Wakacje się skończyły, wracam do gry - rozmowa z przyjmującym Jastrzębskiego Węgla Igorem Yudinem

Kiedy jako osiemnastolatek przyjechał na testy do Polski, działacze z Jastrzębia od razu dostrzegli w nim talent i zaproponowali kontrakt. Jednak dopiero w poprzednim sezonie, który sam uważa za jeden z najsłabszych w swoim wykonaniu Igor Yudin zagrał w wyjściowej szóstce. Dzisiaj ponownie musi walczyć o uznanie trenera, premiowane awansem do meczowej dwunastki.

Ilona Kobus: Dlaczego podpisał Pan kontrakt w Jastrzębiu aż do 2011 roku?

Igor Yudin: Czuję się tutaj bardzo dobrze, a przede wszystkim mam idealne warunki do pracy i rozwoju. Mam świetnego szkoleniowca, który doskonale wie jak zadbać o rozwój młodych siatkarzy i choć nie jest może zbyt przyjacielski i otwarty w relacjach, to na swoim fachu zna się doskonale. Co roku mamy też bardzo dobry zespół, a możliwość trenowania z takimi graczami jak Dawid Murek czy Guillaume Samica to dla mnie wspaniała szkoła siatkówki. Poza tym, klub od początku bardzo mi pomaga, dba bym miał wszystko, czego potrzebuję i czuję się tutaj bezpieczny. Chciałbym się zrewanżować za to, co od nich dostałem i spłacić poczynioną we mnie inwestycję.

A jeśli kolejny sezon spędzi Pan na ławce rezerwowych?

- Nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że mógłbym cały sezon przesiedzieć na ławce.To byłoby dla mnie ogromne rozczarowanie. Jestem tutaj, by zdobywać szlify i doświadczenie i nie mogę sobie pozwolić na stanie w kwadracie cały rok. To by mnie dobiło. Wiem, że na mojej pozycji jest spora konkurencja i na dziś pewniakami są Hardy i Samica, ale wiem też, że trener Santilli wiąże ze mną nadzieje na przyszłość. Muszę tylko udowodnić na treningach, że jestem tak dobry, jak moi koledzy.

Na razie jednak nie pojawił się Pan na boisku.

- Kiedy przyjechałem do Polski od razu zacząłem intensywnie trenować. Byłem bardzo rozczarowany, gdy trener uznał, że nie jestem gotowy do gry i nie ujął mnie w meczowej dwunastce. Na kolejnym treningu w ogóle nie miałem ochoty do pracy i byłem przygaszony. Trener wezwał mnie do siebie i powiedział, że albo zaakceptuję zasady rywalizacji i będę uczciwie walczył o miejsce w szóstce, albo się poddam i przesiedzę sezon na ławce. Po spotkaniu z Politechniką Warszawska podszedł do mnie i stwierdził, że to był ostatni tydzień moich wakacji. Bardzo mnie ucieszyły te słowa, bo oznaczają, że wracam do gry.

A propos meczu z Politechniką Warszawską - co się stało z waszym zespołem?

- Przed meczem z Warszawą bardzo dużo czasu spędziliśmy na trenowaniu przyjęcia zagrywki, bo wiedzieliśmy, że oni mocno serwują. Mieliśmy poczucie dobrze wykonanej, niezwykle ciężkiej pracy i kiedy w pierwszym secie rozstrzelali nas właśnie zagrywką, straciliśmy na chwilę rezon. Sporą rolę odegrała też psychika i koncentracja. Po dwóch wygranych spotkaniach za trzy punkty myśleliśmy, że z Politechniką pójdzie równie łatwo. Przydał nam się taki zimny prysznic, bo w najbliższej przyszłości czekają nas bardzo trudne pojedynki i nie będzie czasu na najmniejszy nawet moment dekoncentracji czy zawahania.

Pierwsza, bardzo ważna konfrontacja już w najbliższą środę, z Olympiakosem Pireus.

- Dokładnie. Spotkaniem z greckim zespołem rozpoczynamy występy w Pucharze CEV, które traktujemy bardzo poważnie. Chcemy zagrać w Final Four, więc rywalizację z Olympiakosem musimy wygrać. Szanse są bardzo duże, bo jest to drużyna o podobnym potencjale, jak Jastrzębski Węgiel. Mają w składzie Ivana Miljkovića, ale my mamy Roberta Prygla i Samikę. Najmocniejszym punktem Olympiakosu jest zagrywka. Serwują mocno i bezkompromisowo. Dlatego też przygotowując się do spotkania z nimi bardzo dużo czasu spędziliśmy na ćwiczeniu przyjęcia mocnego serwisu.

Co będzie atutem Jastrzębia w dwumeczu z ekipą z Aten?

- Zespół – wyrównany, mocny na każdej pozycji i bardzo doświadczony. Chciałbym też powiedzieć, że naszym atutem będzie hala i wspaniała publiczność, ale nie gramy przecież u siebie. Wprawdzie obiekt na lodowisku Jastor, to wciąż Jastrzębie, ale ja osobiście nie czuję się tam komfortowo. W Szerokiej bardzo pomagają nam kibice, bo tumult ich dopingu deprymuje rywali. Grając na lodowisko tracimy tę wspaniałą atmosferę i sprzyjające nam warunki.

Czy obecny skład Jastrzębia jest silniejszy, niż rok lub dwa lata temu?

- Personalnie najsilniejszy zespół mieliśmy chyba dwa lata temu, kiedy przyjechałem do Polski. Murek, Szymański, Kadziewicz i Pliński to siatkarze, których nie trzeba reklamować. Nie byliśmy jednak prawdziwym kolektywem i od początku sezon się nie ułożył. Gdyby nie zmiana trenera i przyjazd Tomaso Totolo, to nawet nie chcę myśleć jak wtedy byśmy skończyli. Obecny skład, jak wszyscy podkreślają jest bardzo wyrównany. Wydaje mi się również, że nigdy wcześniej nie mieliśmy tak fantastycznej drużyny pod względem atmosfery i wzajemnych relacji. Spotykamy się po treningach, jadamy razem kolacje, rozmawiamy. Wcześniej większość zawodników skupiała się na życiu rodzinnym i nie było między nami takich zażyłości.

Komentarze (0)