Więźniowie sukcesu
Siatkarską Polskę za rok czeka najważniejsza impreza w historii. Mistrzostwa świata w 2014 roku to nagroda za olbrzymi wysiłek ostatnich lat oraz ponadprzeciętne osiągnięcia organizacyjne i (nie można o tym zapominać) sportowe. Jednak przyszłoroczny mundial to nie tylko gratyfikacja wysiłków wszystkich, którym piłka siatkowa leży na sercu, ale również (a może nawet przede wszystkim) olbrzymia odpowiedzialność. Nie ogranicza się ona jedynie do wzorowego przygotowania turniejowego zaplecza. Wymaga od Polski również zadbania o poziom sportowy widowiska. W końcu tylko dobra gra biało-czerwonych gwarantuje zapełnienie trybun i atmosferę, jaką przyjezdne reprezentacje zapamiętać powinny na długo.
Nasz zespół znajduje się obecnie w trudnym położeniu. Sukcesy ostatnich lat spowodowały, że skala oczekiwań przed każdym kolejnym turniejem rangi mistrzowskiej sięga szczytu. Niepowodzenia na przestrzeni ostatniego roku musiały jednak mocno odcisnąć swoje piętno na psychice reprezentantów, którym już na starcie swojej pracy w 2011 roku Andrea Anastasi był w stanie błyskawicznymi sukcesami wyryć w głowach, że należą do absolutnej czołówki na świecie. Zawodnicy muszą przeżywać teraz wewnętrzne katusze, a czasu na odbudowę morale mają bardzo niewiele.
"Raul zawodowiec"
Dlatego selekcjoner, któremu siatkarska centrala powierzy przygotowanie zespołu do nadchodzących mistrzostw świata, zadanie będzie miał piekielnie trudne. W takiej sytuacji niezbędny jest zawodowiec, który weźmie się za tę straceńczą misję niemal z marszu, mając jednak od początku jasno wyznaczony cel oraz przygotowany arsenał narzędzi, którymi cel ów będzie w stanie osiągnąć.
Musi to być ktoś, kto przyjdzie pewny swojego warsztatu i reguł - jak w 2005 roku Raul Lozano, który błyskawicznie zrobił porządek, wprowadzając swoje niekiedy drakońskie zasady, a do tego miał jeszcze czelność narażać się środowisku i wykłócać z siatkarskimi decydentami o każdy dodatkowy dzień na pracę z drużyną narodową. Argentyńczyk już w pierwszym swoim turnieju w roli sternika biało-czerwonych wykręcił czwarte miejsce w Lidze Światowej, co było w tamtym czasie najlepszym wynikiem polskiej kadry w historii startów w tych rozgrywkach. Jakby tego było mało, w następnym roku jego pracy nasza reprezentacja została drugą drużyną globu!
Każdy jest kowalem własnego losu
W chwili obecnej miejsca na eksperymenty, czy budowanie czegoś od podstaw, ewidentnie brak. Nie ma też czasu na naukę, a w przypadku kandydata Andrzeja Kowala, który selekcjonerem nigdy nie był, o spójnej i jasnej, a co ważniejsze opartej na konkretnych realiach, wizji poprowadzenia reprezentacji Polski do medalu najbliższych mistrzostw świata mowy być nie może.
Jeżeli Kowal zdobędzie z Asseco Resovią Rzeszów kolejny medal, a biało-czerwoni domowy mundial zawalą, to oczywiście jak najbardziej powinien dostać szansę, by budować od postaw markę kadry, ale też i swoją jako selekcjonera. Póki co jednak, z całym szacunkiem dla jego osiągnięć i możliwości (tak, jestem pod olbrzymim wrażeniem jego dokonań w Rzeszowie), powinien skupić się na pracy w Resovii, a najlepszym sposobem na udowodnienie swojego potencjału byłby sukces w Champions League, po którym automatycznie wdarłby się do międzynarodowej elity trenerskiej, podobnie jak uczynił to jakiś czas temu z przeciętnym wtedy Arkasem Izmir Glenn Hoag (którego nomen omen wymienia się również jako jednego z potencjalnych kandydatów do objęcia biało-czerwonych sterów).[nextpage]Aaa cudotwórcę zatrudnię/zwolnię
Problem w tym, że na rynku odpowiedniego kandydata po prostu nie ma! Władimir Alekno nie chce, Hugh McCutcheon ponoć też nie. Bernardo Rezende ma u siebie za trzy lata igrzyska, wiec byłby głupcem porzucając w takiej chwili Canarinhos. Pewniaków zatem brak. Zostają strzały wielce ryzykowne. Wskazywany przez niektórych nieśmiało Javier Weber? Trudno mówić, żeby to był szkoleniowiec z sukcesami na arenie międzynarodowej. Vital Heynen? Kolejna wielka niewiadoma. Ma w swojej stajni Georga Grozera, który robi różnicę. Czy bez niego szłoby mu równie dobrze?
I tu wracamy do Anastasiego. Ostatnie trzy turnieje nadszarpnęły nie tylko reputację naszej drużyny narodowej, ale również właśnie włoskiego szkoleniowca, który do Polski przychodził w glorii wizjonera i świetnego stratega, regularnie kolekcjonującego najcenniejsze trofea już w bardzo młodym (jak na szkoleniowca) wieku.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Czy nie warto właśnie jemu dać szansę rehabilitacji? Może udałoby się zorganizować otwartą debatę, podczas której szczerze wypowiedzieć mogłyby się wszystkie strony, od selekcjonera, działaczy i ekspertów na czele, na siatkarzach, których domagają się w kadrze kibice (Mariusz Wlazły, Paweł Zagumny, Krzysztof Ignaczak, Daniel Pliński?) skończywszy. Anastasi ma olbrzymi materiał do przemyśleń i przepracowania. Co więcej, powinien być zdeterminowany, by pokazać światu, że trafił kilka słabszych rozdań, ale karta wcale się jeszcze od niego nie odwróciła.
To idzie młodość!
Wydaje się, że pierwsze wnioski już wyciągnął (Grzegorz Bociek, Fabian Drzyzga). Poza tym, wbrew pozorom, zrobił już sobie niezły "podkład" pod mistrzostwa świata, rzucając na głęboką wodę mistrzostw Europy nie tylko wspomnianych młodych: atakującego i rozgrywającego, ale również libero Pawła Zatorskiego. Ponadto miał na zgrupowaniach pod ręką wielu innym zawodników, którzy za rok mogą być w zupełnie innym miejscu w hierarchii krajowej siatkówki (Wojciech Włodarczyk, Andrzej Wrona).
Mistrzostwa Europy Anastasi tak naprawdę przegrał przy zielonym stoliku. Dziwne reguły rozgrywania turnieju spowodowały, że Włoch próbował robić wszystko, żeby ominąć reprezentację Rosji. Wyniki pokazały, że kombinował słusznie, bo poza wpadką na inaugurację Sborna okazała się potęgą nie do powstrzymania. Anastasiemu i jego podopiecznym zabrakło z kolei odrobiny szczęścia w meczu z Bułgarami. Śmiem nawet twierdzić, że porażka z Francją naprawdę była planowa. Sam szkoleniowiec, ani zawodnicy po porażce z Trójkolorowymi wcale nie wyglądali na załamanych. Anastasi, układając sobie w myślach turniejową drogę Polaków do finału, zagrał va banque i niestety przegrał, choć w starciu z ekipą Camillo Placiego zgubiły go niuanse.
Przyszłoroczny mundial, podobnie jak wspominany w Polsce niemal z odrazą włoski turniej z 2010 roku, będzie zapewne kolejnym polem do popisu dla kombinatorów. Dlatego reprezentację Polski do sukcesu w 2014 roku poprowadzić może tylko wytrawny gracz, który do gry z najlepszymi siadał już nieraz. Czy PZPS będzie w stanie dokonać słusznego wyboru?
Marcin Olczyk
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)