potem dopiero zastanowić się nad powrotem do Italii.

O lidze tureckiej słyszymy głównie z uwagi na występujące tam światowe gwiazdy siatkówki. Jak na ich tle wypadają tamtejsi zawodnicy?

- Tureccy siatkarze rozwijają się w bardzo wolnym tempie. Odkąd tam jestem widać poprawę w poziomie gry, ale to nadal nie daje im szansy na walkę na międzynarodowych turniejach reprezentacyjnych. Kluby muszą się skupić na większej pracy ze swoimi rodakami, bo w niektórych tylko czekają na obcokrajowca, który pstryknie palcem i sam wygra ligę oraz puchar. Federacja powinna się również skupić nad rozwojem drużyn młodzieżowych, a nie tylko cieszyć się z zagranicznych gwiazd. Brak im ogólnokrajowego systemu szkolenia, który przygotowywałby młodych do dorosłej siatkówki.

Ponad dwa tygodnie temu zakończyły się siatkarskie mistrzostwa świata w Polsce, co pan czuł oglądając w akcji swoich młodszych kolegów?

- Byłem nieco zawiedziony, gdyż myślałem, że być może uda się selekcjonerowi powołać mnie na mistrzostwa. Po zakończeniu ubiegłego sezonu pojechałem na Kubę i sporo rozmawialiśmy na temat mojego powrotu do kadry. Niestety nie udało się, ale wiem, że trener sporządził listę zawodników, na której jest wielu zawieszonych w przeszłości graczy, których chciałby mieć w zespole na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro w 2016 roku. Jest już ona znana władzom federacji, ale musi jeszcze zostać zaakceptowana na wyższym, rządowym szczeblu.
 
Ostatni raz w reprezentacji występował pan blisko czternaście lat temu.

- Trener zapytał mnie, czy w ogóle chciałbym jeszcze zagrać dla naszego kraju. Odpowiedziałem, że oczywiście, że tak! Jeśli tylko dostanę sygnał, iż znów będę mógł wystąpić w koszulce reprezentacji Kuby, to natychmiast pakuję się i jadę na zgrupowanie. Jestem w stanie poświęcić wszystko dla gry dla mojego państwa. Nie pozostaje mi teraz nic innego, jak czekać na odpowiedź władz.

Chyba nie tylko pan czeka na tę informację, w ostatniej dekadzie wielu utalentowanych Kubańczyków zdecydowało się na wyjazd z kraju.

- Dopuszczenie mnie oraz innych zawieszonych zawodników odbyłoby się z korzyścią, nie tylko dla mojej reprezentacji, ale również dla całego siatkarskiego świata. Wiem, że zespół złożony z takich ludzi jak Simon, Leal, Leon, czy może nawet Juantorena byłby faworytem do wygranej w niejednym turnieju. Niestety, dopóki rząd nie podejmie decyzji w tej kwestii możemy tylko gdybać. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jesteśmy gotowi grać dla Kuby, ale tak naprawdę nic od nas nie zależy. Mamy wspaniałe tradycje i mnóstwo sukcesów, ale tylko przez to, że chcieliśmy podnosić swój poziom i wyjechaliśmy z kraju, nie jesteśmy dopuszczani do reprezentacji. Dlatego wierzę, że wszyscy najlepsi wrócą na igrzyska w Rio!

Naprawdę jesteście gotowi zapomnieć o dyskwalifikacjach i zakazach wjazdu do ojczyzny?

- My się tam urodziliśmy i dorastaliśmy. Przecież to na Kubie zaczynaliśmy się uczyć gry w siatkówkę. Najzwyczajniej w świecie chcielibyśmy się za to wszystko odwdzięczyć tak, jak potrafimy najlepiej, czyli dobrą grą chociażby na zbliżających się igrzyskach w Brazylii.

A jak pan ocenia obecną reprezentację swojego kraju, która wystąpiła na mundialu?

- Największym problemem jest zbyt duża ilość siatkarzy w wieku juniorskim w dorosłej reprezentacji. Nie można graczy tak młodych od razu wrzucać do seniorskiej drużyny. Oni potrzebują czasu, żeby dojrzeć, okrzepnąć. Ta sytuacja ma miejsce, ponieważ większość starszych zawodników po prostu stamtąd wyjechała. Każdy junior, nawet nie wiem jak najlepszy, potrzebuje czasu na rozwój i nabranie umiejętności. Kolejną sprawą jest to, że młodzież nie ma przyszłości na Kubie. Podrosną, pokażą się na kilku turniejach i wyjadą. Dlatego federacja w końcu musi podjąć kroki, aby otworzyć się na graczy zawodowych.

Czy zwycięstwo reprezentacji Polski po brazylijskiej dominacji było dla pana zaskoczeniem?

- Uważam, że Polska zasłużyła na ten złoty medal. Według mnie to jedno z najlepszych miejsc na świecie do gry w siatkówkę. Nigdzie indziej na mecze nie przychodzi tyle ludzi. Słyszałem, że na meczu otwarcia było ponad sześćdziesiąt tysięcy ludzi, to coś niesamowitego. Podobne serce do tej dyscypliny jest może jeszcze w Brazylii i na Kubie. Poza tym Polacy pokazali, że nawet bez największej gwiazdy są w stanie zbudować zespół walczący o złoto. Żeby wygrać tak długi turniej, wszyscy zawodnicy muszą podążać w tym samym kierunku.

Wspomniał pan, że był w tym roku na Kubie, co jeszcze jakiś czas temu wydawało się niemożliwe.

- Może ludzie na świecie tego nie dostrzegają, ale tam naprawdę wiele rzeczy się zmieniło. Powoli, bardzo powoli to państwo otwiera się na świat. Ludzie mogą wyjeżdżać do innych krajów, na przykład na wakacje. Niektóre zmiany w przepisach spowodowały, że wreszcie po latach mogłem pojechać do mojej rodziny. Byłem już tam nawet w ubiegłym roku. Ten problem jest już rozwiązany i sądzę, że to pierwszy krok w celu całkowitego otwarcia granic dla wszystkich, którzy musieli kiedyś opuścić Kubę.

Źródło artykułu: