Płomień upadł przez politykę?

- Miasto nie ma obowiązku wspierania zawodowego sportu, a pomimo tego żadna z dyscyplin nie dostaje z budżetu miasta tyle pieniędzy co siatkówka - tak wiceprezydent Sosnowca Zbigniew Jaskiernia odpiera zarzuty Waldemara Wspaniałego o to, że jedną z przyczyn upadku Płomienia był brak pomocy ze strony miasta.

W tym artykule dowiesz się o:

Jak wyjaśnia Zbigniew Jaskiernia, wiceprezydent Sosnowca odpowiedzialny za sport, miasto nie ma obowiązku wspierania zawodowego sportu, a pomimo tego inwestuje w siatkówkę tak jak w żadną inna dyscyplinę. W 2006 r. Płomień dostał od miasta 26 tys. zł, teraz, gdyby grał, mógłby liczyć na 218 tys. zł. Dodatkowo godzina treningu w hali przy Żeromskiego kosztowała klub jedynie 7 zł, a koszty związane z wypożyczeniem nawierzchni teraflex (12 tys. zł) i jej rozłożeniem (2 tys. zł miesięcznie) miasto również brało na siebie.

Pomimo tych doskonałych jak mogłoby się wydawać warunków, Płomień nie przystąpi w tym sezonie do rozgrywek PlusLigi. - Klubowi zaszkodziło upolitycznienie - ocenia Jaskiernia, przypominając, że sytuacja popsuła się, kiedy politykiem chciał zostać Piotr Hałasik, właściciel Płomienia. - Nie wszyscy radni to akceptowali i co tu dużo mówić, potem zaczęli się odgrywać - dodaje.

Teraz, ponieważ Płomień jest sportową spółką akcyjną nie może liczyć na pomoc z budżetu miasta. Oczywiście miasto może zachęcać miejscowe firmy by angażowały się w sponsoring, takie akcje, zdaniem Jaskierni, nie przynoszą jednak w Sosnowcu żadnych skutków. - Miasto może tylko prosić, przecież nikogo nie zmusimy do sponsorowania siatkówki - wyjaśnia.

Komentarze (0)